XLII. Moralność jest względna cz. 2

68 6 206
                                    


– Niech ta środa się wreszcie skończy – powiedziałam pod nosem, gdy wyczłapywałam się niezgrabnie spod prysznica. Za nieco ponad godzinę zaczynała się impreza pod tytułem: „polowanie na demona". Owinięta ręcznikiem usiadłam przed dużym lustrem po turecku i wyciągnęłam wszystkie potrzebne przybory.

Wiedziałam, że jeśli chcę podejść demona, muszę wyglądać jak łatwa ofiara. Na pewno znał już moją twarz, skoro był członkiem Czarnej Róży. Musiałam zrobić wszystko, żeby zlekceważył niebezpieczeństwo. Malowałam się spokojnie, próbowałam wydobyć wszystkie typowo dziewczęce rysy. Delikatna, brązowawa kreska, lekki makijaż brwi, jasnoróżowe usta.

– Obraz niewinności – mruknęłam, przywdziewając na twarz sztuczny uśmiech. Pofalowałam włosy lokówką i wyciągnęłam z szafy sukienkę za kolano w odcieniu lilii. Nieznaczny dekolt, odkryte ramiona.

Byłam wdzięczna za krew aniołów, bo zamarzłabym w tym w innych okolicznościach. Nie należałam do tych zimnokrwistych kobiet, które mogły latać w spódniczkach w zimę, dopiero obudzenie mocy dało mi odporność na zimno. Z westchnięciem wyciągnęłam z prezentowego pudełka pochwę opatrzoną paskiem. Zauważyłam kawałek kredowobiałego papieru skryty w czarnej, skórzanej kieszonce na ostrze. Wyciągnęłam go i rozwinęłam powoli.

Użyj go tylko, jeśli będzie sprawiał problemy.

Wyprowadź go w las,

dosłownie.

Zawołaj mnie, a zajmę się resztą.

Cztery, starannie wykaligrafowane czarnym tuszem wersy. Przejechałam po nich palcem, doceniając formę. Mężczyzna się nie podpisał, nie musiał. Moje serce dziwnie zatrzepotało.

„Błagam, może spodobać mi się każdy, ale nie ten psychol" – skarciłam się w myślach, kiedy na policzki wypełzła śmiała czerwień.

On był koszmarem w najczystszej postaci. Zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać. Nie rozumiałam, dlaczego zdecydował się pomóc mi wcześniej i z jakiego powodu dalej to robił. Miałam wrażenie, jakby zawsze krył się gdzieś w cieniu, czekał na odpowiedni moment, aby się pokazać. Nie wiedziałam o nim prawie nic, a każdy fakt, który odkrywałam, sprawiał, że byłam jeszcze bardziej niepewna tego, co o nim myślę. Wiedziałam jedno, Księcia Międzyświata nie należało lekceważyć. Był potężny i miałam wrażenie, że pokazał mi zaledwie ułamek swojej mocy.

Przytroczyłam ostrze do uda i upewniłam się w lustrze, że również podczas gwałtownych obrotów jest niewidoczne. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że mogłam nawet podskakiwać, a tkanina sukienki pozostawała na tyle wysoko, aby nie odkryć mojego małego sekretu.

Pozostawał jeden problem. Nie miał mnie kto zawieźć, a w okolicy De-Town nie miałabym gdzie wylądować niezauważona. Benji dalej leżał w śpiączce i przysięgałam sobie, że zajrzę do niego na dniach. Nie mogłam też poprosić Hexy, Sama ani mamy. Westchnęłam i udałam się do pokoju gościnnego. Weszłam bez pukania.

Chłopak leżał na łóżku i słuchał muzyki zatopiony we własnym świecie. Uśmiechnęłam się zadziornie i ściągnęłam słuchawki nauszne gwałtownie. Usiadł szybko i rozejrzał się zszokowany. Gdy tylko mnie zauważył, zasępił się.

– Czego chcesz? – burknął.

– Masz ochotę na przejażdżkę? – zaszczebiotałam słodko. Uniósł brwi do góry.

– Czemu pytasz?

– Masz, czy nie?

– Może. Czemu nie poprosisz rodziców o podwózkę? Robimy coś niestosownego? – zapytał oceniającym tonem. Spojrzałam na niego spode łba i pchnęłam delikatnie w klatkę piersiową.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz