Tydzień później
Tym razem to Hawkeye wraz z Wandą przemierzali przez pusty korytarz. Zostali dzisiejszymi wysłannikami do Tonego Starka, który siedział od wczoraj w swojej jaskini. Oboje szli w ciszy, wymieniając jedynie między sobą zmartwione spojrzenia. Już każdy w wieży usłyszał o drażniącej ich decyzji miliardera, którą po wielogodzinnej rozmowie postanowili zaakceptować. Niestety bohater w tym miał racje, nie ma sensu męczyć biednego dzieciaka, który trafił do dobrych ludzi. Chcieli, jak najlepiej dla tego malca. Chcieli, aby czuł się, jak normalne dziecko z przyziemnymi problemami. Nie chcieli robić mu mętliku w głowie. Nie chcieli, aby wybierał między rodzinami. To nie byłoby w porządku. Miał korzystać ze swojej młodości, a nie być ciąganym po sądach.
Oboje podeszli do szklanych, a właściwe to dziurawych drzwi. Sprawka Natashy. Tony nie miał siły się tym zająć, co było zrozumiałe. Był zdruzgotany, swoją własną decyzją. Co mogło się wydawać dość absurdalne, bo jej nie żałował - ale w głębi serca, nie chciał aby tak było. Chciał, aby Peter był z nim. Chciał, aby młodszy towarzyszył mu do końca jego dni. Chciał.. aby po prostu był przy nim, przy jego czasem nawet głupich decyzjach.
— Tony? — spytała troskliwie Wanda, przechodząc przez dziurę w drzwiach.
Ujrzała, jak mężczyzna siedział przed monitorem. W jednej ręce miał butelkę whisky, a druga leżała pusta na podłodze. Wydawał się, jakby nie zauważył ich wejścia. Przyjaciele miliardera wymienili zaniepokojony wzrok między sobą. Podeszli powoli do monitora, aby zobaczyć co się na nim znajduję. Gdy ujrzeli na co miliarder tak patrzy z utęsknieniem, czuli, jak łzy zaczynają wirować w ich oczach. Tony wpatrywał się w zdjęcie. Jego zdjęcie z Peterem, kiedy ten był jeszcze mały. Siedmio, może sześciolatek siedział na kolanach filantropa, wyszczerzając swoje brakujące mleczaki do kamery. W rączkach trzymał zestaw lego z samochodzikami, a Anthony trzymał go za brzuszek, tak aby przypadkiem nie spadł z jego kolan. Na jego twarzy też uformował się ogromny i szczery uśmiech. Wyglądali na szczęśliwych, jakby liczył się dla nich tylko i wyłącznie ten moment.
— Tony.. — mruknęła cicho rudowłosa, łapiąc miliardera za bark. Wtedy ten, schylił głowę do przodu. — Nie zamęczaj się proszę.
— Było tyle szans.. mogłem to zauważyć do cholery — powiedział poirytowany. Schował twarz w dłoniach, wycierając pojedyncze łzy — Powinienem to zauważyć. Przecież, to było tylko dziecko kurwa mać. Jak śmiałem nie zainteresować się czy nie dzieje mu się krzywda?
— Nie męcz się tym, to nie twoja wina — powiedział ze współczuciem w głosie Barton. — Każdy mógł zauważyć, nauczyciele.. sąsiedzi..
— Nie, nie, nie — zaśmiał się smutno. — Oni wszyscy do cholery wiedzieli, ale nic nie zrobili bo się kurwa bali — syknął, czując ogromny wstręt do ludzkości — Ludzie to świnie — splunął.
— Nie możesz się za to obwiniać Tony — powiedziała nieco głośniej Wanda.
— Jak mam się do cholery za to nie obwiniać? — mruknął zirytowany. Uderzył pięścią o stół, na co kobieta się delikatnie cofnęła. — Gdybym był lepszy, on nigdy by nie ucierpiał.
— Stark kurwa, nic nie mogłeś zrobić! — krzyknął nagle łucznik, mając nadzieję, że w końcu coś do niego dotrze. — Pogódź się w końcu z tym i przestań niszczyć sobie życie!
— Jak mam się kurwa z tym pogodzić?! — zdenerwowany miliarder wstał, odpychając krzesło. Odwrócił się do nich, a oni spojrzeli w jego oczy ze strachem. — Jak mam się niby kurwa pogodzić, że dziecko było maltretowane przez pierdolone piętnaście lat, a ja nawet nie kiwnąłem placem?!
CZYTASZ
Please, have mercy on me | Irondad | Spiderson
Fanfiction"- P-przepraszam m-mamo.. t-tak strasznie cię p-przepraszam.. - wyszlochał, pomiędzy uderzeniami. Jednak po paru sekundach poczuł kolejne, na które pisnął i mimowolnie podskoczył. Jego chude ciało się niewyobrażalnie trzęsło, a on nie mógł go za nic...