*Rozdział 4*

63 6 5
                                    

3os.pov: (z Rosją i Ukrainą)

Mimo iż dwójka dzieci próbowała być jak najciszej, echo ich kroków odbijało się wzdłuż szerokiego korytarza willi. Pokonali już tak długą trasę, ale i tak nie znaleźli źródła krzyków. Może dlatego że te już się nie powtórzyły, co było jeszcze bardziej przerażające niż same wrzaski.

- Nigdy bym się nie spodziewał że nasz dom jest arz taki wykurwiście ogromny... - wyszeptał Rosja.
- No- odpowiedziała mu Ukraina - Słuchaj Rosja, ja się chyba jednak trochę boję...
- Serio? Boisz się? - spytał ją z udawaną odwagą, ale sam też nie czuł się tutaj najlepiej.
- Nie...tylko... chyba dobrałam złe słowa. Chodzi o to że cały czas czuję się jakby ktoś nas śledził...

Rozejrzeli się w wzdłuż korytarza. Faktycznie wyczuwalna była obecność jeszcze jednej osoby. Po chwili stania w miejscu zaczęli słyszeć czyjeś kroki. Dochodziły z oddali, ale w szybkim tempie przybliżały się do małych krajów. Oboje okropnie się bali. Mieli nogi jak z waty. Po chwili kroki ucichły a ich oczom ukazał się....


...








Pov: Ukrainy

- Kazachstan?! - krzyknęłam gdy odzyskałam zdolność mówienia.
- Najwidoczniej - odparł obojętnym głosem Kazachstan.
- Co ty tu robisz?! - spytał po chwili Rosja.
- Chyba nie myśleliście że byliście nie do usłyszenia?
- No w sumie...
-Tak jak myślałem... po co tu przyszliście?
- To ty nie słyszałeś tych krzyków?
- Krzyków?
- No tak, krzyków. Poszliśmy sprawdzić skąd się biorą, bo to na 100% nie był ojciec.
- No to mnie zaciekawiliście...

Pov:ZSRR

Skończyłem. Teraz wystarczy zaczekać arz chloroform przestanie działać. Muszę przyznać że nie było to łatwe ( ani tak fajne jak tortury).

Z tego co pisali w książce albo umrze, albo stanie się bardziej cichy i posłuszny.

Oczywiście celujemy w to żeby jednak przeżył, ale tak czy inaczej bym za nim nie płakał.

Minus był taki że przez przypadek mu trochę uszkodziłem oko, więc będę musiał się przejść do mojego pokoju po zapasową przepaskę.

Zanim wyszedłem z podziemi sprawdziłem jeszcze raz czy był dobrze przywiązany do stołu. Tak  a wszelki wypadek...

Pov:Rosji

Te korytarze ciągnęły się w nieskończoność. W pewnym momencie zdecydowaliśmy się odpocząć.
- Myślę że nie ma sensu iść dalej - powiedziała Ukraina.
- Wyjątkowo się z tobą zgadzam - odpowiedzaiłem.

Było ciemno, ale mój wzrok już się do niego przyzwyczaił. Przez chwilę staliśmy w ciszy.

Kazachstan zaczął z nudów wystukiwać jakąś melodię na ramie jakiegoś obrazu. Nagle obraz się przesunął ukazując wejście do jakiegoś pokoju. Oczywiście że tam weszliśmy.
Zaczęliśmy się rozglądać. Pokój jak pokój. Łóżko, małe biurko, szafa.

- Jak dla mnie to stary pokój dla służby z czasów w których mieszkał tu dziadek - powiedział jak zawsze obojętnie Kazachstan.
- No dobrze, ale czemu ten pokój wygląda jakby ktoś w nim aktualnie mieszkał? - spytała poddenerwowana już Ukraina
- popatrz! Tam jest nawet miska z nie dojedzonym barszczem - podeszła do miski i ją dotknęła- nawet jeszcze trochę ciepła...przecież mieszkamy tu tylko my, Białoruś i ojciec! Prawda...

Nagle coś usłyszałem.

- Ludzie, bądźcie cicho... ktoś idzie!
Po jakimś czasie rozpoznałem kroki.
- To chyba ojciec! - szepnęłem do nich i uchyliłem lekko drzwio - obraz.
- Tak to on! Co on tu teraz robi?!
- Przecież miał tą jakąś SPRAWĘ do załatwienia...
- No właśnie... o boże... O BOŻE!... Te krzyki.. Nasz ojciec kogoś zajebał?!
-Nie zdziwił bym się - odpowiedział Kazachstan.
-Chyba powinniśmy wracać - powiedziała Ukraina - on może idzie sprawdzić czy śpimy...
-Ej rel - odpowiedziałem, po chwili sobie coś uświadomiłem - czekajcie... Którędy żeśmy szli?
- ...
-Zaznaczyłem drogę powrotną białą kredą - powiedział po chwili Kazachstan.
-Cudownie Kazachstan! Kocham cię! Jak o tym pamiętałeś? - przytuliłem się do brata.
- Lata praktyki:)
- To było trochę gejowe... - powiedziała Ukraina.
- Jesteśmy braćmi... O_o
- Aaa no...


(Żeby nie było, nie będę shipować braci)

Przypadek Radzieckiej Lobotomii - countryhumansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz