Gdzieś głęboko, pod grubą warstwą lodu..

42 28 35
                                    

Jasny, długi korytarz ciągnął się w nieskończoność, a jego chłód potęgował dziwną atmosferę tego miejsca. Liczne drzwi, na których widniały dziwne pseudonimy, mijałam z rosnącym niepokojem. Czarna, połyskująca podłoga idealnie kontrastowała z jasnymi ścianami, tworząc wrażenie surowości i dystansu. Moją uwagę przyciągnęły zdjęcia wiszące na haczykach.

Na niektórych fotografiach dwóch mężczyzn walczyło na ringu. Napięte ciała i twarze wykrzywione w grymasie bólu sprawiały, że robiło mi się nie dobrze. Przeniosłam szybko wzrok na zdjęcia, gdzie pojawiali się elegancko ubrani ludzie. Byli uśmiechnięci tak, jakby właśnie podbijali świat.  Nie mogłam przyjrzeć się bliżej, ponieważ mój towarzysz szedł szybkim krokiem, i chcąc nie chcąc, musiałam mu dorównać. 

Podeszliśmy do windy, a nad nią zawisła ogromna fotografia zrobiona na płótnie. Na pierwszy rzut oka dostrzegłam beztroskie uśmiechy sześciu osób, ale atmosfera zdjęcia była trochę mroczna. Miałam wrażenie, że skrywała coś więcej niż tylko ulotną chwilę radości. Przygadałam się zdjęciu i od razu dostrzegłam znajome twarze.  Zimny i zdystansowany Lucian, jak gdyby nigdy nic uśmiechał się od ucha do ucha, a w jego oczach błyszczała niespotykana energia. Obok niego stał Victor, który z nonszalanckim wyrazem twarzy unosił piwo. Zamyślony Brake patrzył w zupełnie inną stronę niż mężczyźni. Były też trzy dziewczyny, ale nie kojarzyłam żadnej.

– Victor i brat Fifi też są w bractwie? – zapytałam, wchodząc do windy.

– Tak, jak i dwanaście innych osób – odpowiedział niskim, obojętnym głosem. Mężczyzna wcisnął guzik zero, schował ręce do kieszeni, a następnie spojrzał przed siebie. 

Chciałam zadać jeszcze kilka pytań, ale nagle drzwi windy zaczęły się zamykać, a wtedy poczułam, jak ciasna przestrzeń zaczęła na mnie napierać. Powietrze stało się ciężkie, zabrakło mi tlenu. Ściany zaczęły się zwężać, moje serce zaczęło bić szybciej. Nie mogłam zebrać myśli, chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle.

– Winda się zamknęła – wydusiłam z siebie, po czym złapałam się za poręcz. Zaczęłam się cofać, ogarnęła mnie panika i wtedy Scott chwycił mnie za talię, a następnie przyciągnął do siebie.

– Spójrz na mnie – rozkazał mocnym i stanowczym tonem. Świat zaczął się rozmazywać, a mój oddech stał się płytki.

– Patrz na mnie, tylko na mnie – powtórzył.

Spojrzałam głęboko w jego oczy, próbując złapać oddech. W tym momencie dostrzegłam, że w gdzieś głęboko pod grubą warstwą lodu był  ktoś, kto miał ludzkie uczucia, przez moment dostrzegłam w spojrzeniu determinacje, która w jakiś sposób dawała mi poczucie bezpieczeństwa. 

– Oddychaj. Wszystko jest pod kontrolą – mówił. Czekoladowe oczy nie pozwalały uciec w panikę. Skupiałam się na twarzy, jakby to była jedyna rzecz trzymająca mnie przy zdrowych zmysłach. Wciąż czułam, jak ciasnota windy mnie otacza, ale obecności Scotta moje serce zaczęło się uspokajać.

Staliśmy w objęciach, dopóki drzwi windy się nie otworzyły. Silne ramiona nie pozwoliły mi upaść i wtedy zaczęłam się zastanawiać, czemu tak właściwie mi pomaga. Myślałam, że będzie mnie więzić w pokoju w nieskończoność, a on chce mnie odwieźć do domu. 

Gdy drzwi się otworzyły, Scott  momentalnie wypuścił mnie z objęć i znowu poczułam się zagubiona w rzeczywistości.

– Dziękuję za pomoc – wykrztusiłam z siebie. 

– Nie musiałbym ci pomagać, gdybyś nie była tak wrażliwa na ciasne przestrzenie – powiedział  z ironicznym uśmiechem. 

Nie odpowiedziałam na ten niechlubny komentarz. Miałam dość przekomarzania się z tym oto człowiekiem. Ruszyłam za nim i po chwili znaleźliśmy się w jadalni. 

IluzjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz