Rozdział 7

15 1 0
                                    

Poniedziałek.

Kolejny dzień w szkole, tym razem, mniej nudny. Od samego rana ja i Camilla miałyśmy trening, który był tak cholernie wyczerpujący, że na kolejnych lekcjach nie czułam nóg i ledwo co mogłam chodzić. Potem, Niccolo i Virginia pokłócili się na przerwie o to, że Govender znowu zapomniał o ich randce, która miała odbyć się dzień wcześniej, i poszedł do kina z Brando. Nie ukrywam, poczułam nie małą satysfakcję, gdy chłopak powiedział jej, że to przecież nic takiego i mogą powtórzyć to kiedy indziej, a ona strzeliła mu z otwartej dłoni w policzek. Po dwóch pierwszych lekcjach, już można było zobaczyć siniaka na jego twarzy, z czego Camilla nie było zbytnio zadowolona, ale ja czułam się świetnie.

- Nie wygłupiaj się i stój spokojnie. - warknęła zirytowana Cami w stronę swojego brata, gdy w damskiej toalecie próbowała ukryć jego siniak pod toną korektora. On jednak nie chciał dać za wygraną i wiercił się mówiąc, że nie będzie pedałem - Słuchaj, no ty mały gadzie, albo dasz mi się pomalować, albo skończysz u dyrektora, gdy tylko zobaczy, co masz na twarzy. - ten tylko wywrócił oczami i prychnął.

- Możesz powiedzieć swojej przyjaciółce alkoholiczce, by się ze mnie nie nabijała? - zapytał z rozdrażnieniem w głosie, co jeszcze bardziej sprawiło mi przyjemność z jego nieszczęścia.

- Po pierwsze: to był tylko jeden raz, gdy tak się nawaliłam, a po drugie: wolę być nazywana alkoholiczką, niż być wyśmiewanym przez to, że dziewczyna mnie tak załatwiła. - prychnęłam, a ten wywrócił oczami, gdy Camilla zaczęła delikatnie wklepywać korektor w jego twarz i słuchać naszej rozmowy z zaciekawieniem - Z resztą, jak w ogóle mogłeś zapomnieć o randce?

- Nie moja wina! - krzyknął z dezaprobatą, na co jego siostra westchnęła ze zrezygnowaniem i szturchnęła jego ramię tak, że opierał się plecami o parapet - Zdarzyło mi się raz czy dwa... - uniosłam brwi - No dobra, może trzy, ale to nie moja wina, że wcześniej umówiłem się z Brando i randka całkiem wyleciała mi z głowy!

- Dwa razy wcześniej też umówiłeś się z Brando. - mruknęła Cami, na co uśmiechnęłam się szeroko.

- Wszystkie laski takie są? - zapytał.

- Jakie? - prychnęłam, odpowiadając pytaniem na pytanie.

- Irytujące. Serio, w tych czasach laska zawsze znajdzie jakiś powód, by tylko przywalić facetowi i się z nim o coś pokłócić.

- Jeśli sobie na to zasłużył, to ma do tego pełne prawo. - odpowiedziała Camilla.

- Po czyjej ty jesteś właściwie stronie?

- Po swojej własnej. - brunetka odsunęła się od niego i spojrzała na jego policzek, na którym praktycznie nie było śladu po siniaku, a jedynie delikatne prześwity koloru fioletowego odznaczały się na twarzy chłopaka - Skończyłam. - Govender podszedł do lusterka i przejrzał się w nim, kiwając głową z uznaniem i odwracając wzrok w stronę swojej siostry.

- Dzięki za pomoc. - uśmiechnął się nieco złośliwie, na co dziewczyna wywróciła oczami. Po chwili, moje tęczówki spotkały się z jego - Tobie też za tę lekcję pokory, która ani trochę nie przyda mi się w życiu. - ukłonił się aktorsko, nie odrywając wzroku od moich oczu, na co prychnęłam.

- Służę pomocą, księciuniu.- także się ukłoniłam, a Camilla zaśmiała się, co odwróciło moją uwagę i w końcu spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami.

- Wasza dwójka naprawdę jest tak samo zjebana. - zaśmiała się, a ja prychnęłam i wyprostowałam plecy, a potem, to samo zrobił brunet.

--------------------------

Po lekcjach, ja, Camilla i Fabio wybraliśmy się do kawiarni, by pouczyć się trochę z matematyki. Gdy dwójka moich przyjaciół ciężko pracowali na to, by wkuć cokolwiek, ja przyglądałam się widokom za oknem. Moją uwagę szczególnie zwróciła starsza para, która szła obok siebie, trzymając się za ręce. Mężczyzna podpierał się o laskę, a kobieta trzymała w dłoni bukiet stokrotek. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy mężczyzna pocałował kobietę w policzek i otworzył jej drzwi do jednego ze sklepów, przepuszczając ją jako pierwszą.

- Dobra, nic z tego nie rozumiem. - mruknęła zrezygnowana dziewczyna, co przywróciło moje myśli i oczy z powrotem do moich towarzyszy. Fabio delikatnie pochylił się nad jej książką i zaczął tłumaczyć nam coś, co w ogóle nie chciało wejść mi do głowy, bo za chwilę wylatywało uchem, a każde kolejne jego słowo sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej zmęczona tym wszystkim.

- Dobra. Dość na dziś, wracam do domu. - wstałam i zaczęłam pakować swoje książki do plecaka.

- Ja też. Spróbuję się czegoś nauczyć w domu. - powiedziała brunetka i także wstała, zbierając swoje rzeczy. Po chwili, całą trójką wyszliśmy z kawiarni i pożegnaliśmy się i poszliśmy w swoje strony.

Gdy tylko znalazłam się w domu, pouczyłam się jeszcze trochę i obejrzałam z mamą jej ulubiony film, zadzwoniłam do taty i nim się obejrzałam, słońce zaczęło zachodzić. Postanowiłam więc, że pójdę pobiegać, by faktycznie mieć jakieś szanse na pokonanie Virginii. Już nawet wyobraziłam sobie jej złość, gdy przegra ze mną.

Przebrałam się w sportowe ubrania, którymi były czarne legginsy, tego samego koloru koszulkę na grubych ramiączkach i sportowe buty oraz związałam włosy w kitkę. Przed domem zrobiłam krótką rozgrzewkę i wolnym biegiem zmierzyłam w stronę parku.

Ciepłe powietrze przyjemnie owiewało moją twarz, a ostatnie promienie słońca świeciły mi w oczy, co nie bardzo mi przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, miało swój urok.

Po krótkim biegu zatrzymałam się przy fontannie, siadając na jej krawędzi i biorąc małe oddechy. Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie pojawił się Niccolo.

- Chyba bierzesz te treningi zbyt poważnie, co? - zażartował, śmiejąc się cicho i siadając obok mnie.

- Uwierz mi, przejdę przez najgorsze piekło, by tylko wygrać z tą twoją dziunią. - uśmiechnęłam się delikatnie i przetarłam swoje czoło dłonią czując, jak jest delikatnie mokre od potu. Chłopak jedynie prychnął na moje słowa, kręcąc powoli głową.

- No tak, księżniczka zawsze musi wygrywać, hm? - tym razem to ja prychnęłam, czując dziwne uczucie w moim podbrzuszu na słowo "księżniczka".

- Już sobie wyobrażam jej minę, gdy zobaczy, że to ja wygrałam. I twoje słowa pociechy, gdy ona będzie wściekła... - odetchnęłam cicho, czując satysfakcję, gdy sobie to wyobraziłam.

- Uważaj, księżniczko, bo twoja pewność siebie może cię zgubić. - spojrzał na mnie w tym samym czasie, co ja na niego i uśmiechnął się złośliwie. Delikatnie rozchyliłam usta, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć, a on złapał mnie za brodę i zamknął je, przez co czułam, jak moje policzki palą się od gorących rumieńców.

Ogarnij się, Veronica, on niedługo będzie ojcem. - skarciłam siebie w myślach, odsuwając się od niego delikatnie i tym razem, to on rozchylił usta.

- Za chwilę połkniesz muchę. - zaśmiałam się cicho, choć w moim podbrzuszu wciąż było to dziwne uczucie. Chłopak pokręcił głową i znów uśmiechnął się, tym razem, mniej złośliwie.

- Dzięki za troskę, księżniczko. - puścił mi oczko, a ja dosłownie odtwarzałam ten obraz kilka razy w swojej głowie. Moje myśli przerwał dźwięk wiadomości, która przyszła na jego telefon. Zamrugałam i odwróciłam wzrok, próbując opanować oddech i myśli, gdy nagle chłopak się podniósł i uśmiechnął delikatnie - Muszę lecieć, do zobaczenia jutro w szkole. - posłał mi ostatnie spojrzenie i odszedł, nie odwracając się już więcej.

Ja natomiast nie wiedziałam, co robić dalej. Po prostu siedziałam przy tej cholernej fontannie i próbowałam odpędzić od siebie myśli o Niccolo, które nie potrafiły dać mi spokoju. Nie podobało mi się to ani trochę. Nie chciałam tego, nie chciałam o nim myśleć. Z resztą, on niedługo będzie ojcem, jest bratem mojej najlepszej przyjaciółki i, do cholery jasnej, ja go nawet nie lubię. Jest irytujący, zbyt pewny siebie, arogancki i... ja też taka jestem. Dlatego się nie polubimy.

Jesteśmy jak dwa magnesy, które nie chcą połączyć się ze sobą w żaden sposób, nie ważne z której strony próbowałbyś je ze sobą złączyć, nie da się. I tak było także z nami. Dwa pieprzone magnesy.

Tylko romans - Niccolo GovenderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz