Dzisiaj rozdział kilka godzin wcześniej! Miłego czytania ♡
Czterdziesta druga tabletka uspakajająca w ciągu czternastu dni. Dwadzieścia cztery razy wymiotowałam w ciągu dwóch tygodni. Trzynaście razy upadłam na lodowisku, a potem..potem sięgnęłam po amfetaminę. Ta kapsułka była dla mnie zbawieniem, ale też przekleństwem. Za każdym razem, kiedy ją brałam, wmawiałam sobie, że to po raz ostatni, że następnym razem się powstrzymam, że dam radę, że mam kontrolę nad swoim życiem, ale piętnastego września udowodniłam, że nie mam samozaparcia, ani władzy nad umysłem.
W miarę jak mijały dni, dawałam z siebie jeszcze więcej, niż ostatnio. Trenowałam dłużej, po nocach zakuwałam, a rano zmuszałam się do jedzenia. Ojciec milczał, a ja nie mogłam na niego patrzeć. Mama wychodziła gdzieś wieczorami i nie miałam jak z nią porozmawiać. Schudłam, kości policzkowe zaczęły delikatnie wystawać, piersi zmalały, obojczyki wyszły na wierzch, kolana stały się kościste, a najgorsze było w tym wszystkim to, że jeszcze trochę musiałam zrzucić kilogramów, nim na nogi stanę.
Żyłam, ale tylko ciałem, myślami byłam gdzieś bardzo daleko. Scott uszanował moją decyzję, Trixie i Fifi żyły w swoim życiem nawet nie zauważyły, że coś jest ze mną nie tak, a Ryan..Ten chłopak o bujnych rudych włosach stał się moim przyjacielem. Z nim rozmawiałam o Richardzie, to on po treningach zakradał się do mojego pokoju po to, aby uczyć się ze mną na sprawdziany. Był moim przyjacielem, ale też narkomanem. Chyba obydwoje byliśmy zbyt słabi, by przestać, ale zbyt świadomi, by nie widzieć, jak powoli znikamy.
Szesnastego września Hartmann urządził trzydniową wycieczkę nad morze. Byłam sceptycznie do tego nastawiona, ale Trixie i Fifi stwierdziły, że dobrze nam taka podróż zrobi, po długich namowach w końcu dałam się przekonać, a nawet uwierzyłam w to, że to będzie dobry krok do naprawienia przyjaźni, chciałam się wraz z koleżankami wyluzować, ale jak można się zrelaksować, gdy masz z tyłu głowy, że twój własny ojciec więzi, gwałci, bije i zmusza do prostytucji niewinne dziewczyny? Nadal się mi to w głowie nie mieściło, ale wiedziałam, że muszę dać radę.
Nim się obejrzałam, siedziałam już na piaszczystej plaży. Reszta grupy robiła sobie zdjęcia, inni rozpalali ognisko, Trixie i Fifi próbowały mnie zmusić do zagrania w siatkówkę, ale Hartmann zajął moje miejsce, więc odpuściłam. Natomiast z zainteresowaniem przyglądałam się nauczycielowi, bo wiedziałam, że coś w nim też się zmieniło. Był ostrzejszy, co lekcję robił nam niezapowiedziane testy, nie rozmawiał z uczniami, a nawet wszystkich nas unikał, a gdy zaproponował wycieczkę, byliśmy w szoku. Czułam jakiś podstęp, ale mój mózg od dwóch tygodni nie współpracował ze mną i nie mogłam zorientować się, czemu tak nagle wyskoczył z taką propozycją.
Odwróciłam wzrok w prawo, wysoki młodzieniec nastrajał gitarę, a niska dziewczyna rozstawiała alkohol, w powietrzu unosił się zapach dymu. Spojrzałam na morze, statki leniwie sunęły po wodzie, wyobrażałam sobie, że na nich leżeli odprężeni ludzie i cieszyli się wolnością. Zapragnęłam tam być, chciałam oprzeć się o barierkę poczuć wiatr we włosach, śmiać się do łez i pić alkohol do dna. Nie myśleć o przyszłości, przeszłości, tylko żyć tu i teraz, naprawdę zamarzyłam się uwolnić od ciężaru, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Lęk zamienił się w cierniowy wieniec, bezlitośnie oplatał nogi, ręce, a nawet i duszę. Zresztą nawet nie miałam pieniędzy, żeby się wybrać w podróż dookoła świata.
Nagle przyszła mi do głowy myśl, że wcale nie potrzebuję przecież luksusowego jachtu, w otoczeniu ludzi ze szkoły też mogę się wyluzować. Przecież prawie wszystkich znałam, to oni na mnie głosowali w wyborach na przewodniczącą, razem z nimi tworzyliśmy społeczność naszego liceum, więc dlaczego miałabym siedzieć z boku i martwić się nad przyszłością?
CZYTASZ
Iluzja
RomanceChciałam być idealną córką, wygrać mistrzostwa, osiągnąć to wszystko, o czym marzyli dla mnie inni. A potem... potem obudziłam się w świecie, który przestał mieć sens. Zrozumiałam, że zagubiłam siebie, że stałam w osamotnieniu, które rozdzierało mi...