AGON: 14

4 1 1
                                    

Na obiad przyszłyśmy jako jedne z ostatnich, więc nie spotkałyśmy naszego nowego crusha, a podczas wytrzymałości, nie miałyśmy nawet czasu spoglądać w jego stronę.

Dziesięć setek na 1:25 z pięciosekundową przerwą? Serio, trenerko? Gofry na mące kokosowej i klonowy sos odbijały się w moim brzuchu przy każdym nawrocie. Całe skupienie poświęcałam na nie-wyrzyganie się do basenu.

Po kolejnym prysznicu i warstwie aloesu, ponownie ukoiły nas drzwi restauracji.

Na kolację były espetady z wszystkimi rodzajami mięs. Ja wzięłam te z wołowiną i te z kalmarami, bo nie mogłam się zdecydować. Natarte przyprawami i grillowane na patykach z drzew laurowych, doprowadzały mnie do kulinarnego orgazmu. Byłam tak skupiona na obgryzaniu szaszłyków, że dopiero po kilku minutach zauważyłam spojrzenie złocistoskórnego chłopaka, które posyłał mi zza dwóch innych stolików.

Starałam się go zignorować, ale moje trudy powstrzymało pytanie siedzącej do niego tyłem Beatriz:

– Patrzy się tutaj? – Dziwnie mi było znów spotkać się z jego niczym niezmąconym spojrzeniem, więc odparłam:

– Nie wiem.

– To zobacz.

Posłała mi błagalne spojrzenie, więc poddańczo westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam.

– Tak, patrzy się.

Jego wzrok był nieustraszony.

Gdzie on się wychował?

Jakby słyszał moje myśli, puścił do mnie oczko.

Lekko zdezorientowana, przeniosłam się na krzesło obok Beatriz. Nie mogłam pozwolić mu ze sobą pogrywać, po tym jak obiecałam jej, że może go bez skrupułów podrywać.

– Czemu się przesiadłaś? – zapytała.

– Jeszcze sobie coś pomyśli – odparłam i wgryzłam się w chrupiący kawałek kalmara.

– Jak tak uciekasz, to na pewno pomyśli.

Skończyłyśmy jeść w ciszy.

Potem Bea, pomimo moich protestów, wzięła dla nas obu karmelowe desery. Zamiast usiąść przy naszym stoliku, kiwnęła na mnie głową i dyskretnie powiedziała: „chodź".

Automatycznie wstałam, ale kiedy zobaczyłam dokąd zmierza, natychmiast zapragnęłam zawrócić.

– Cześć, jestem Beatriz – Już z daleka słyszałam jak przedstawia się całemu stolikowi chłopaków. Nie byłam sama, niechętnie obserwując to przedstawienie. Kelner, którego wczoraj obczajała Beatriz, miał podobną minę do mojej. Beatriz odwróciła się, by na mnie wskazać, więc podbiegłam do stolika z wymuszonym uśmiechem. – A to moja koleżanka, Marisa.

Wszyscy chłopcy zaczęli podawać nam dłonie na przywitanie, więc odwzajemniłam ich gesty, wiernie kopiując miny Beatriz. Wśród złotych czupryn i bladych skór kontrastowały jego szatynowe włosy i, wyraźnie obca duńskiej krwi, opalenizna. Miał na imię Dash. Reszty imion nie zapamiętałam.

Jedyne co zakodowałam to, jak ich oczy zabłysły, kiedy usiadłyśmy z nimi. Sami przynieśli nam dodatkowe krzesła. Chyba byli z nich prawdziwi gentlemani, ale nie umiałam stwierdzić z pewnością, nie poznałam w swoim życiu wystarczającej ilości chłopaków.

– Jakie macie plany na wieczór? – zapytała Bea.

Subtelnie.

Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby zawierali milczącą umowę. Espetady stygły na ich talerzach, ale nic sobie z tego nie robili.

– Chyba sobie pochillujemy na tarasie. – powiedział Dash. – Możecie do nas dołączyć, jeśli chcecie.

– Musicie do nas dołączyć. – potwierdził jeden ze złotowłosych. – Mamy najlepszy alkohol na wyspie.

– Czyżby? – Bea posłała im podejrzliwe spojrzenie. – Bo wiecie, my się na tej wyspie urodziłyśmy, więc chyba mamy o tym większe pojęcie.

– Jesteście stąd?

Bliźniaczo przytaknęłyśmy.

– Nie wiecie? – zapytała Bea. – Nam trenerka od razu powiedziała skąd jest wasza drużyna.

Chłopcy się zaśmiali. Zmarszczyłyśmy brwi. Na szczęście, Dash nie czekał z wyjaśnieniami.

– Trener nam polecił, żeby nie interesować się zbytnio waszą drużyną. Powiedział, że dziewczyny, jak wy mogą być dużym rozproszeniem, a jak jeden z nas się spóźni, cała drużyna ma karę.

– A wy go nie posłuchaliście. – wywnioskowała Beatriz. Jej spojrzenie iskrzyło flirtem.

– To chyba oczywiste. Kto się słucha dorosłych, jak ma dwadzieścia lat? – Tak bardzo chciałam się zgodzić z jego umarszczonymi brwiami, ale Bea była szybsza.

– Teoretycznie, my też jesteśmy dorośli.

– Ale wszyscy dobrze wiemy, że jeszcze nie jesteśmy. – Z niewiadomego powodu, jego wzrok wylądował na mnie.

I mrugnął.

Znowu.

– W każdym razie, to totalna porażka mieć obóz zaledwie czterdzieści kilometrów od domu. – kontynuowała Bea. – Gdyby moi rodzice pojawili się teraz w drzwiach tego hotelu z reklamówką świeżo zerwanych bananów i upieczonego ciasta z migdałów, wcale bym się nie zdziwiła.

– To rzeczywiście porażka. – przyznał złotowłosy. – Od jutra będziemy mieć vana, więc możemy pojechać w najodleglejszy zakątek wyspy, tak żebyście nie musiały się martwić o rodziców. – Mrugnął do Beatriz, ale po wyrazie jej twarzy mogłam wyczytać, że nie zrobiło to na niej wrażenia.

Najwyraźniej miała wyższe standardy.

– To niewiele da. Mało wyspy wam zostało do zwiedzenia, skoro przyjechaliście tutaj z Funchal.

Wszyscy się zaśmiali.

– Z pewnością coś wymyślimy – odparł Dash. Jego wzrok penetrował moją duszę.

Rozpraszając się pod koniec posiłku, chłopacy klepali się po plecach, a mnie Beatriz ciągnęła za nadgarstek w stronę pokoju.

Już na schodach karmelowy deser odbijał mi się w brzuchu. 

Zabiłam Mojego Brata | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz