NIEKANONICZNY BONUS 500 GWIAZDEK

47 9 93
                                    

Moi kochani czytelnicy. Dziękuję wam za cały ten czas poświęcony mojemu szalonemu projektowi o magach i potworach. Wasze komentarze, reakcje sprawiają, że z wypiekami czekam na piątki i czwartki. Jesteście super. Uwielbiam was.

A oto obiecany alternatywny, niekanoniczny koniec Rozdziału 16: To, co się stało w lochu, zostaje w lochu.

Miłego czytania

<3<3<3<3<3<3<3

 ERNA

Leon wzruszył ramionami.

— Tak czy inaczej trzeba sprawdzić wrogów Maurycego...

— Pół miasta i jedną czwartą kraju — mruknęła Karolina, po czym przeniosła wzrok na Marcina. — Młody się tym zajmie, ja mam dwóch debili do ogarnięcia... Chyba że jednak postanowisz ich zjeść... Nie, żebym namawiała.

Marcin westchnął.

— Jasne. Nie, żebym miał jakieś życie poza tym lochem — rzucił sucho.

— Pomożesz mu, jak skończysz — zdecydował Robert.

Przeczuwając kolejną kłótnię rodzeństwa Erna wycofała się w stronę korytarza.

— Idę do Elżbiety po akta — rzuciła, wyciągając z kieszeni komórkę.

Jednak ku jej zaskoczeniu, poczuła, jak dłoń Roberta zaciska się na jej nadgarstku. Pochwyciła wzrok jego zielonych oczu, wydały się jej nagle jaśniejsze, niemal żółte.

— Na słówko — powiedział i to nie była prośba.

Karolina uniosła brew.

— Grabisz sobie dziewczyno... — mruknęła.

Czy jej się tylko wydawało, czy Robert zawarczał cicho, nim skierował wzrok na siostrę.

— Do roboty — prychnął na rodzeństwo, po czym pociągnął ją do drzwi swojego biura.

Uścisk jego dłoni był mocny. Przez chwilę kusiło ją, żeby podpalić rękę i zobaczyć czy wtedy ją puści. Nie zrobiła tego. Było coś fascynującego w ruchu jego ramion, kiedy tak szedł przed nią, w tym, jak napięte mięśnie tańczyły pod skórą. W ślad za ciałem podążał ostry, piżmowy zapach. Raróg poczuła, jak dreszcz przebiega jej wzdłuż kręgosłupa. Bies był wściekły. Przegięła dziś z prowokowaniem go? Zaklęła w duchu. Naprawdę musiała robić sobie więcej problemów w okolicy? Zwłaszcza że lubiła tego rogatego debila.

Puścił ją, kiedy przekroczyli próg gabinetu. Zamknęła za sobą drzwi.

— Słuchaj ja...

Nie zdążyła się nawet do końca odwrócić, kiedy do niej przyskoczył. Uderzyła plecami o drzwi. Drewno zatrzeszczało, kiedy chwycił jej twarz w obie dłonie i po prostu zmiażdżył jej usta pocałunkiem.

Serce rzuciło się jej dziko w piersi, dłonie same wylądowały na jego bokach. Czuła stalowe mięśnie, szybkie ruchu przepony. Gorący oddech w ustach. W desperackiej próbie odzyskania kontroli ugryzła go. Nie przejął się, wciąż trzymał ją w żelaznym uścisku, biorąc w posiadanie jej usta, a smak jego pożądania mieszał się ze smakiem krwi.

Potem puścił ją równie nagle i cofnął się dwa kroki. Stała tak wsparta plecami o drzwi, na miękkich kolanach i desperacko łapiąc oddech, patrzyła na niego.

Ciemność wydawała się ciągnąć do jego sylwetki, jednak był to inny rodzaj mroku niż ten, jaki widywała u Borutów. Miał barwy bliższe naturze, pachniał matecznikiem i feromonami wściekłego tura. Patrzył na nią i jego oczy wydawały się płonąć.

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz