Biegliśmy w milczeniu. Słońce usytuowało się wysoko na niebie, jego promienie co i raz przebijały się przez rozłożyste korzenie drzew. Opuszki naszych łap miękko odbijały się od leżących gdzieniegdzie gałęzi i liści, sprawiając, że byliśmy praktycznie bezszelestni. W którymś momencie znalazłam się w środku grupy, chroniona z każdej strony przez resztę wilków. Leonid pozostawał na prowadzeniu, nikomu nie zdradzając celu naszej podróży.
W pewnym momencie zauważyłam, że uniósł wyżej łeb i powęszył w powietrzu. Widząc ten gest, cała się spięłam. Inne wilki zrobiły to samo co ich przywódca. Kilka wydało z siebie zniesmaczone warknięcie. Podejrzewałam, że wyczuwali zapach wampirów. Wspominając obezwładniający odór, miałam ochotę zasłonić nos łapą, byle znów go nie poczuć.
- Czujecie? – spytał Leonid, nieznacznie zwalniając, ale nie zatrzymując się nawet na moment.
- Są niedaleko wyjścia do miasta – rzekł Alexis, biegnący po mojej lewej. Byłam pod wrażeniem, że tylko na podstawie kierunku zapachu potrafił dokładnie zlokalizować, gdzie są wampiry.
Chwila...
- Są? – pisnęłam, a bicie mojego serca lekko przyspieszyło. Czyli znowu mieliśmy się natknąć na więcej niż jednego zimnego?
- Na pewno jest więcej niż jeden – powiedział Logan. – Nigdy nie zapuszczają się w te tereny pojedynczo. Wiedzą, że prowadzimy zwiady. W grupie są silniejsi.
- Ale nie tak silni jak my – skwitował Leonid. Zatrzymał się gwałtownie i wrócił do ludzkiej postaci. – Rozbijmy tu obóz. Co godzinę, dwie osoby będą robić zwiad po lesie, by zobaczyć, gdzie byli i w jaką stronę zmierzają krwiopijcy. Zastawimy na nich zasadzkę. Lukas, Logan – zwrócił się do dwóch wilków – wy pójdziecie pierwsi.
Nie okazując żadnego sprzeciwu, wybrane wilki pobiegły dalej, pozostawiając naszą szóstkę. To jednak nie był koniec rozkazów, jakie przygotował Leonid.
- Benjamin, Alexis, wy pójdziecie coś upolować – powiedział, wskazując dwa kolejne wilki. Widziałam, że brązowy przewraca oczami, ale posłusznie zamierza wykonać polecenie. Drugi wyglądał, jakby nie słyszał słów przywódcy. Oba skoczyły w krzaki i zniknęły nam z oczu.
Czekaliśmy na dalsze rozkazy Leonida. Tamten machnął dłonią na znak, że możemy wrócić do ludzkiej postaci. Została nas tylko czwórka – ja, Leonid, Sebastian i Rodrigo. Jedyny chłopak, z jakim dobrze się dogadywałam, był na mnie właśnie obrażony, a pozostałych moich dobrze poznanych kolegów wuj wysłał na wycieczki. Z pozostałą dwójką ani razu nie zamieniłam nawet słowa i czułam teraz unoszącą się między nami, niezręczną atmosferę. Miałam wrażenie, że Leonid zrobił to specjalnie, żeby mi dopiec, ale nie chciałam robić sceny przy chłopakach. Musiałam zabłysnąć w ich oczach jako dobra, potencjalna kandydatka na przyszłą alfę.
Wypuściłam powietrze z płuc i niepewnie podeszłam do dwójki chłopaków. Akurat byli pogrążeni w rozmowie, ale gdy się przy nich znalazłam, od razu zamilkli i skierowali na mnie swoje spojrzenia. Odchrząknęłam i wydukałam:
- Może zebralibyśmy drewna na ognisko? Niedługo zrobi się chłodno i wiecie...
Obaj patrzyli się na mnie przez chwilę, jakbym całkowicie postradała zmysły, po czym Rodrigo zrobił coś, czym kompletnie mnie zaskoczył. Zaczął się histerycznie śmiać, opierając dłonie na udach. Sebastian patrzył na niego jak na idiotę, ale na jego ustach błąkał się mały uśmieszek. Rumieńce pokryły moją twarz, szyję i dekolt. Zagadanie do nich było głupim pomysłem. Jedyne, co uzyskałam, to ich dezaprobatę i wyśmianie. Już dawno nie czułam takiego wstydu.
Właśnie odwracałam się, żeby odejść i popłakać w samotności pod jakimś drzewem, kiedy zatrzymał mnie zachrypnięty przez głośny śmiech głos Rodrigo:
CZYTASZ
Córka Dziewicy: Pełnia
FanfictionRzeczywistość stała się fantastyką. *w fanfiction pojawiają się wszelkiego rodzaju używki, sceny erotyczne i przekleństwa, czytasz na własną odpowiedzialność*