Sunąłem motocyklem, pokonując kolejne ulice. Lubiłem te chwile, w których mogłem na chwilę się wyłączyć. Dać się ponieść i skupić wyłącznie na jeździe. Kiedy do głosu dochodziły myśli, robiło się ciężej.
Myśli przypominały mi kim jestem...
Musiałem pokazać jakże swoją przystojną twarz i wyszczerzyć się w najbardziej nieszczerym uśmiechu, na jaki było mnie stać. Goryl, stojący przed tyłami budynku, który naprawdę przypominał goryla, wyglądał jakby chciał skopać mi dupę za tę bezczelność.
Śmiało, spróbuj.
Drzwi się otworzył. Wszedłem, a gorąc uderzył mnie w policzki i kark. Rozpiąłem skórzaną kurtkę, pokonując hol i nie rozglądając się na boki. Nie chciałem na to patrzeć.
Nie miałem już piętnastu ani osiemnastu lat, nie działały na mnie sceny, które widywałem za każdym razem. Półnagie, obściskujące się kobiety. Mężczyźni, ciągnący je za sobą do zamkniętych pokoi. Rozsypane narkotyki czy pokątne bijatyki.
Kiedyś myślałem, że to „prawdziwy" świat. Ten podziemny, o którym wiedzą nieliczni, najbogatsi lub najbardziej brutalni. Czasem goście takich przybytków wykazywali obie te cechy.
Dziś? Dziś robiłem wszystko, żeby mnie to nie zepsuło doszczętnie, bo przecież i tak byłem nadpsuty.
Z holu wyszedłem na jedną z sal. Barman uśmiechnął się do mnie i kiwnął ręką. Pokazałem mu środkowy palec, posyłając jednocześnie mordercze spojrzenie. Był potworem. Jak większość tu. Otaczały mnie, zostawiły na mojej skórze swoje ślady. Codziennie wtłaczali we mnie swój jad, wysysając jednocześnie życie.
To nie było prawdziwe życie. To jego chora, zgniła, niemoralna wersja. Prawdziwe życie mieli Asher i Hannah. Pełne dobra, ciepła, miłości, wsparcia i lojalności. Ja byłem jak kot. Widziałem ludzi i widziałem potwory. Jedną łapą stałem po stronie światłości, drugą po stronie mroku.
Ominąłem jeden ze stolików, skąd doszedł do mnie rubaszny śmiech. Zerknąłem, choć przecież miałem nie patrzeć. Mężczyzna miał w oczach zło, kiedy nachylał się nad plecami dziewczyny, żeby wciągnąć z jej skóry kreskę. Drugi mężczyzna dał jej soczystego klapsa, przez co się poruszyła i tamten prawie wsadził sobie za mocno plastikową rurkę w nos. Wszyscy się śmiali, choć ona jakby za mgłą. To mogła być robota potwora–barmana. Za odpowiednią sumę dosypywał do picia co zechciałeś i komu chciałeś.
Ja miałem ochotę tą rurką wygrzebać skurwysynowi mózg przez nos. Później zająć się drugim, a dziewczynę odwieźć w bezpieczne miejsce, żeby wytrzeźwiała.
Nie zrobiłem tego. Poszedłem dalej, udając, że to nie moja sprawa. Nie dlatego, że byłem nieczuły. Po prostu daleko mi do Punishera czy Daredevila. Nie stanąłbym nawet obok Świętych z Bostonu. Nie mogłem zabijać złych i ratować dobrych. Boleśnie i wielokrotnie się o tym przekonałem nim przestałem patrzeć. Nim zacząłem udawać, że mnie to nie rusza. Zresztą... Niektórzy wcale nie chcieli być ratowani.
– Mason! – krzyknął na mój widok szef. – Jak dobrze cię widzieć! Jedziemy na wycieczkę!
– Tak jakby... Kazałeś mi tu przyjść... – Opadłem na jedno z siedzeń.
– Daj spokój. – Uśmiechnął się do mnie, nalewając drinka. Kupował wyłącznie zamknięte butelki z baru. Robił mądrze. – Zabawimy się. Zwiedzisz Hollywood!
– Nie zwiedzę. – Nie wziąłem drinka, bo przecież nie zostawiłbym tu księżniczki. – Obiję kilku typków, których będziesz mi kazał. Poza tym już tam byliśmy.

CZYTASZ
Mason - Zakończona
ChickLitMason nadal tkwi w swoim świecie brutalności i nielegalnych interesów. Nie widzi dla siebie innej drogi. Pogodził się ze swoim przeznaczeniem i z tym, że umrze młodo. Tylko czy to faktycznie jego przeznaczenie? Każda decyzja niesie za sobą konsekwen...