– Co tutaj robisz stokrotko? – Cichy, melodyjny szept Scotta sprawił, że poleciały mi łzy. Nie wiem czemu, ale w tym momencie chciałam odwrócić się i spojrzeć w twarz Lucianowi. Powiedzieć mu, że chcę się przyznać do zabójstwa Miriam, że ta cała otoczka mnie dobija, że to dopiero trzy dni, a ja już jestem zniszczona.
Mężczyzna odsłonił mi usta, ale nadal trzymał mnie w objęciach. Potrzebowałam tego, potrzebowałam czuć się bezpieczna, ale gdy pomyślałam sobie o naszym zakładzie, momentalnie poczułam się znowu słaba. Wszyscy znowu mieli nade mną kontrolę, nawet znienawidzony, egoistyczny, psychiczny Lucian Scott.
Nagle złość zalała całe moje ciało, wszystkie komórki budziły się do życia, a nienawiść..nienawiść zastąpiła całą pustkę. Wyrwałam się z objęć, a następne odwróciłam się i gniewnymi oczami spojrzałam na blondyna.
Na tle zielonych drzew prezentował się naprawdę imponująco. Czarna, opinająca koszulka podkreślała każdy szczegół umięśnionych ramion i klatki piersiowej a krótkie, spodenki tego samego koloru sięgały do połowy uda i odsłaniały muskularne nogi. Wyglądał tak, jakby biegał, ale czemu akurat w tym miejscu?
– Co tutaj robię? – odpowiedziałam, żartobliwie, lecz z ukrytą drwiną. – Wiesz, zbieram chwasty w tym pięknym, dzikim lesie. I chyba właśnie trafiłam na najgorszy okaz.
Zaśmiałam się, a przez twarz Scotta przemknął cień zaskoczenia, ale zaraz jego poważne spojrzenie złagodniało, a w błękitnych oczach błysnęło rozbawienie. Widziałam, że próbuje zachować spokój, choć coś w nim drgało. Zachowywał się tak, jakby podziwiał moje słowa, a jednocześnie był gotów znów przejąć nade mną kontrolę.
– Masz poczucie humoru – rzucił cicho. Przez chwilę wpatrywał się we mnie dobrze znanym mi chłodem. Jednakże po kilku sekundach ironicznie uniósł lekko wargi. – Ale uważaj. Niektóre chwasty potrafią być zabójcze.
Zrobiłam krok do przodu po to, aby styknąć się z jego ramieniem, a po chwili wpatrywałam się w niego niemiłosiernie.
– Wiesz co? Może ja właśnie lubię igrać z niebezpieczeństwem.
Uśmiech, którym go obdarzyłam, był zuchwały, wyzywający. Lucian milczał przez dłuższą chwilę, ale wzrokiem przesuwał się po mojej twarzy. Prawdopodobnie próbował rozgryźć, ile w moich słowach było drwiny, a ile wyzwania. Sama nie wiedziałam, co ja tak właściwie chciałam przez to powiedzieć.
Scott nachylił się lekko, tak blisko, że czułam jego oddech na policzku.
– Naprawdę? – odezwał się w końcu – Uważaj, kochanie, bo czasami niebezpieczeństwo lubi gryźć... i nie puścić.
– Nie martw się o mnie, Scott. Potrafię zdecydować, na co się narażam.
Przez ułamek sekundy w źrenicach chłopaka pojawił się cień zaskoczenia, ale zaraz zastąpił go lekki, niemal triumfalny uśmiech. Scott, widząc, że moja pewność siebie ani na chwilę nie słabnie, zbliżył się tak blisko, że czułam ciepło jego oddechu na skórze. Malinowe usta musnęły lekko moje ucho, a wtedy dziwny, niepokojący dreszcz przebiegł mi wzdłuż karku. Przez chwilę zapach papierosów, otulił nas mglistą, intensywną aurą. Miał w sobie głęboki smak czekolady, wymieszany z nutami ciemnego karmelu. Aromat przypominał mi o mrocznych tajemnicach piekielnych zaświatów. Wiedziałam, że tym ruchem testował moją wytrzymałość, dobrze wiedział, że sobie nie życzyłam, aby mnie dotykał.
– Nadal nie odpowiedziałaś mi, co tutaj robisz – prowokował niskim, przeciągniętym, chrypniętym głosem.
Uniosłam brew, obdarzając idiotę wyzywającym spojrzeniem.
CZYTASZ
Iluzja
RomanceChciałam być idealną córką, wygrać mistrzostwa, osiągnąć to wszystko, o czym marzyli dla mnie inni. A potem... potem obudziłam się w świecie, który przestał mieć sens. Zrozumiałam, że zagubiłam siebie, że stałam w osamotnieniu, które rozdzierało mi...