Rozdział XXV.

53 3 2
                                    

Ktoś zapukał w szybę auta, po stronie kierowcy. Odgłos nie był głośny, ale na tyle niespodziewany, by oboje lekko podskoczyli.

Szczególnie poruszona okazała się być Yosano — pukanie rozległo się tuż obok jej głowy. Wydawało się, że w trakcie rozmowy pozostawała czujna na nagłe zmiany w otoczeniu, a nie zauważyła, jak ktoś nagle podchodził do samochodu?

Do okna nachylił się obcy mężczyzna. Wyglądał młodo, ale trudno było oszacować jego dokładny wiek – nazwanie wyglądu nieznajomego chorobliwym stanowiłoby pewne niedopowiedzenie.

Twarz miał tak bladą, że z bliska dało się dostrzec, niektóre z rysujących się pod skórą żył. W dodatku oczy mężczyzny były podkrążone, usta popękane i lekko sine, a policzki zapadnięte. Teorię o pozostawiającym wiele do życzenia stanie zdrowia potwierdzał ubiór — mocnozabudowany i przesadnie ciepły, biorąc pod uwagę pogodę.

Uśmiechnął się delikatnie i pokazał, by kierowca opuściła szybę.

Yosano jakoś wymusiła uśmiech, w trakcie spełniania polecania. Nie chciała tracić czasu na cokolwiek, czego nieznajomy od nich chciał. Miała jednak świadomość, że nie mogli zachowywać się podejrzanie.

Bardziej bała się straty czasu, niż możliwości, że mieliby do czynienia z kimś niebezpiecznym. W końcu w drugim przypadku mogłaby się chociaż wyżyć. Raz na jakiś czas powinna być w stanie zapomnieć o przysiędze lekarskiej...

- Dzień dobry, jest jakiś problem? Mam nadzieję, że nie zaparkowaliśmy przypadkiem na zakazie – niemal ćwierkała kobieta.

- Nie, nie chciałem tylko o coś zapytać – nieznajomy brzmiał miło, ale to przecież nie musiało jeszcze nic znaczyć. – Państwo tu chyba nie mieszkają?

- Tylko czekamy na przyjaciela. Mam nadzieję, że nie zajęłam miejsca kogoś z mieszkańców. Oczywiście mogę natychmiast przeparkować!

Rżnąc głupią, starała się nie przyglądać rozmówcy w zbyt zauważalny sposób. Niemal od razu była w stanie ocenić, że nie kojarzyła mężczyzny, zwłaszcza że jego wygląd dało się uznać za charakterystyczny.

Ktoś tak namolny, jeśli byłby sąsiadem, zdecydowanie mógłby się im przydać. W szczególności, że zakładając, iż mężczyzna był tak chory, na jakiego wyglądał, mogli liczyć na to, że przynajmniej od jakiegoś czasu nie opuszczał mieszkania szczególnie często.

Jednak ta przypuszczalna wartość mężczyzny zależała właśnie od tego, czy mógł być tym, za kogo Yosano chciała go uważać. Mieszkał tu? A może był jednak z tych, na których to mieszkańcy się skarżyli?

Jakie były szanse, że miała do czynienia z kimś powiązanym z sektą? Jeśli tak, to jak szybko będzie w stanie to dostrzec? I co po tym?

W kwestii tożsamości zazwyczaj zdać by się mogła na umiejętności Ranpo. Jednak czy teraz też mogła w nie wierzyć? W tej sprawie zaczynała w to wątpić.

- Nie, nie – uśmiechnął się niemal przyjaźnie, ale każdy przyjmowany przez niego wyraz twarzy stawał się skażony cieniem bólu. Tak trudnym do ignorowania lekarce. – Mam nadzieję, że nie wyjdę na natręta, ale... - zawahał się tylko na chwilę, ale to zdawało się utwierdzić kobietę w przekonaniu, że nie będzie to zwykła wymiana zdań. – To naprawdę nie jest bezpieczna okolica...

- Co ma pan przez to na myśli? – chciałaby się nie domyślać, co powinna przez to rozumieć.

- Przejdę do rzeczy: należą państwo do Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, prawda? Mam dobrą pamięć do twarzy, naprawdę potrzebujemy pomo... - ciągnął. Rozważała zaprzeczenie, ale coś w tym, jak mówił, jej na to nie pozwoliło.

Niezakończony świat [Ranpoe]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz