~Luis~
Słuchając mamy, patrząc się na to co przeszła, to podziwiam ją za to jaka silna była. Teraz kiedy znamy całą prawdę wszystko w końcu do siebie pasuje. Dla mnie nie ma znaczenia czy Carmen jest taty, czy nie. Zawsze będzie moją straszą siostrą i nic tego nie zmieni. A geny? Mamy wspólne po mamie i to wystarczy. Z pewnością dla każdego ta historia była wielkim szokiem, ale to jak się każdy zachował świadczy o tym jak bardzo jesteśmy ze sobą zżyci. Byliśmy wychowywani wspólnie, żadno z nas nie było lepiej czy gorzej traktowane. Teraz jakby się okazało, że połowa mojego kuzynostwa nie jest z rodziny to i tak nikt by się tym nie przejął tylko dalej byśmy traktowali się tak jak zawsze. Rodzice mieli przejechane z dziadkiem od zawsze wiedziałem, że to był sukinsyn. Dziwiłem się Carmen i Luce, że za wszelką cenę chcą się tak oszukiwać. Rodzice mieli z nim piekło. I to jak każde z nas się zachował świadczy o tym, że rodzice zyskali to co sami musieli zadbać będąc dorosłym. Sami musieli stworzyć więź rodzinną. My ją mieliśmy od dziecka. Nie mniej jednak, że wszystko dobrze się skończyło, to i tak musimy dorwać tego sukinsyna, który postanowił zaburzyć całą naszą harmonię i spokój. Jeszcze tego samego wieczoru Carmen postanowiła, że ona się tym zajmie. Pomoc Luci i reszty weźmie dopiero w chwili kiedy nie da sama sobie rady. Oczywiście nie będzie sama, bo ja jej w tym pomogę. Ale rozumiem ją, że to ona chce sama zająć się tym wszystkim. Teraz będzie to dużo prostsze. Ten mężczyzna nie wie, że Carmen zna całą prawdę. Łatwo będzie można go zaskoczyć no i się go pozbyć. No ale to już jak będziemy w domu. Właśnie stoimy i żegnamy się ze wszystkimi.
- Dbaj o Carmen i jakbyś sam potrzebował pomocy w czymkolwiek to dawaj znać. - Powiedział Luca, a ja wiem o co mu chodzi.
- Dzięki wiem, że mogę na was liczyć.
Uścisnąłem wszystkich i pojechaliśmy na lotnisko, a z niego polecieliśmy do domu. Z chwilą kiedy wysiadłem z samolotu odetchnąłem bardzo głęboko.
- Jak dobrze być w domu! - Wyciągnąłem się, prostując kości po podróży.
- Sycylia nie jest taka zła. - Powiedziała Carmen.
- Nie mówię, że jest no ale dom to dom.
- Zgadzam się z tobą synu. - Tato poklepał mnie po ramieniu po czym minął mnie i poszedł wraz z mamą do samochodu.
Korzystając z chwili kiedy mogliśmy być z Carmen sam na sam spojrzałem na nią aby zobaczyć w jakim jest nastroju.
- Dlaczego przyglądasz mi się tak?
- Próbuję rozgryźć co siedzi ci w główne.
Carmen odetchnęła dość głęboko. Po czym wzruszyła ramionami.
- Prawda mnie nie załamała. Uspokoiła mnie i nadała mi inne myślenie. Pewna osoba miała rację, że rodzicem nie musi być osoba, która cię spłodziła. Kocham tego staruszka i nic tego nie zmieni. - Carmen uśmiechnęła się do mnie bardzo szeroko. Nie wiem o kim ona teraz mówi, ale jak znam swoją siostrę, to niedługo się o tym przekonamy. Wyciągnąłem w jej stronę swoje ręce aby przyszła i się przytuliła do mnie.
- Nigdy nie wątp w siebie i w naszą rodzinę. Nie jesteś sama Carmen i z przyjemnością pomogę ci zemścić się na tym facecie.
- Mam już nawet plan ale nie będziemy gadać o nim na lotnisku.
- I o to jest moja zdolna siostra, która jest godna posiadania władzy. - Ucałowałem ją w czoło po czym spojrzałem na nią, ale jej mina była zmieszana. - Co jest?
- No bo... - Zaczęła się jąkać. - No bo...- Wzięła głęboki wdech. - No bo teraz ty możesz przejąć władzę.
- Carmen rozmawialiśmy o tym i to nie raz. Ja jej nie chcę. Nie nadaje się do bycia szefem. Z resztą mi znacznie odpowiada rola twojej prawej ręki. Carmen nie oszukujmy się ty nadajesz się do tego bardziej. Widzisz ty już masz plan jak pozbyć się tego faceta, a ja? Ja nawet nie zdążyłem się nad tym zastanowić. Już ci mówiłem i będę ci powtarzał to tyle razy ile chcesz ale dla mnie ty jesteś pierworodną taty i ty masz przejąć władzę. Już ci mówiłem nie wątp w to, że jesteś Perez.
CZYTASZ
Luca (Spinoff Rossi family secrets) (+18)
RomanceMiałem trudne zadanie do wykonania, a mianowicie to aby stać się taki jak swój ojciec. Domenico Rossi był człowiekiem, którego nie da się zastąpić. A ja właśnie musiałem. Z chwilą przyjęcia władzy muszę stać się taki jak on. Boję się... Boję się, że...