...
(Ten sam dzień, wieczór.)
...
- Chłopaki.. Mam pytanie, dosyć ważne. - Zwrócił się do swoich kolegów, znajdowali się w środku niewielkiego budynku, publiczne łazienki. Jeden z nich rozsypywał kreski na ladzie.
- Oho, nie ważne o co chodzi, czy o dragi czy o panienki, napewno damy rade pomóc, no nie panowie?! - Solidarność przede wszystkim..
- Wiecie może.. Jak dostać się poza mury?
- Ni to dragi, ni to panienki a jednak pytanie żeś zadał ciekawe.. Oczywiście, że wiemy! Byliśmy tam nie raz. Tylko tam naprawdę jest niebezpiecznie, po co chcesz tam iść? - Założył rękę na rękę zaciekawiony.
- Chciałem się tam wybrać.. Z dziewczyną..
- A więc jednak chodzi o panienki! - Podszedł i poklepał go po plecach dumnie. - Dorastasz na naszych oczach.. Tylko jak będziesz ją bzykać to przypadkiem nie wpadnij! - Poszturchał go łokciem, reszta towarzystwa też się roześmiała.. Dla bohatera było to dość niezręczne.
- To jak, powiecie mi? - Szybko zmienił temat.
- Ozdoby. - Wtrącił się jeden ze starszaków, który opierał się o ścianę z blantem w ręku. Wypuścił dym z ust. - Przy murach często znajdziesz "Ozdoby". Czy to boxy z surowcami, czy karawany, czy cokolwiek te puste łby łowców sobie wymarzą.
- Ozdoby.. I co z nimi?
- Zakrywają nimi dziury. Nie jest to raczej zbyt bezpieczna opcja, ale kto chciałby marnować surowce na naprawy w tak słabo prosperującej osadzie.
- Od tego mądrego gadania aż rozbolał mnie łeb.. Skończ pierdolić i lepiej wciągaj. - Trzeci facet szturchnął kolegę podchodząc do blatu.
- No Larry.. To teraz powiedz nam jak nazywa się ta szczęściara.
- Zelleria. - Wraz z tym nastała cisza. Wszyscy wymienili się wzrokami, wten Bohater został uderzony z pięści w brzuch, zgiął się w pół. Nie rozumiał za co oberwał, ale nim zdążył grzecznie zapytać dostał z kolejnego ciosu w twarz. Oszołomiony poleciał w stronę chłopaka z blantem, ten chwycił go za szmaty i przypalił go na czole Larry'ego, który krzyknął z bólu. Kopnął go a ten wpadł w ręce ostatniego napastnika. Chwycił go za łeb i uderzył nim o blat, przejechał jego głowa po całej długości scierając nią rozsypaną substancję. Upadł na ziemie bezradny. - Z-Za co..-
Nie dostał odpowiedzi. Wróg chwycił go za włosy, pociągnął go po podłożu w stronę toalety, do której wepchnął mu łeb i zaczął go podtapiać, na koniec splukał wodę i wyszarpał go na powierzchnie. - Za darmo, śmieciu. Zelleria, ta? Myślisz że taka sztuka jak ona obejrzy się za takim kmiotem jak ty? - Machał jego bezwładnym, poobijanym ciałem trzymając go za czuprynę. Bohater czuł niewyobrażalny ból, jego nos był połamany, lecz wciąż się uśmiechał.. - Lepiej zrezygnuj, albo porozmawiamy jeszcze raz. I jeszcze raz, może i jeszcze kolejny.. O ile nie skończy się nam cierpliwość. - Puścił go a ten upadł na ziemię. - Idziemy stąd. - Bez zbędnych słów tak też zrobili, plując na niego na odchodne.
...
Minęło sporo czasu nim Bohater pozbierał się po tej kombinacji.. Czuł się fatalnie a wyglądał jeszcze gorzej. Szedł jak zwykle ulica, wprost do swojego domu chwiejąc się. Po drodzę spotkał łowców, jeden zaczął iść w jego kierunku. - Hej, ty-

CZYTASZ
Mistbound
FantasyTen świat to chore miejsce.. Chociaż wydaję mi się, że chore to mało powiedziane. Gdyby to o samą chorobę się rozchodziło, może jakoś bym to zniósł, choć to co robi z ludźmi i nie tylko jest przerażające. - "Niestety mam wrażenie, że stoi za nią wie...