Rozdział 20

160 6 1
                                    

Sophia

Od mojego przyjazdu do szpitala minęło już kilka dni, dla pewności lekarz zatrzymał mnie na obserwacji i żebym do siebie doszła. William był tu codziennie, tylko na chwilę mnie opuszczał żeby pojechać do domu się tylko odświeżyć.
Alex nie odwiedził mnie tylko, życzył mi dużo zdrowia przez sms.

Co za dupek.

A niby jesteśmy narzeczeństwem...

No właśnie to wszystko udawane, dzięki temu miałam mieć spokój, a tymczasem wylądowałam w szpitalu, bo Robert poczuł się zazdrosny o syna.

-Pani Black, zabiorę Panią na badania - weszła pielęgniarka trzymając ze sobą wózek.

-Badania? - zdziwiłam się. - Myślałam, że już dziś wyjdę - jęknęłam, ale wyszłam z łóżka i usadowiłam się na wózku.

-Lekarz zalecił, zawiozę Panią.

Pielęgniarka pchała wózek na którym siedziałam, Will jeszcze nie przyszedł, ale mam nadzieję, że ktoś mu przekaże, że pojechałam na dodatkowe badania. Wjechałyśmy do windy, a młoda pielęgniarka wcisnęła 4 piętro. Dziwne. Było podpisane jako onkologia. Jakie niby badania chcą mi robić na tym piętrze i to w dzień mojego wyjścia. Wyszłyśmy z windy, gdy tylko drzwi się otworzyły.

-Dzień dobry Pani Black - przywitał mnie miły młody mężczyzna w białym fartuchu.

-Wystarczy Sophia, panie doktorze jak zgaduje? - uśmiechnęłam się.

Chciałam wstać z wózka i się przywitać jak człowiek. Tak jak mnie uczyli, ale lekarz mnie uprzedził.

-Proszę nie wstawać zaprowadzę Panią do gabinetu i omówimy plan leczenia.

Plan leczenia?! Dlaczego nikt mi nie powiedział, że coś mi jest... chyba, że chodzi o te obrażenia, które doznałam i przez które tu trafiłam. Weszliśmy do gabinetu, był cały w bieli i beżu, nie musiałam wstawać z wózka, lekarz podprowadził mnie pod sam stół, a sam zajął miejsce po przeciwnie stronie. Zaczął szukać czegoś w dokumentach i włączać komputer.

-Pani Black

-Sophia... - przerwałam mu - Wystarczy Sophia.

-Sophia... wyniki badań nie będę ukrywał, ale wyszły źle, dlatego było ich tak dużo. Niestety ale wykryliśmy u Pani raka szyjki macicy.

-Co? - zapytałam z niedowierzaniem.

-Masz raka Sophia, musisz podjąć się leczenia, żeby się nie pogorszyło.

-Mam raka? - jęknęłam. - Czy to jakiś żart, jak to jest możliwe?! - teraz zapytałam podenerwowana.

Miałam prawo być podenerwowana, nie codziennie dostaje się wiadomość, że mamy w sobie raka. Coś co cię zabija nas od środka, a na przeżycie są przecież szanse prawda.

-Może mieć to związek z Pani szybkim współżyciem z mężczyznami, w dodatku te bóle brzucha i obfite krwawienia, nieregularne miesiączki, zaniepokoiło mnie roszczenie mówiąc dlatego zleciłem dodatkowe badania i dziś dostałem potwierdzenie moich obaw.

-Jakie mam szanse? Co teraz doktorze? Co ja mam teraz zrobić? - zapytałam i już nie zwracałam uwagi na to, że płaczę.

-Rozumiem Pani stan, ale proszę się uspokoić...

-Dobrze... dobrze przepraszam - otarłam szybko dłońmi łzy, a nos wtarłam w koszulkę, którą miałam na sobie.

-Ma Pani dwie opcje, pierwsza z nich to nic innego jak branie chemii i odpowiednich leków, druga to usunięcie macicy, podczas operacji będzie wiadomo czy jeszcze coś usunąć co wiąże się z tym, że może Pani nie mieć dzieci.

Urodzona, by umrzeć (I TOM BORN TO DIE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz