Ten moment, kiedy wali się świat (1)

61 13 120
                                    

ERNA

Mogę ją uratować.

Pierwsza ręka złapała ją za włosy, druga za dłoń, którą usiłowała ich odtrącić. Ich, intruzów, którzy nagle wdarli się do ich ciemnej ostoi. Mama mówiła, że tu będzie bezpiecznie, ale jeśli nie, to dziewczynka i tak wiedziała, co ma robić. Wrzasnęła głośno, wyraźnie, dźwięk rezonował z całego jej ciała. Wyszarpali ją boleśnie z kryjówki, wiła się, walczyła i kopała. Trafiła kogoś w udo, kogoś w nogę, kogoś w rękę, rykoszetem uderzyła we właz, a ten opadł ciężko, zamykając piwniczkę.

Mogę ją uratować — trzymała się tej myśli, nadziei, jako tej ostatniej deski, która jej na całym świecie została. — Mogę ją uratować i jeśli chociaż to się uda, to znaczy, że świat jednak jest naprawdę.

Ktoś obok niej zaklął gniewnie i trzasnął nią o podłogę, a potem kopnął. Jęknęła i zamilkła, świat rozlał się jej przed oczami. Chyba straciła na chwilę świadomość, bo wszystko było mgłą i szumem naradzających się głosów, a potem nastały kroki i skrzypienie starych desek. W bladym świetle księżyca wpadającym przez okno widziała kuchenną podłogę, brudną od jakiejś ciemnej cieczy, w której odbiły się odciski butów, pomiędzy nimi codzienne przedmioty rozrzucone po linoleum. Jej ulubiona miseczka z Arielką pękła na trzy części. Do oczu dziewczynki napłynęły łzy. Ktoś kopnął aluminiową łyżkę, widziała wielkie buty i psie łapy. Ogar zawarczał, kiedy usiłowała się podnieść, czyjeś kolano natychmiast przyciągnęło jej plecy do podłogi.

— Leż dzieciaku, jeśli wiesz co dla ciebie dobre — syknął mężczyzna.

Oczywiście, że nie leżała, zwinęła się i kopnęła z grubsza w stronę głosu. Trafiła. Mężczyzna zawył z bólu i padł na ziemię obok niej. Ogar doskoczył do niej i złapał za sweter na plecach. Poczuła, jak zęby ranią jej skórę. Magia była paraliżująca imała zwinęła się z bólu.

— Onufry? — Zaniepokojone kobiece wołanie rozległo się gdzieś od strony korytarza i schodów.

— Nic się nie dzieje — prychnął mężczyzna. Leżał gdzieś obok niej, dysząc ciężko, chyba rozmasowywał kolano.

— To, czego wyjesz? — warknął inny głos ze strony zejścia do dużej piwnicy, tej, o której wszyscy wiedzieli. Tej niezabezpieczonej przed ogniem. — Nawet siedmiolatki nie umiesz ogarnąć?

Sześć i pół. Mam sześć i pół roku — pomyślała z satysfakcją.

— Stul pysk i martw się o swoją część zdania — warknął głos obok niej. — Dalej, ruszajcie się!

Onufry, kimkolwiek był, usiadł obok, a reszta rozeszła się w akompaniamencie skrzypiących desek.

— Słuchaj no, gówniaro, to, że mamy cię wziąć żywą nie znaczy, że będę tolerował takie zagrywki — warknął, poczuła, jak szarpnął jej ramiona, chwilę później coś zimnego i ostrego dotknęło jej pachy — Z kurczaka bez skrzydeł też rosół będzie, jeśli roz...

Mężczyzna nagle zamilkł, a potem zwalił się na bok. Ogar zapiszczał cicho, zadrżał i również padł w drgawkach. Dostrzegła ptasie łapki przechadzające się po psiej sierści. To był kruk, duży i czarny jak noc. Wpatrywał się w nią ze współczuciem.

Lenore. Przez chwilę nie wiedziała, skąd zna to imię, a potem pętająca ją magia zniknęła, obróciła się na plecy i zobaczyła mężczyznę w czarnym eleganckim płaszczu, który trzymał coś. Ducha? Duszę? Trzymał za kark. Czerwono fioletowe widmo szamotało się w zdziwieniu i przerażeniu. Było zadziwiająco podobne do blondyna, który leżał nieruchomo na ziemi obok niej, wpatrując się pustymi, szarymi oczami w kąt. Nieznajomy w płaszczu patrzył na widmo z obojętnym wyrazem twarzy. Tylko jego czarne oczy wypełniała furia tak bezbrzeżna, że aż sama się przestraszyła. Nim zdążyła zrobić cokolwiek, wolną ręką sięgnął w głąb widma i złapał za coś. Dusza wrzasnęła bezgłośnie, zaczęła nagle cała boleśnie drgać i składać się, aż w końcu pozostał tylko mały obłok czarnego dymu, który nieznajomy rozgniótł w pięści.

Magowie robią, co chcąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz