AGON: 17

8 2 0
                                    

Śniło mi się dzisiaj, że spaceruję po ogrodzie.

Były tam ostróżki, liliowce, szałwie i werbeny.

Tak jak w ogrodzie babci.

Ześlizgnęłam się z łożka i spojrzałam na swoją napuchniętą wyrumieniałą twarz w lustrze. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to słońce w ogrodzie mnie trochę przypaliło, aż zorientowałam się, że było mi tak duszno, bo Bea musiała w nocy zamknąć okno. Skarciłam ją w myślach, po czym wyszłam na balkon, by jak najszybciej zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Dziękuję za świeżą pościel i miękkie łóżko, czekające na mnie śniadanie, za Beatriz i Francisco, i za trenerkę Pereirę, za śpiew ptaków i za to, że urodziłam się w raju.

Wydukałam wszystkie powody mojej wdzięczności, tak jak każdego innego dnia i ze wstydem starałam się ukryć przed Bogiem, że mój wdzięczny uśmiech był wymuszony.

Dokończyłam całą poranną rutynę, zanim zadzwonił budzik Beatriz. Nawet zdążyłam wysłać smsa do Francisco.

Bea już ma trzech crushów, HELPPP

Odpisał od razu:

Boże, o której godzinie wam tam każą wstawać?

A ty nie masz żadnego crusha?

Uśmiechnęłam się:

No wiem, to chore. Może pogadasz o tym z trenerką, ty jesteś taki dyplomatyczny.

Jak mogłabym mieć po tym jak mnie ostrzegałeś całe życie? Nawet jakbym miała, to bym ci nie powiedziała.

– Do kogo się tak szczerzysz? – Senny głos Beatriz sprawił, że wyprostowałam swoje zgarbione plecy i powróciłam do rzeczywistości.

– Ubolewam nad twoimi crushami.

Bea posłała mi schmurzony uśmiech.

– Przecież wczoraj ustaliłyśmy, że to koniec z chłopakami na obozie. – powiedziała.

– Chyba dzisiaj się przekonamy, czy któraś z nas nie kłamała.

Wybuchłam śmiechem, a ten Beatriz zlał się z moim dopiero po kilku sekundach.

*

Nazwa krak pochodzi od dźwięku trzaskania, które słychać kiedy się go pali.

Siedziałam na podłodze balkonu, pracując nad siedemnastym rozdziałem Atargatisu: stymulanty w codziennym życiu przebodźcowanych. Z dachu dochodziły przytłumione rozmowy i techno z JBL'a (chyba Bea się podłączyła), a moja skóra powoli wysychała od oblepiającej ją wcześniej słonej wilgoci.

Chlorowodorek do wciągania czy wolna zasada do palenia? Na Maderze nastolatkowie nie mają takiego wyboru. Biorą to co im dają, a często nie jest to nawet tym, co im obiecują.

– Chlorowodorek czy wolna zasada? – wyszeptałam, przesuwając palcami po klawiaturze.

W oddali słyszałam trzaskanie ognia, może to w sąsiednim hotelu robili ognisko. Zrobiło mi się ciepło.

O dwudziestej drugiej Bea wróciła do pokoju wyraźnie wstawiona i wyrwała mnie z rytmu pisania.

– Mar, co ty tu robisz? Przecież impreza już tak długo trwa. Wiesz, że Edvin cały czas się na mnie patrzy?

Z trudem oderwałam wzrok od laptopa.

Chlorowodorek czy wolna zasada?

– Przecież mówiłaś, że to koniec chłopaków na tym obozie. – Moje rozbawienie zmarszczyło jej brwi.

– No tak, ale zmieniłam zdanie. Chodź, wszyscy o ciebie pytają!

– Kto to wszyscy?

– No, Manuel i Edvin, ale Edvin chyba zapytał dlatego, bo chciał mieć wymówkę, żeby ze mną pogadać.

– Z pewnością. – Posłałam jej rozbawiony uśmiech.

– No chodź, jak możesz tu siedzieć cały czas i w ogóle nie korzystać z życia?

– No, może stymulanty mogą poczekać – odparłam niepewnie.

Roześmiała się po czym odparła:

– Oczywiście, że mogą!

– Tak?

– Tak!!!!

Beatriz zamknęła za mnie klapę laptopa, po czym pogoniła mnie do łazienki.

– Chodź, nałożę ci rozświetlacz. – zarządziła.

– Ten obóz nagle zamienił się w operę mydlaną.

Roześmiała się.

– On już od pierwszej chwili nią był, Mar. Dlatego się nazywa obozem, lub jak ty to mówisz szpitalnym deserem. – Jej ruchy przy moich policzkach zwolniły. – Obozy to jedyna fajna rzecz w naszej karierze. Nasi rodzice nie potrafiliby tego zrozumieć.

Otworzyłam powieki i spojrzałam w jej oczy. Chyba trochę posmutniały, ale nie potrafiłam jej pocieszyć.

– Nikt inny by tego nie zrozumiał. 

Zabiłam Mojego Brata | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz