Niewyobrażalne uczucie.
Idąc korytarzem na jedno z zebrań, na które zaprosili mnie młodzi anormale z czołującym wśród nich Yannem, wzbudzałam niemałe poruszenie u strażników, którzy na mój widok usuwali się do cienia i szeptali na mój temat. Taką reakcję właśnie chciałam wywoływać, aby w razie potrzeby można było studzić ich agresję wobec niewinnych ludzi. Ja, drobna kobieta, „chucherko" - jak nazywał mnie Achilles, przeciwko tym wszystkim mężczyznom. Byłam na dobrej drodze, czułam to.
- Jest i nasza gwiazda - przywitał mnie z uśmiechem Yann.
Spora grupa ludzi z zebrania zaklaskała na mój widok. Rosłam w ich oczach, z pozoru zwykła Białaska, teraz ktoś bardziej liczący się w ich szeregach.
- Właśnie opowiadałem wszystkim jak uratowałaś mi życie.
- Po prostu znalazłam się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie - wytłumaczyłam się i wzruszyłam ramionami. Zebrani zaśmiali się szczerze, byli bardzo rozluźnieni jak na tak ważne spotkanie.
- Nie bądź już taka skromna - skarciła mnie Joelle.
Spojrzałam na nią z siurpryzą. Wyglądała strasznie, na czole dalej malował się jej pulsujący, purpurowy guz, oczy miała przekrwione, patrzyła na nas spod spuchniętych powiek. Jedną ręką podpierała się o podłokietniki krzesła obrotowego. Sprawiała wrażenie, quasi zaraz miała zsunąć się z siedzenia na podłogę. Dzielnie walczyła jednak i trzymała się.
- Mówię jak było.
- To co wczoraj zrobiłaś idealnie pasuje do tego, jak sobie ciebie wcześniej wyobrażałem - ucieszył się Yann i odwrócił się do rudowłosego chłopaka imieniem Thierry. - Chyba wygram zakład, stary.
Thierry wystawił do kolegi język.
- Zobaczymy co wyjdzie z jej włosów.
- Możecie przestać gadać głupoty i przejść do rzeczy? - wtrąciła Joelle, kryjąc twarz w dłoniach.
W pomieszczeniu od razu zapadła cisza. Joelle wyglądała na jedyną osobę, która nie chce cieszyć się z naszego szczęścia i uratowanego życia Yanna. Musieliśmy jej to wybaczyć, była rozdrażniona przez swojego dużego guza, który zapewne zabierał jej sporo siły.
- Dobrze, więc... - zmieszał się Yann. - Kto chciałby zacząć?
- Mogę ja, jeśli pozwolisz - zaoferował miło rudowłosy Thierry, podnosząc rękę do góry.
Yann pokiwał głowę i ustąpił chłopcu miejsca, by każdy mógł go widzieć.
- Zaczynaj w takim razie.
Thierry rozejrzał się po ludziach, spoglądając każdemu w oczy, jakby szukał ich przyzwolenia do odezwania się. Wszyscy anormale przykładali rękę do piersi, kiedy spojrzenie chłopca spoczywało na nich, więc uznałam za słuszne, jeśli postąpię tak samo.
- Chyba wiecie, moi drodzy, że dzisiaj, podczas prób doskonalenia serum prawdy, w jednym z laboratoriów, umarł nasz ukochany przyjaciel, Remi. To już drugi przypadek w ciągu zaledwie tygodnia. Jesteśmy zdecydowanie przeciwni takiemu traktowaniu. Mówimy stanowcze dość eksperymentom na anormalach!
- Dość! - krzyknęli zgodnie zebrani. Ich głos jeszcze długo dźwięczał mi w uszach.
- Władze wciąż nas zastraszają, ale my się nigdy nie poddamy!
CZYTASZ
Anormal
Science FictionŚwiat po wojnie nuklearnej. Nikt już nie jest niepoprawny politycznie. Nie ma rasizmu. Nie ma nienawiści [tak mówią]. Nie ma UCZUĆ. W strachu przed wybuchem kolejnych wojen władze miasta Seattle, ledwo odbudowanego na szczątkach przodków, wraz z nau...