Rozdział 40.

75 8 0
                                    

W sobotni ranek, kiedy zegar wskazywał dwadzieścia siedem minut po dziesiątej, Prudencja biegała rozzłoszczona po swoim zabałaganionym pokoju.

-No gdzie jest ta cholerna książka? - pomrukiwała do siebie.

Zaglądała we wszystkie zakamarki, nie mogąc odnaleźć książki z biblioteki, do której właśnie się wybierała. Sprawdzała na każdej półce i szufladzie. W akcie desperacji wzięła do ręki małą latarkę i, świecąc nią, wsunęła głowę pod łóżko, jednocześnie leżąc na podłodze. Kiedy tak oświetlała sobie tajne przestworza tej mocno zakurzonej krainy, zadzwonił jej telefon, tkwiący bezużytecznie na szafce nocnej. Poderwała szybko głowę do góry i jęknęła, przeklinając pod nosem, kiedy czubek jej głowy spotkał się z drewnianym szkieletem łóżka. Zdenerwowana wyszła spod mebla i lewą ręką sięgnęła po telefon, podczas gdy jej druga dłoń masowała bolącego guza.

-Słucham? - warknęła.

-Co ty taka milutka od samego rana? - spytał dzwoniący Stanley.

-Właśnie leżałam sobie spokojnie pod łóżkiem, kiedy zadzwoniłeś. I przez ciebie uderzyłam się w głowę - jęknęła z wyrzutem.

-Nawet nie będę pytał, co ty robiłaś pod łóżkiem - zaśmiał się.

-Coś się stało, że dzwonisz? - zapytała Yoko, siadając na swoim piekielnym łóżku.

-To już nawet nie można zadzwonić do swojej dziewczyny?

-Można, można. Ale i tak coś chcesz, prawda?

-Dzwonię, żeby spytać, czy nie wybierzemy się zaraz do jakiejś knajpki, czy coś - powiedział powoli.

Prudencja zamyśliła się na chwilę i odpowiedziała:

-Zaraz jadę do biblioteki, więc mogę wpaść po ciebie i później gdzieś się wybierzemy, okay?

-Okay, ale sam mogę po ciebie przyjechać.

-Nie bądź seksistą. Prawko oblałam tylko dwa razy, więc potrafię jeździć. A mój mini cooper jeszcze trochę pociągnie. A poza tym - dodała, ściszając głos - Ringo zastanawiałby się, dlaczego jedziemy razem. Będę u ciebie za pół godziny.

-No dobrze. Do zobaczenia, Yoko.

-Na razie - odpowiedziała i rozłączyła się.

I wtedy przypomniała sobie o swojej zaginionej książce i z jeszcze większym roztargnieniem zabrała się za jej szukanie. Po kolejnych kilku minutach penetrowania swojego pokoju wyszła do kuchni, chcąc ochłonąć chwilę przed kontynuacją poszukiwań. I wtedy ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu znalazła książkę leżącą na kuchennym blacie.

-Co ty tu robisz, złociutka? - spytała Prudencja, patrząc na swoją zgubę. Pokręciła głową i wróciła do swojego pokoju, zabierając się do przebierania. Piętnaście minut później była już gotowa. Wrzuciła do torby książki z biblioteki i weszła do gabinetu swojego ojca, który pracował przy laptopie i stosie dokumentów. Okulary zsuwały mu się z nosa, kiedy podniósł głowę w stronę drzwi.

-Jadę do biblioteki, tato. A później może się spotkam z Brianem - oznajmiła. Miała małe wyrzuty sumienia, że okłamuje ojca, ale tajny związek, to tajny związek.

-Dobrze, jedź. Co robi Ringo?

-A co on może robić w sobotę o jedenastej? Oczywiście, że śpi.

Mark Hartfield zaśmiał się cicho. Prudencja już miała wyjść z jego pokoju, kiedy zatrzymał ją jego głos.

-Yoko, mam prośbę. Mogłabyś przy okazji zrobić zakupy? W lodówce nic nie ma, a ja mam mnóstwo pracy.

loneliness in paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz