Rozdział 27 Zdrada

70 11 8
                                    

Podobno dziewiąty krąg zajmują najwięksi grzesznicy – ci winni zdrady.

czerwiec 2015 roku.

– Jak mogłeś! – wrzasnęłam na całe gardło.

Dochodziła północ. Wparowałam do katakumb i nie przejmowałam się, czy ktokolwiek usłyszy moją tyradę. Moje napędzane złością kroki odbijały się echem od pustych ścian, a spojrzenie ciskało gromy, gdy dostrzegłam sylwetkę tego, który miał być mi bliski.

Serce waliło mi jak młotem – myślałam, że przebije klatkę piersiową. Tak naprawdę niewiele z niego zostało. Było rozbite na kawałki, które trzymały się tylko siłą mojej woli, ale i ona już zawodziła. Kolejne krwawe fragmenty odrywały się raniąc ostrymi krawędziami duszę, a ona gdzieś ulatywała. Czułam coraz większą pustkę. Wypierała krążący we mnie gniew i żal.

– Miałam cię za przyjaciela! – Mój krzyk zabarwiła chrypa, jakby niewidzialna siła ściskała mnie za gardło. Kłykcie zbielały mi od zaciskania pięści, a paznokcie niemal przedarły się przez skórę.

Dyszałam z wściekłości, a on tylko stał ze spuszczoną głową i łypał na mnie spode łba. Milczał, a to było najgorsze, bo gdyby zaczął się bronić resztki mojego rozsądku, resztki nadziei, że było inaczej, być może pokonałyby zawód.

Chciałam jednocześnie rozerwać go na strzępy lub rozkruszyć się przed nim i ulecieć, bo to drugie zabolałoby go bardziej.

– Zaufałam ci, Timothy! – Mój głos drżał ze złości i żalu.

Powierzyłam Westonowi tajemnicę, a on ja zdradził. Byłam taka naiwna!

Tim prychnął i włożył ręce do kieszeni. Wyglądał jak zmokły sęp, któremu uciekła zdobycz. Grał ofiarę, chociaż to ja nią byłam.

– Zrobiłem to dla twojego dobra – wycedził przez zęby i uniósł wzrok. Czekoladowe tęczówki błysnęły spomiędzy opadających kosmyków włosów. Zazwyczaj gdy się stresował przeczesywał je do tyłu. Tym razem nie sięgnął do nich rękoma, nie odgarnął ich z czoła, a to oznaczało, że się nie stresował – pogodził się z sytuacją i własnym losem. To łamało jeszcze bardziej moje pokruszone serce. On jeden mnie rozumiał, on jeden widział...i mnie zdradził.

– Dla mojego dobra – sarknęłam i zaczęłam krążyć po pomieszczeniu.

Oddychałam szybko i mocno, miałam wrażenie, że ściany zaczęły na mnie napierać, zwężać się i atakować. Miałam dosyć tych cegieł, każdej jednej, z której wzniesiono ten popieprzony przybytek. Wszystko nasączone było wilgocią, krwią i śmiercią, a cienie zdawały się nie należeć do ludzi i przedmiotów, a do tych, którzy cierpieli w okowach murów Glassville. Mrok skrywał wszystkich, którzy stracili życie, próbując tu przetrwać i się uwolnić.

Widziałam ich wszystkich, te cienie nawiedzały moje sny, burzyły spokój, gdy byłam sama. Nade wszystko chciałam się od wszystkiego uwolnić, nie tylko od murów, ale też od koszmarów, zarówno tych w cieniu, jak i w ludzkich skorupach.

W głowie huczało mi jedno słowo, które zaczęło przelewać wypełniająca mnie złość: Bezradność.

– Jesteś bezradna – szeptała podświadomość. – Słaba. Skazana na potępienie.

Ja już nie chciałam być słaba, chciałam o siebie zawalczyć. Moja determinacja osiągnęła apogeum, byłam gotowa by się wyrwać, by rozwinąć skrzydła, a potem wtrącił się Tim...nastała tylko złość, coraz większy gniew, zamieniający się w furię. Byłam jak ranne zwierzę, chciałam kąsać każdego kto się zbliży, a najbardziej tego, kto winien był ran.

Pieśń Nocy 18+ [ZAKOŃCZONE] Dylogia Słowik i DiabełOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz