Rozdział 1.

9 0 0
                                    

Leżał nie przytomny na łóżku, a chłopaków już nie ma, chodzi o chłopców z placu broni i chłopców czerwonoskórnych.
Boka poszedł na plac, z innymi.
A nemeczek umarł?
Niestety każdy był tego pewnien ale tak nie było, Chłopak stracił przytomność.
Ernest otworzył oczy, będąc słabym i mocno chorym, przyglądał się sufitowi chcąc pójść na plac, będąc z chłopakami. Usłyszał jak ktoś wszedł do pokoju, były to 2 osoby.
Rozmawiali ze sobą ale dla słabego chłopca dopiero obudzonego były to jakieś ciche mamroty.
Dwie osoby podeszły do łóżka, wiedział że jedna osoba to jego mama a drugiej nie znał.
Mama nemeczka przetarła znowu oczy by zobaczyć czy to prawda, jej syn żył? Odrazu się zdziwiła.
-t-ty... żyjesz...-
Matka ucieszyła się i natychmiast przytuliła mocno chłopca, zaczęła płakać z szczęścia.
W tym momencie chłopak nie wiedział o co chodzi, umarł? Czy co? Nie wiedział co jego mama wygadywała.
-czyli pani syn jednak żyje?.-
Spytał jakiś pan obok jego mamy, był całkiem zdziwiony.
-tak! Żyje...-
Odpowiedziała odsuwając się od syna.
-jest bardzo bardzo chory...-
Dodała.
-Erneście, śpij dużo, jak się obudzisz przyjdę do ciebie... postaraj się zasnąć.-
Pogłaskała go po głowie czule i poprosiła.
Odrazu wstała i zaczęła rozmawiać z panem, dość długo, a mężczyzna po chwili wyszedł z pokoju.
Nemeczek oddychając buzią, starał się zasnąć jak poprosiła go mama, poczuł jak jego mama usiadła obok niego i ścisnęła go lekko w rękę, myślał o tym, o śmierci, to on miał umrzeć? Umarł i zmartwychwstał?
Po czasie chłopak zasnął, na długo.
Na placu był Boka, czonakosz i inni chodzili po placu wspominając różne chwile, szczególnie te z Nemeczkiem, każdy płakał i był w żałobie, Boka dalej nie mógł uwierzyć że Ernest umarł, chociaż na pamiątkę by plac dalej był... zdenerwował się natychmiast popatrzył na rzeczy architekta i miał ochotę je połamać, ale poniósł by karę.
Dlaczego plac? Dlaczego nemeczek? Dlaczego to wszytsko tak źle się skończyło? Zadawał sobie pytania.
Czonakosz poszedł pod fabrykę, po tak zwaną tabakę, wziął ją i przyłożył do nosa, zaczął kichać, przypomniał sobie o chwili z nemeczkiem pod fabryką, zaczął płakać, równocześnie kichać.
Weiss i inni chłopcy z związku zbieraczy kitu, przeżywali śmierć nemeczka, zapisanie jego imienia w księdze i uważania go za zdrajcę... a to on wykazał się lepszym, odważniejszym chłopcem, płakali też nad placem.
Gereb, po tym wszystkim poszedł do domu i tam szlochał.
Po jakimś czasie, Boka usłyszał jakieś stukanie w bramę, natychmiast się odwrócił i zobaczył w nich chłopaków z drużyny przeciwnej, natychmiast wytarł łzy i spytał.
-co chcecie?-
-nic porozmawiać.-
Odpowiedział Feri acz.
Koledzy boki podeszli i przysłuchiwali się sprawie.
-wiem że nemecz...-
-możemy o nim nie rozmawiać?-
Przerwał Boka.
-nie chce go obgadywać, umarł.-
Dowódca ogrodu botanicznego zamilkł.
-to wszystko moja wina.-
Wyszeptał Boka sam do siebie.
-co ty wygadujesz?!.-
Oburzył się czele.
-pastorowie go wrzucili do wody.-
Odezwał się czonakosz.
-ej!-
Zdenerwowali się obaj bracia.
-przestańcie się obwiniać.-
Przerwał im barabasz.
-stało się nie cofniemy czasu tak?-
Dodał chłopak.
Było słychać tylko głośne wzdychnięcie Boki.
-nie walczcie o plac, już nie warto.-
Odwrócił się i poszedł w stronę furtki.
-czemu?-
Spytał Feri Acz.
Boka nic nie powiedział i poszedł do furtki.
-wybudują tu kamienicę.-
Odpowiedział czonakosz a wszyscy zamilkli.
Boka przeszedł obok chatki Słowaka i wyszedł przez furtkę, szedł przed siebie, nie wiedział gdzie iść.
Pomyślał przez chwilę by odwiedzić rodziców nemeczka, ale nie dziś, za parę dni, albo jednak nie.
Tymczasem gdy nemeczek spał, jego mama czuwała obok niego cały czas.
Ojciec Ernesta wrócił do domu, musiał się przejść i przemyśleć, zauważył swoją żonę obok swojego syna.
Kobieta odwróciła się do mężczyzny, wstała i podeszła do niego i go przytuliła.
-on żyje...-
Wyszeptała na tyle że mężczyzna idealnie to usłyszał, natychmiast jej uwierzył i ucieszył się i przytulił ją też mocno.
-jak?... co się stało?...-
Odsunął się mąż i spytał.
-najwyraźniej zemdlał a ja odrazu powiedziałam że nie oddycha, mogłam sprawdzić dłużej...-
Popatrzył na swego syna a potem na żonę.
-Ale jego koledzy, dalej myślą inaczej...-
-trzeba będzie im powiedzieć.-
-tak.
Zgodził się ojciec Ernesta.
Nemeczek, leżał i spał, był cały spocony bo był poważnie chory, nie był świadomy tego że jego koledzy teraz właśnie płaczą z myślą że on nie żyje.
Nawet nic nie wie że placu już nie będzie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 30 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Chłopcy z placu broni   2Where stories live. Discover now