ROZDZIAŁ 24.

6 3 1
                                    


This is how you remind me
Of what I really am
This is how you remind me
Of what I really am

Słowa piosenki uderzały we mnie ze zdwojoną siłą, kiedy przemierzałam ulicami miasta i rozmyślałam nad całym swoim życiem. Jestem zupełnie inną osobą niż byłam zanim tu przyjechałam. To miasto zmieniło mnie nie do poznania. Sama siebie nie poznawałam patrząc w swoje odbicie w lustrze, jednak byłam na tyle rozsądna, że zdawałam sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów.

Wszystkie zabójstwa sprawiły, że stałam się zimna, wyrachowana, a czasami nawet bezuczuciowa. Nie panowałam nad tym i w żaden sposób tego nie kontrolowałam. To stało się mną. To wżarło się we mnie do szpiku. To pozbawiło mnie człowieczeństwa, choć o to akurat walczyłam w zaparte.

Bycie ludzkim, oznaczało bycie sobą. Mimo, że nie odczuwałam nic w związku z odbieraniem życia, nadal miałam jakieś zasady moralne, których się trzymałam. Nie chciałam, aby moje podopieczne widziały we mnie żądnego krwi potwora, a kobietę niezależną, która walczy o swoje...

Z zamyśleń wyrwał mnie telefon. Wyłączyłam silnik zatrzymując się na podjedzie domu Dantego i kliknęłam w zieloną słuchawkę.

- Hej, mamo. Przepraszam, że nie oddzwoniłam, mam tyle pracy, że nie wiem w co włożyć ręce. – Powiedziałam powoli wychodząc z auta.

- No pewnie. Matka się martwi, a ty nawet jednego smsa nie możesz wysłać?

- Przepraszam... Przyjadę do was niedługo, obiecuję. – Położyłam torbę na wyspie, gdzie Daniel stawiał już przede mną filiżankę z moją ulubioną kawą patrząc na mnie podejrzliwie.

- Obiecujesz to już od roku! – Wrzasnęła. Chyba naprawdę się wkurwiła. – Nie obchodzimy cię?

- Mamo... - Zakryłam twarz i westchnęłam ciężko. – Proszę... Mam w chuj rzeczy do załatwienia, a ty jeszcze mi dopierdalasz. Obiecuję, że przyjadę, ale za każdym razem coś mi wyskakuje i nie mogę tego odwołać. Pracuję ciężko, tak jak chciałaś, więc dlaczego masz teraz do mnie o to pretensje? – Wybuchłam.

- Nie będziemy tak rozmawiać, moja droga. Pa!

Rzuciłam telefon na balat i zamknęłam oczy. Próbowałam uspokoić nerwy biorąc dziesięć głębokich wdechów, które kurwa jak zwykle nie pomagały, więc po chuj ja to w ogóle robiłam.

Przy piątym poczułam ręce Daniela owijające się wokół mojej talii. Wtulił nos w moją szyję i pocałował ją lekko. To zdecydowanie bardziej pomogło niż te jebane medytacje.

Już.

Uspokój się Olka... Wyżyjesz się wieczorem.

- Nie powinnaś się z nią kłócić. – No trudno, wyżyję się teraz.

- Słucham?! – Odrzuciłam go od siebie i z nienawiścią w oczach spojrzałam na tę spokojną twarz.

- Heeej. – Znowu mnie przytulił. – Chodziło mi o to, że nie warto się z nią kłócić. Z tego, co mi mówiłaś masz jej charakter, więc bomba atomowa przy waszej dwójce, to pistolet na kulki. – Chciałam się zaśmiać, ale zamiast tego ugryzłam go w ramię, na co ten odskoczył.

- Masz za swoje. – Mruknęłam. – Nie denerwuj mnie, chociaż ty. Okej?

- Okej, okej. Jak twój dzień? – Chłopak podsunął mi pudełko z pizzą, więc od razu zajęłam się pałaszowaniem.

- Ciężki... a Twój?

- Też... Nadal nie wiemy, gdzie jest Platon. W dodatku kilka innych spraw zaczyna się jebać, więc jestem wkurwiony na maksa. – Przyjrzałam się mu ponownie i zmarszczyłam brwi, kiedy ze stoickim spokojem wkładał kolejny kawałek margatity do ust.

MIŁOŚĆWhere stories live. Discover now