Rozdział 20: Pojawienie się Nowej Siły

4 2 0
                                    

Perspektywa Valentiny

Valentina Star nie przybyła do Aldarionu, by ulec urokom pałacowego życia, ani by szukać sentymentalnych więzi z ojcem, którego prawie nie znała. Jej podróż miała cel praktyczny chciała zrozumieć, kim jest, odnaleźć brakujące fragmenty swojej tożsamości i spotkać rodzinę, o której dotąd tylko słyszała. Miała w sobie coś z wojowniczki i odkrywczyni – umysł twardy, a serce gorące, jak jej moc, która manifestowała się w sztukach walki i magii. Chociaż, jej ojciec, nigdy nie brał udziału w jej wychowaniu, Valentina była gotowa spojrzeć w oczy swojej przeszłości, by zobaczyć, czy Aldarion mógłby stać się miejscem, w którym poczuje się nareszcie w pełni sobą.

Z każdym dniem w Aldarionie odkrywała nowe oblicza tego miejsca i swojej rodziny. Jednak to Benicio, młody wojownik o przenikliwym spojrzeniu i głębokim, cichym spokoju, przyciągnął jej uwagę. Valentina czuła się jak zaczarowana – intrygował ją jego opanowany, mocny sposób bycia, który łączył surowość z nieoczywistą subtelnością. Jego sylwetka, postawa, wyważone gesty i koncentracja, z jaką podchodził do treningów, przyciągały jej wzrok, a kiedy ćwiczył na placu, trudno było jej powstrzymać się od obserwowania jego ruchów. Czuła, że to mężczyzna, który podobnie jak ona, posiada głębię, siłę i wytrzymałość – cechy, które sama ceniła ponad wszystko.

Pewnego popołudnia, Valentina zdecydowała się podejść do niego osobiście. Kiedy zobaczyła, że Benicio ćwiczy w pojedynkę na placu treningowym, zebrała się na odwagę i przeszła przez plac, zatrzymując się niedaleko jego stanowiska. Stała tam przez chwilę, obserwując go, aż w końcu skrzyżowała ręce na piersi i zawołała:

– Słyszałam, że jesteś jednym z najlepszych wojowników w Aldarionie. Może dasz mi pokaz?

Benicio przerwał ćwiczenia i spojrzał na nią, lekko zaskoczony, ale też zainteresowany. Uważnie przyglądał się Valentinie, jakby oceniał jej szczerość. Po krótkiej chwili odpowiedział spokojnie:

– Jeśli tak bardzo cię to interesuje, nie widzę problemu. – W jego głosie słychać było pewność siebie, ale nie było w nim śladu próżności.

Podczas sparingu Valentina miała okazję poczuć potęgę jego umiejętności. Benicio nie traktował jej z pobłażaniem – wiedział, że staje naprzeciw kogoś, kto potrafi się bronić i komu nie brakuje determinacji. Każdy jego ruch był dokładny, przemyślany i pozbawiony niepotrzebnych emocji. Valentina czuła, że każda technika, której używał, miała za sobą lata doświadczenia. Uderzenia były precyzyjne i nieustępliwe, a jego postawa mówiła o samodyscyplinie, której rzadko spotykała u innych.

Dla Valentiny była to walka nie tylko na ciosy, lecz także na spojrzenia, oddechy i wzajemne uznanie. Zauważyła, że Benicio nie próbował jej imponować ani się popisywać – walczył uczciwie, w pełni szanując jej umiejętności. Gdy ich trening się zakończył, oboje byli wyczerpani, ale ich spojrzenia się spotkały, a między nimi pojawiło się coś, co trudno było określić słowami.

Benicio w końcu przemówił, jego głos brzmiał poważnie, ale łagodnie:

– Muszę przyznać, że masz talent, – uśmiechnął się, choć w jego oczach błyszczało zaskoczenie i uznanie. – Nieczęsto spotykam kogoś, kto naprawdę zna się na walce.

Valentina odpowiedziała mu uśmiechem równie tajemniczym, jak jej dusza. – Ty również, – odpowiedziała, w jej głosie była nuta wyzwania. – Ale pamiętaj, że jeszcze nie pokazałam wszystkiego.

Każde kolejne spotkanie z Beniciem stawało się dla Valentiny nie tylko wyzwaniem fizycznym, ale też emocjonalnym. Był on jedyną osobą, przy której zaczynała widzieć siebie inaczej – nie tylko jako wojowniczkę, ale także jako kobietę. Mimo że nie wyrażała tego słowami, każdy wspólny trening zbliżał ją do niego coraz bardziej. Zauważała, że Benicio, choć cichy i opanowany, był człowiekiem pełnym pasji, ukrytej głęboko pod fasadą chłodnej dyscypliny. To, jak kontrolował swoje emocje i ruchy, fascynowało ją – przypominał jej wszystko to, do czego sama dążyła.

Któregoś dnia, podczas jednego z intensywnych treningów, Benicio zatrzymał się nagle, spoglądając na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Valentina uniosła brew, gotowa na kolejne wyzwanie, ale on odezwał się spokojnie:

– Walczysz jak ktoś, kto zna ból, ale i ma z niego siłę. Skąd w tobie tyle determinacji?

To pytanie było niespodziewane, a Valentina poczuła, jak coś w niej drgnęło. Odpowiedziała mu, choć było to dla niej trudne.

– Wychowałam się, ucząc się, jak przetrwać i walczyć o to, kim chcę być. Magia i walka to moje jedyne pewniki. Dzięki nim wiem, że mam nad czym pracować – i dlatego tu jestem. – Spojrzała na niego przenikliwie. – A ty? Nigdy nie widziałam nikogo, kto ćwiczy z taką samokontrolą.

Benicio przez chwilę milczał, a potem, po długiej pauzie, przemówił:

– Trening to moja droga. Aldarion to mój dom, a moje umiejętności to sposób, w jaki mogę go bronić. Znalazłem tu swój cel. – Po tych słowach na chwilę zapadła cisza, lecz nie była to cisza niezręczna; oboje czuli, że w tym momencie dzielą coś, co nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień.

Valentina nie sądziła, że Aldarion stanie się dla niej miejscem, w którym nie tylko pozna rodzinę, ale odkryje nowe pokłady emocji. Z każdym treningiem jej relacja z Beniciem stawała się coraz głębsza, a każde kolejne starcie odkrywało przed nimi nowe aspekty siebie nawzajem. Dla Benicia Valentina była inna niż wszyscy – była jak silny, nieujarzmiony wiatr, niepokorna i pełna życia. Widział w niej wyzwanie, którego wcześniej nigdy nie napotkał. W jego spojrzeniach pojawiało się coraz więcej ciepła i podziwu, a w jej obecności odnajdywał równowagę, której nie dawał mu żaden inny kontakt.

Ona natomiast czuła się przy nim bezpiecznie, wiedziała, że nie musi udowadniać niczego na siłę. Benicio akceptował ją taką, jaką była, szanował jej zdolności i pozwalał jej na bycie sobą. To przy nim zaczęła odkrywać, że poza walką istnieje także przestrzeń na inne emocje – uczucia, o których wcześniej nie myślała, nie miały one dla niej znaczenia. Aldarion, który początkowo miał być dla niej miejscem odkrywania rodzinnych więzów, stał się miejscem, w którym odnalazła coś jeszcze cenniejszego: kogoś, kto, tak jak ona, rozumiał, co to znaczy iść własną drogą, bez względu na koszty.

Każde spotkanie, każdy trening i każda rozmowa przybliżały ich do siebie coraz bardziej, a w Valentinie zaczęła budzić się myśl, że to może być początek czegoś, co nigdy nie pojawiło się w jej życiu – głębszej więzi, opartej na wzajemnym zrozumieniu i respektowaniu siebie nawzajem.

Najmłodsza KlątwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz