ᴡᴌᴀᴍʏᴡᴀᴄᴢ

128 17 75
                                    

Tydzień później

Czasami mam wrażenie, że ubrania zwiększają swoją objętość, gdy tylko próbuje pomieścić je w walizce, w dodatu robią się cięższe gdy tylko kończę zamykać torbę, w ekefkcie gdy docieram pod wskazany adres jestem spocona i wykończona dźwiganiem mojej różowiótkiej walizki. Co prawda wiem że ma kółka, ale to nie znaczy, że sama wskoczy do metra lub wniesie do po schodach. Dobrze, że resztę swoich rzeczy wysłałam kurierem do jednego z kantorów firmy który udostępnił mi mój wspaniały szef abym trzymała tam swój dobytek do dnia gdy nadam wszystko w długi drogę do stolicy Francji.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk windy. Drzwi rozsunęły się a ja wraz ze swoją wielką waliz ruszyłam w jej głąb, by parę chwil później znaleźć się na trzecim piętrze przed drzwiami mieszkania w którym przez najbliższy miesiąc będzie toczyło się moje życie.

– Podoba mi się tu – przyznaje gdy światło które zapalam po wejściu do mieszkania ukazuje mi duży salon z granatowa kanapą, a także kuchnie sporych rozmiarów z wyspą.

Ściągam buty i ruszam  w stronę drzwi od sypialni, ciągnąć za sobą swój wielki bagaż. Robię ledwie trzy kroki kiedy słyszę ruch za drzwiami wejściowymi. Mieszkanie znajduje się na końcu korytarza, więc nikt nie powinien go mijać idąc do siebie. Zostawiam walizkę i przysuwam się bliżej przykładając tym samym ucho do drzwi. Słysząc dźwięk zamka a zaraz po nim ciche pikanie jakby ktoś wbijał kod zamieram. Ewidentnie ktoś chce tu wejść. Kiedyś czytałam o kradzieży kodów do kart bankomatowych więc dojrzenie kilku cyferek kodu czyjegoś mieszkania nie stanowi już teraz problemu dla złodziei. Szybko opieram się plecami o ścianę żeby drzwi zasłoniły mnie, jeśli komuś rzeczywiście uda się otworzyć. Wstrzymuje oddech gdy drzwi uchylają się delikatnie. Kurwa! Mogłam chociaż zgasić światło wtedy miałabym przynajmniej większe szanse obezwładnić napastnika. Rozglądam się za czymś czego mogłabym użyć jako broni. Parasol! Dzięki Ci Boże że nade mną czuwasz.
Unoszę swoją broń, żeby zdzielic nią tego, kto wyłoni się zza otwartych drzwi.

Widzę nogę. Jakie ładne buty, włamywacza ewidentnie ma dobry gust. Teraz pojawia się ramię w czarnym zimowym płaszczu. Kto idzie na włamanie w eleganckich butach i długim płaszczu? Nie powinno się zakładać dresów i kominiarki? Kiedy moim oczom ukazuje się nieco rozczochrana czupryna, staje na placach i wymierzam cios parasolem. Słyszę stęknięcie i od razu wymierzam ostry szpikulec w stronę mężczyzny, który odwraca się do mnie z mordem w oczach.

– Co tu robisz? – pytam, próbując powstrzymać drżenie głosu.

– A jak kurwa myślisz? Mieszkam – odpowiada, mierząc mnie wzrokiem z góry na dół jednoczenie rozmasowując miejsce gdzie musiałam zadać cios. – Kim jesteś?

– Mieszkam tu – mówię, zaciskając mocniej palce na parasolu.

Nieznajomy marszczy brwi, jakby nie rozumiał moich słów. Rozgląda się i zauważa moja walizkę. Robi głęboki wdech i podchodzi do drzwi które ku mojemu przerażeniu zamyka z głośnym trzaśnięciem.

– Chyba pomyliłaś adres, bo to ja od dziś wynajmujesz to mieszkanie.

– Mam kod, geniuszu, więc nic mi się nie pomyliło

– Ja też mam kod, a nie godziłem się na współlokatorkę. No chyba że jesteś tu, żeby umilić mi czas, a twoje usługi się w cenie – mówi a jego kąciki ust lekko drży.

Że co? Ja ci zaraz pokaże usługi! Puszczam parasol jedną ręką żeby móc włamywaczowi wymierzyć siarczysty policzek. Plask! Patrzy na mnie z otwartymi ustami. Jaki kurwa zdziwiony.

𝑪𝒉𝒓𝒊𝒔𝒕𝒎𝒂𝒔 𝒘𝒊𝒕𝒉 𝒂 𝒔𝒕𝒓𝒂𝒏𝒈𝒆𝒓 |𝑭𝒆𝒓𝒎𝒊𝒏 𝑳𝒐𝒑𝒆𝒛|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz