P. XLV / INSTRUKCJA DO MAKAO

37 3 4
                                    

W pewien sposób tak Minho, jak i Newt poczuli się dostrzeżeni i zrozumiani. Uczucie to jednak niestety tylko w niewielki sposób przekładało się w ich myślach na obecną sytuację. I na razie słowa Thomasa, nawet jeśli były niczym miód na ich serca, nie wnosiły do rozmowy żadnych rozwiązań.

- Tommy to nie do końca o to chodzi... - zaczął Newt

- Chodzi o to, że czujecie się wykluczeni przerwał mu spokojnie Thomas uważnie patrząc to na jednego, to na drugiego sztamaka. - I ja to doskonale rozumiem. Gdy was poznałem sam czułem jakbym tu nie należał. Do pewnego momentu na Pogorzelisku nawet nie czułem się jednym z was. Wy znaliście się dłużej, ufaliście sobie bardziej. Niby była nas trójka, ale widziałem, jak czasem praktycznie czytacie sobie w myślach, gdy ja stałem obok i czekałem aż włączycie mnie w jakiś sposób do konwersacji.

Przez chwilę atmosfera w pomieszczeniu znacząco się zmieniła. Bo jakby nie patrzeć Tommy niczego nie przekoloryzował. Nie zrzucał na nich winy i nie próbował celowo postawić ich w gorszym świetle, niż musiał. I może to właśnie brak tych negatywnych emocji i brak chęci wywołania w rozmówcach poczucia winy czy jakiejkolwiek reakcji sprawił, że Newtowi i Minho zrobiło się zwyczajnie głupio. 

Bo przecież faktem było, że Minho z Newtem znał się o wiele dłużej, niż którykolwiek z nich znał się z Thomasem. I jasne, przeżyli razem najbardziej intensywną i traumatyczną część swoich żyć, co solidnie zaburzało ich postrzeganie czasu czy relacji. Każdy z nich miał wrażenie, że znali się od zawsze i od zawsze stali razem naprzeciw całemu złu świata. Thomas nie miał prawa mieć pretensji do któregokolwiek z nich, że mieli jakieś znajomości czy przyjaźnie zanim on pojawił się w ich życiach. A pojawił się przecież dość późno. Więc nawet, jeśli żaden z nich nie robił tego celowo, to czasami zdarzały im się przecież żarty wywodzące się z kontekstów, których Tommy nie znał. Powiedzonka, których nie rozumiał. Komentarze, które były tylko dla nich.

I istniały bardzo duże szanse, że gdyby Thomas spróbował wykorzystać tę sytuację przeciwko nim albo zrobić im z tego powodu jakiekolwiek wyrzuty - odbiór jego słów byłby zupełnie inny. Tak Minho, jak i Newt przeszliby do o wiele większej defensywy. Ale spokój i akceptacja faktów, które wręcz biły od Thomasa uderzyły ich tak bardzo, że pozwoliły im dostrzec, że każdy z nich mierzy się z mniejszymi czy większymi problemami. Że rozmawiają, nawet bardzo często rozmawiają, ale ich rozmowy skupiają się na ich relacjach w parach czy na całym tym syfie dookoła nich. 

Rzadko kiedy ostatnimi czasy mieli szansę pobyć gdzieś we trójkę tylko po to by spędzić ze sobą trochę czasu bądź by popracować nad ich grupową relacją. Bo czy tego chcieli, czy nie, świat kiedyś się uspokoi. I nie mogło ich to zaskoczyć. Nie mogło okazać się, że na końcu drogi spojrzeliby wstecz i zrozumieli, że jedynym, co ich łączyła była trauma i chęć dożycia do następnego dnia. Bo wtedy cała ich relacja miałaby pełne prawo się rozpaść.

- Tommy nie robiliśmy tego celowo - zauważył słąbo Minho doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przyjaciel przecież o nic ich nie oskarżał i niczego nie miał im za złe, ale wciąż czując potrzebę usprawiedliwienia się.

- Zdaję sobie z tego sprawę - uspokoił go z miejsca z krótkim śmiechem sztamak. - Po prostu nasze relacje były krótsze, niż wasza relacja. I to było naturalne. I ja też musiałem sobie z tym poradzić. Przynajmniej spróbować, bo czasami dalej się tak czuję - dodał szczerze Thomas nerwowo drapiąc się po karku, jakby właśnie przyznawał się do najbardziej idiotycznego stwierdzenia świata.

- Tommy... - próbował odezwać się Newt. Sztamak sam jednak czuł, że nawet gdyby udało mu się znaleźć odpowiednie słowa to i tak ugrzęzłyby mu one w gardle.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz