P. XLVI / LABIRYNT NIGDY NIE JEST BEZPIECZNY

17 3 0
                                    

Thomas zdawał sobie sprawę z tego, że coś musiało gdzieś nie wyjść. Mieli za dużo planów i wydawali się zbyt zorganizowani. Newt wziął się za weryfikację Obiektu i postępu konkretnych prac, Minho bez najmniejszego problemu znalazł ludzi, tak spośród sztamaków, jak i członków Ruchu Oporu, którzy ruszyli pomóc mu ze znalezieniem i przeniesieniem pułapek. Widząc zgłaszających się na ochotnika ludzi z tej drugiej grupy, Thomas uświadomił sobie, że mógł połączyć dobre z pożytecznym, dlatego biegiem ruszył żeby w gąszczu korytarzy i ludzi odnaleźć Vince'a. Miał tylko nadzieję, że widok jego samego biegnącego z pełną prędkością nie da zawału zbyt dużej ilości ludzi.

- Vince! Pytanie mam - praktycznie krzyknął Tommy od razu ściągając na siebie uwagę swojego przyszłego rozmócy, który od razu przeprosił zebrane dookoła niego towarzystwo i ruszył spokojnym krokiem ramię w ramię z Thomasem.

- Jak mogę pomóc nadziei naszego wspaniałego świata? - spytał głosem aż ociekającym ironią Vince, gdy znaleźli się na tyle głęboko w korytarzu, że nie musieli martwić się o niepowołane osoby, które mogłyby usłyszeć ich konwersację.

- Czy ktoś z pierwszego albo drugiego transportu, kto pomagał już przy kolektorach słonecznych chciałby pomóc przy maszynach poza Obiektem? - odpowiedział pytaniem na pytanie Thomas uznając, że nie ma czasu, siły ani ochoty na reagowanie na dziecinne zaczepki Vince'a.

Bo tym była większość jego działań. Vince'owi po prostu nie podobało się, że teraz musiał odpowiadać przed kimś, kto był od niego praktycznie o połowę młodszy. Że jego zdanie przestało liczyć się tak, jak liczyło się na Pogorzelisku. Że obok niego chwilowo nie była Mary, którą mógłby wytrzeć sobie japę i spróbować przepchnąć pasujące tylko jemu decyzje i plany. A Thomas doskonale wiedział, kiedy ktoś mówił coś tylko po to żeby wywołać w rozmówcy reakcję. Tylko, że Tommy równie dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie miał czasu na dziecinną pyskówkę z Vincem, która skończyłaby się tylko jego poczuciem satysfakcji. Dlatego Thomas zignorował jego ton i rzeczowo przeszedł do tego, czego od rozmówcy potrzebował.

- Będę potrzebował trochę więcej szczegółów zanim wyślę swoich z powrotem na pustynię - zauważył z nieszczerym śmiechem Vince zachowując się tak, jakby dostęp do wszystkich planów mu się należał. Na całe szczęście Thomas aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak ograniczona była wiedza i władza Vince'a na Pogorzelisku. W Obiekcie natomiast ta sama wiedza i władza były co najwyżej śmiechu warte.

- Tu nie ma szczegółów - odpowiedział szybko Thomas. - Przeprogramujemy część maszyn i wyrzucimy je w piasku żeby grzecznie czekały na krytyczną sytuację, w której mogłyby okazać się konieczne.

- I nie masz ludzi żeby to zrobić? - prychnął z niedowierzaniem Vince, który już zamierzał skomentować to, że przecież stworzyli cały, piękny skomplikowany plan dla wszystkich na najbliższe dni, więc jakim cudem włączenie członków Ruchu Oporu mogło być dla nich tak nieważne, że pojawiało się tak późno. Prawie jakby mieli ekipę sobie "dopchać" tymi ludźmi, a nie chcieli zaprosić ich od początku do stołu.

- Mam - oświadczył stanowczo Thomas nie pozwalając Vince'owi na rozwinięcie swojej wypowiedzi. Ot dla dobra szarych komórek wszystkich znajdujących się w promieniu dziesięciu kilometrów. - Ale próbuję nie tworzyć zbędnych podziałów. Nie ufam ludziom z ostatnich transportów, bo raz, że ich nie znam, a dwa, że ktoś właśnie zakosił nam żarcie. Tragiczny początek współpracy. Ale osoby z pierwszych przepraw są już sprawdzone. Więc jeśli chcą się czegoś nauczyć i przy okazji pomóc to będzie to docenione.

Vince przez chwilę wyglądał jakby chciał coś skomentować. Jakby chciał się oburzyć, że Thomas nie ufa znaczącej części jego ludzi. Tylko, że nawet Vince miał na tyle oleju w głowie, że wiedział, jak sytuacja by wyglądała gdyby role się odwróciły. Gdyby to kilkuset sztamaków nagle pojawiło się u progu jego domu. Obaj doskonale pamiętali, jak ciepło zostali przyjęci przez Ruch Oporu, gdy na Pogorzelisku pojawiło się ich raptem kilkoro. Gdyby tę liczbę pomnożyć przez cokolwiek to pewnie zostaliby wystrzelani zanim zdążyliby otworzyć jadaczki. Dlatego wyjątkowo nawet Vince po prostu zorientował się, że ma opcję zamknięcia się i nie wpychania swoich komentarzy między wódkę a zakąskę i aktualnie z tej opcji skorzystał.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz