32. Wakacje w Warszawie.

183 17 9
                                    

Od dawna już wiem, że w moim życiu nic co sobie zaplanuje, nie będzie tak jak powinno. Nie ważne co bym nie zrobiła, wszystko przyniesie odwrotne konsekwencje do postanowionych.

Tak też było tym razem.

Michael był dla mnie jedną z najważniejszych osób w życiu. Jak nie najważniejszą. Kochałam go całą sobą, a pomimo tego do naszego szczęścia wciąż było daleko.

Powoli traciłam nadzieje na lepsze jutro u boku Howarda. Chciałam spędzić z nim całe życie, a los cały czas podkładał nam kłody pod nogi, o które się potykaliśmy. Nie wiedzieliśmy co mamy robić dalej.

Mieliśmy już pewną przyszłość, a dalej coś się nie zgadzało. Dalej czułam, że jest jeszcze coś przed nami, ale tak już chyba będzie zawsze, prawda?

Wciąż nie dochodziła do mnie myśl, że mogłam go stracić. Wszystko co razem zbudowaliśmy mogło zniknąć, jeszcze szybciej niż się pojawiło, a to wszystko za sprawą pierdolonego człowieka, który tamtej nocy oddał strzał.

Michael Howard mógł zginąć przez to, że zakrył swoim ciałem mojego brata.

Gdyby tamtej nocy coś mu się stało, nie miałam pojęcia jakbym sobie poradziła sama. Jedną osobę, którą miałabym przy sobie był by naszym synem, który przypominałby mi każdego dnia, że mam dla kogo walczyć.

W każdym razie, było by kurewsko trudno.

Na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale do dziś pamiętam chwilę, gdy siedziałam pod salą operacyjną, czekając na jakąś informację o stanie narzeczonego.

Czułam się wtedy najgorzej na całym świecie, bo nie wiedziałam jaką informację dostanę. Modliłam się do samego Boga, aby przeżył, aby nic mu się nie stało. Na szczęście moje modlitwy zostały wysłuchane.

Od całego zdarzenia minęło około trzech tygodni. Michael wciąż dochodził do siebie, ale dostaliśmy zgodę od lekarza, aby mógł podróżować samolotem. W innej sytuacji musielibyśmy przełożyć w czasie nasze wakacje w Polsce.

– Gotowa na podbicie Warszawy? – zapytał brunet, kroczący tuż obok mnie.

Odwróciłam się w jego stronę ze szczerym uśmiechem na twarzy. Za nami kroczyła babcia wraz z mamą. Samuel stwierdził, że zostanie sam z Ivanem w Nowym Jorku. W końcu mieliśmy zostać tu tylko na tydzień i każdy z nas miał nadzieję, że poradzi sobie z małym.

– Z tobą? Zawsze – uśmiechnęłam się, trzymając Howarda za dłoń.

Znajdowaliśmy się na lotnisku Chopina. Na razie nic nie zaskoczyło mnie w tym kraju. Lotnisko było podobne do wielu innych, które miałam okazję odwiedzić w swoim życiu.

– Nie mogę uwierzyć w to, że nigdy mnie tutaj nie zabrałaś, mamo – odezwała się Lucrecia.

– Nigdy nie wykazywałaś zainteresowania krajem matki, w przeciwieństwie do Isabelli – burknęła babcia.

Mama jedynie przewróciła oczami, ciągnąc za sobą walizkę. Po chwili znaleźliśmy się przed głównym wejściem, gdzie czekał na nas już samochód, który wynajęliśmy. Stwierdziliśmy, że tak będzie nam o wiele wygodniej niż czekanie na taksówki.

Zapakowaliśmy się do samochodu. Michael zajął miejsce kierowcy ustawiając nawigację na telefonie, która miała doprowadzić nas do hotelu. Ruszyliśmy z tego co się domyślałam w stronę centrum.

Przez szybę oglądałam przepiękną scenerię Polskich budynków. Było to znacznie coś innego, ale równie takie samo z czym miałam do czynienia na co dzień.

IMAGINATION +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz