XVII.

4 1 0
                                    




POV: Samantha

Poczułam ogromny ból w okolicy żeber i zaczęłam otwierać oczy. Ogarnęła mnie ciemność i skrępowane ruchy. Po chwili dotarło do mnie co się stało. Oglądałam wyścig Nathana, gdy ktoś przyłożył mi jakąś szmatkę do buzi i po prostu odpłynęłam. Ktoś zaatakował mnie, gdy stałam niecały metr od Tonego. Moje ręce i nogi były związane, a ja po chwili zorientowałam się, że jestem w bagażniku. Słyszałam jakieś głosy dookoła siebie ale nie byłam w stanie stwierdzić do kogo one należą.

Nagle bagażnik się otworzył, a przed moimi oczami stanął Lucas Decker. W jego spojrzeniu dostrzegłam rządzę mordu, dosłownie. Byłam przerażona, gdy wyszarpał moje ciało z bagażnika i rozwiązał linę na łydkach, bym stanęła o własnych nogach.

-Czego chcesz, Lucas?- warknęłam w jego stronę.

-Widzę, że jednak mnie pamiętasz. Przyjechałem w odwiedziny.

-Po co? Przecież się wyprowadziliście.

-Powiedz mi skarbie, gdzie jest Will?- przełknęłam ślinę głośno- Odpowiedz!

-Will nie żyje- mój głos się łamał, a ja nie chciałam aby on wiedział, że się boję.

-A kto go zabił, skarbie?- z kieszeni wyjął nóż i przejechał nim po moim obojczyku, rozcinając delikatnie skórę.

-To boli, kretynie!- zaśmiał się na moje słowa- Will zginął na własne życzenie!

-Dziwne.. Jechaliście we trójkę, a tylko on gryzie piach. Jakim cudem żyjecie, Harris?

-Will prowadził, nikt nie kazał mu wsiadać naćpanym do samochodu, Lucas!

-Wy tam byliście i wy odpowiecie za jego śmierć. Ty i Henderson. Czas mu się kończy, aby tu dotrzeć.

Spojrzał gdzieś w bok i dopiero zobaczyłam, że nie był sam. Przy samochodzie stał jeszcze ten cały James z wyścigów. No i jego lala. Ja pierdole! Nathan ma tu przyjechać? I co? Zabiją nas w odwecie za Willa?

-Puść ją, Decker- usłyszałam twardy, męski i lekko zachrypnięty głos z prawej strony. Nate przyjechał i mnie uratuje. To jedyna myśl, która trzyma mnie w całości.

-Nie jestem mordercą, Henderson. Nie zabiję jej. Może lekko pokiereszuję, ale nic poważnego jej się nie stanie.

-W takim razie po co ta szopka z porwaniem?

-Macie zgłosić się do sądu w sprawie wypadku Willa. I przyznać się do winy.

-To nie my go zabiliśmy, Lucas- jego głos był nadzwyczaj spokojny- Will zabił siebie i prawie zabił nas.

-Nie pierdol! Ćpaliście razem! Skąd mam wiedzieć, że nie wy kierowaliście i aby przerzuciliście jego zwłoki na fotel kierowcy, co?!

-Co ty pieprzysz! Podesłałeś nam przecież zdjęcie, wiesz, że byliśmy z tyłu.

-To mało ważne. Jutro widzę was na komisariacie, inaczej zmienię zdanie co do krzywdzenia was i waszych bliskich- popchnął mnie w stronę Nathana i cała trójka wsiadła do samochodu.

Nate od razu podbiegł do mnie i rozwiązał sznur z moich nadgarstków. Złapał mnie za dłonie i milczał, obserwując moje ciało. Jego wzrok zatrzymał się na obojczyku i widziałam, jak zaciska mu się szczęka. Chwycił mnie w swoje ramiona i mocno wtulił w swój tors.

-Nie zrobili Ci nic więcej?- głaskał mnie po plecach i nie puszczał z rąk.

-Nie, to tylko draśnięcie. Przystawił mi jakąś szmatę do buzi na wyścigu i odpłynęłam.

ON THE SAME SIDE | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz