Rozdział 10

11 3 2
                                    

Thomas, Karen i Cora dostali pełne zadowolenia oklaski. Ich tematem były zakłady psychiatryczne dla obłąkanych, w których zamykano ludzi za opowiadanie głupstw o duchach. Bo kto nie lubił słuchać o makabrycznych warunkach życia, torturach i szaleństwie? Nie znałam osoby, której by to nie fascynowało.

– Świetna prezentacja, a jaka ciekawa! – Pan Farend napił się herbaty z kubka w kształcie dyni – Siadajcie, siadajcie. A teraz Lockwood, Cubbins i Carlyle – odwrócił się w naszą stronę, a ja poczułam zimno.

Dreszcz przebiegł mi po rękach.

Lockwood pewnym siebie krokiem stanął na środku sali. George majstrował przy laptopie z włączeniem prezentacji. Stanęłam koło Anthony'ego.

Prezentacja się włączyła, światła zgasły. Lockwood wszedł w rolę.

– Bezgłowy Jeździec był duchem żołnierza najemnej armii heskiej pozbawionym głowy przez pocisk armatni, który mu ją urwał w bezimiennej bitwie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych – zaczął Lockwood – Jeźdźca nazywano także Galopującym Heseńczykiem.

Na ekranie pojawiły się najróżniejsze grafiki Jeźdźca Bez Głowy; od obrazu autorstwa Johna Quidora z 1858 roku, po animację Walta Disneya „Przygody Ichaboda i pana Ropucha”.

Na kolejnym slajdzie były zdjęcia Nicolasa Crageta  i Daretha Barneya. Pierwszy miał jasnobrązowe włosy, które prawdopodobnie nawiedził wiatr. Do tego miał na sobie niebieską koszulkę i ciemne spodnie.

Lockwood wspominał mi dziś rano, że jakimś magicznym sposobem udało mu się zwrócić starą koszulkę Nicolasa jego siostrze. Nie wchodziłam w szczegóły.

Dareth  natomiast był jego przeciwieństwem i na pewno, gdy jeszcze widziały ich rodziny, przewyższał swojego przyjaciela. Na zdjęciu miał czarne włosy oraz bluzę z kapturem na głowie.

– … mieli po trzynaście i dwanaście lat – kontynuował, a mnie przywróciło do żywych – Nicolas napisał wiadomość, lecz niestety była ona tak nieczytelna, że nie można było stwierdzić gdzie konkretnie udali się chłopcy tamtej nocy.

George przetarł okulary rękawem bluzy, ziewnął i przewinął na kolejny slajd.

– Nie jest do końca pewne, czego użyli do wywołania Bezgłowego Jeźdźca. Na miejscu zdarzenia nie było żadnych rzeczy; plecaków, kartki czy choćby czyjegoś buta. Podczas tego śledztwa jedynie na co napotkali się policjanci były szklane butelki po piwie. Żadnych śladów.

Lockwood przedstawiał naszą prezentację w sposób taki w jaki ja bym nigdy nie umiała. Zawsze plątałam słowa, z których powstawały niestworzone słowa.

Teraz patrzyliśmy na zdjęcia zrobione przez Lockwooda. Ludziki bez ciałka i z krzyżykami zamiast oczu patrzyła na pomieszczenie złowieszczą aurą. Ponury dzień niepolepszał sytacji. Obok fotografii widniała treść napisana kursywą – list Nicolasa, który został przez nas przepisany. Jedynie czego w nim brakowało była naklejka w kształcie czaszki.

Po skończonym wykładzie Lockwooda, usiedliśmy na swoich miejscach. Oklasków było mniej niż te, które dostała poprzednia trójosobowa grupa.

Do końca lekcji zostało kilka minut. Gdy dzwonek zadzwonił, sala się opróżniła. Szkolny korytarz od kilku dni był udekorowany sztucznymi pajęczynami, na który czaiły się pająki, sztucznymi dyniami ze świeczką na baterię w środku, girlandami mówiącymi, że Halloween to najlepsze co spotkało ludzkość.

To wszystko kłuło mnie w oczy. Było nieznośne.

Rozpoczęła się lekcja matematyki, na którą Lockwood, jak i George nie zamierzali przychodzić w ciągu najbliższych dziesięciu minut. Ze swoich obserwacji wywnioskowałam, że była to jedna z lekcji, którą zamierzali omijać szerokim łukiem. Lecz po trzydziestu minutach nadal nie przybyli.

Nauczycielka matematyki dyktowała kolejne zadanie, które robiłam ze śpiącym umysłem. Opierałam się o rękę, zamykałam oczy, ale po sekundzie otwierałam je ponownie. Miałam wrażenie, że zarz padnę na ławkę jak padnięty pies po spacerze.

Kolejna lekcja minęła. W oficjalnym planie lekcji była to moja ostatnia godzina na dziś, ale w nieoficjalnym, czekała mnie jeszcze dodatkowa lekcja z wychowania fizycznego.

Szłam środkiem korytarza, który opustoszał kilka minut po końcowym dzwonku. Halloweenowe dekoracje szkolne śledziły moje ruchy. Składzik na środki czyszczące był otwarty, a gdzieś z innej części szkoły doszedł mnie dźwięk upadającej miotły ze schodów.

Echo przeszło przez mój organizm, ale to nie było echo dochodzące ze szchodów, a znacznie bliżej.

Prześpieszyłam kroku. Odwróciłam się pośpiesznie. Nie było nikogo żywego, kto mógłby mi zagrozić. Zaśmialam się z samej siebie. Mimo to drugi raz sprawdziłam, czy tym razem żadna dynia za mną nie podąża.

Krzyk. Nie wiem czyj był głośniejszy – mój czy brzydkiej staruszki.

Cofnęlam się od niej w pośpiechu, wpadłam na krzesło, które wzięło się tu znikąd i upadłam na klejącą podłogę. Staruszka przybliżyła się do mnie, jej garbaty nos prawie dotykał mojego. Odsunęła się i krzyknęła ponownie. Jej wrzask był tak głośny, że myślałam, że zaraz zemdleję.

Z zakrętu wyszedł roześmiany Georg, który trzymał w ręku telefon. Machał nim jakby chciał odgonić chodzące na szybie karaluchy. Starsza, brzydka pani także zaczęła się śmiać, a gdy uspokoiła oddech, ściągnęła (bardzo wiarygodną) maskę i pojawił się Lockwood.

Uśmiechnął się do mnie, jak zwykle gdy chciał mnie uspokoić lub przekonać do zrobienia czegoś, czego bym w życiu nie zrobiła. Kucnął przede mną z maską w dłoni.

– Okej?

– Tak. – Wstałam z podłogi.

– Musisz to zobaczyć – powiedział George, klikając coś w swoim telefonie. Obrócił go w moją stronę – Świetnie wyszłaś.

Nim zdążyłam coś powiedzieć na ten temat, włączył video ze sceną, która miała przed chwilą miejsce. Szłam środkiem korytarza, dwa razy obróciłam się do tyłu. Minęłam to nieszczęsne krzesło, które stało obok szafek i usłyszałam krzyk. Najpierw postaci w masce, a kilka sekund później mój własny. Przewróciłam się, Lockwood się do mnie przybliżył, a potem ściągnął twarz staruchy. Nagrywający to George prawie co nie przewrócił się o swoje sznurówki.

Nagranie się skończyło.

*

– Jak to się stało, że krzyczałeś, jak starsza pani? – Zbliżaliśmy się do szatni, gdy o to zapytałam. George'a z nami nie było.

– Miałem w kieszeni głośnik podłączony do telefonu.

Zamilkłam na chwilę.

– Właściwie to czemu chcieliście mnie tak nastraszyć? – zapytałam cicho.

– Co?

– Dlaczego to zrobiliście? – Lockwood się zmieszał.

– To był pomysł George'a – zaczął powoli – Chciał cię przekonać do Halloween. Udało się?

– Nie, wręcz przeciwnie – odpowiedziałam ponuro.

– Przepraszam. Za George'a też. – Lockwood przeczesał ręką włosy.

– Nic się nie stało.

– Na pewno nie chcesz z nami spędzić jutrzejszego wieczoru? Będzie fajnie. Nie będziesz musiała jeść tych wszystkich słodyczy ani nic.

– A przebrania?

– Ja i George się przebieramy, ale ty nie musisz.

– George nie będzie wściekły?

– Nie. Chyba. Z nim to nic nie wiadomo. – zaśmiał się.

– Zastanowię się – powiedziałam i zniknęłam za drzwiami szatni dla dziewcząt.

————

Troche krótki ten rozdział, bo tylko 995 słów, ale nadrobię to przyszłym, który albo pojawi się jutro albo w piątek. A może w poniedziałek. Nie wiem. W każdym razie, do zobaczenia.

Bezgłowy Jeździec | Lockwood & CoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz