Lee Minho.
Dla Jisunga nie istniała bardziej irytująca osoba niż wyżej wspomniany chłopak.
Szczerze nienawidził jego idealnie ułożonych włosów, łobuzerskiego uśmiechu i pełnego pewności siebie spojrzenia.
Nienawidził też tego, że połowa szkoły do niego wzdychała a on, niewzruszony łamał kolejne serca.Lee Minho to typowy, przykładny senior. Zawsze pomocny, miły, choć zdystansowany. Tylko Chan i Hyunjin znali prawdziwego Lee.
Maska, którą nosił codziennie w szkole każdego dnia coraz bardziej mu ciążyła. Nikt nie spodziewał się, że ten wesoły, choć zdystansowany chłopak przeżywa koszmar każdego dnia.***
— Znowu to samo? — Zapytał zrezygnowany Hyunjin, gdy spóźniony Minho zajął miejsce obok. Lee spojrzał na niego ze wstydem, starając się nie zwracać uwagi na jego komentarz, który dotyczył ogromnego siniaka na policzku przyjaciela. — Co tym razem?
— Wyobraź sobie, że kurwa za głośno oddycham — mruknął, że wstydem szatyn, wbijając wzrok w swoje dłonie.
— Kurwa, Lee — krzyknął Hyun, trochę głośniej niż planował, na co oczy całej klasy skierowały się na nich — nie możesz dawać się tak traktować — szepnął, pochylając się ku przyjacielowi.
Minho uniósł wzrok, szybko skanując reakcje w klasie, by upewnić się, że nikt nie podsłuchuje. Potem spojrzał na Hyunjina i wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to nie takie proste.
— Łatwo ci mówić — westchnął cicho, drapiąc się po szyi. — Nie mogę przecież tak po prostu... postawić się ojcu. — Szepnął ledwie słyszalnie. Bał się nawet o tym pomyśleć a co dopiero powiedzieć na głos.
Reszta dnia w szkole minęła dość spokojnie. Poza faktem, że Minho musiał tłumaczyć się wszystkim wkoło jak nabił sobie siniaka.
Na szczęście każdy kupił jego bajeczkę o wywrotce na deskorolce.
Chociaż tyle.Po skończonych zajęciach, niechętnie udał się do domu. Szedł najdłuższą z możliwych dróg, by jak najpóźniej stanąć twarzą w twarz ze swoim agresywnym ojcem.
Ojciec od zawsze był surowy, ale odkąd zmarła matka puściły mu wszystkie hamulce. Lee obrywał za każdą, najmniejszą głupotę.
Nawet kiedy nie zasłużył.
Szczerze miał nadzieję, że jak wróci to ojca nie będzie, że wróci późno i nawet do niego nie zajrzy.
O jakże się rozczarował.
Na podjeździe stał zaparkowany samochód. Poczuł, jak jego ciało zalewa strach.
Przełknął nerwowo ślinę, wziął głęboki wdech i wszedł niepewnym krokiem do domu. Zamknął za sobą drzwi mając nadzieję, że uda mu się dotrzeć do pokoju bez zbędnych konfrontacji. Ledwie zdążył odłożyć torbę i zrobić krok, kiedy usłyszał ciężkie kroki ojca. Stanął w korytarzu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i wyrazem twarzy, który nie wróżył nic dobrego.— No i gdzieś ty się znowu szlajał? — zaczął ojciec, z napięciem w głosie, które z każdą sekundą przybierało na sile.
Minho starał się zachować spokój, choć w środku już czuł, jak rośnie w nim fala stresu i niepokoju. Wiedział, że żadna odpowiedź nie uspokoi ojca, ale mimo to odpowiedział.
— Musiałem zostać godzinę dłużej w szkole — powiedział drżącym głosem, spoglądając nieśmiało ojcu w oczy.
— W szkole? — prychnął ojciec, a w jego głosie słychać było złość i coś jeszcze, coś gorszego, pogardę. — Kłamiesz, niewdzięczny gnojku. Twoja matka byłaby naprawdę dumna wiedząc, że łżesz mi prosto w oczy!
Szatyn poczuł ukłucie bólu przy wzmiance o matce. Dla niego była najbliższą osobą, kimś, kto zawsze go wspierał, nawet wtedy, gdy ojciec był wobec niego surowy. Zawsze starała się tłumaczyć swojego syna, wstawiać za nim i go bronić, ale teraz jej już nie było. Minho poczuł, że ojciec celowo wykorzystuje wspomnienie o niej, żeby go zranić.
CZYTASZ
other oneshots 🔞
Fanfic1. - Przespałem się z Minho - oznajmił, jakby właśnie wyznawał swojemu kumplowi co wczoraj jadł na obiad. Jakby to nic nie znaczyło. 2. - Han Jisung - głos Lino nagle przerwał ciszę - co to było? - Lee Minho - wydyszał Han, który jeszcze nie dosz...