~24~

43 3 2
                                    

Godzina 6:23. Nie śpię. Od około 5 godzin bezmyślnie wpatruję się w sufit mojego pokoju. Czy z moim życiem może być jeszcze gorzej ? Czy kiedykolwiek będę szczęśliwa ? Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Po otworzeniu jej postanowiłam się dzisiaj wybrać na zakupy. Zabiorę Fel. Tak, to dobry pomysł. Odstresuję się trochę. Ubrałam czarne rybaczki, białą koszulkę i do tego białe trampki. Postanowiłam zrobić sobie spacer po ogrodzie. Na dworze było przyjemnie ciepło. Słońce powoli zaczęło wschodzić ponad korony drzew. Położyłam się na trawie i po prostu obserwowałam obłoki. Cisza wprowadziła mnie w błogi stan spokoju. Wyciszyłam się i oczyściłam mój umysł z niepotrzebnych myśli. Leżałabym tak bez końca gdyby nie fakt, że mój żołądek zaczął domagać się jedzenia. Wstałam z trawy i udałam się w stronę domu. Godzinna 8:03 pojawiłam się w jadalni. Wszyscy już w niej byli. Przywitałam się ze wszystkimi ale nie miałam ochoty na rozmowę. Usiadłam na moim miejscu i zabrałam się za jedzenie sałatki, którą nałożyłam sobie na talerz. Przez całe śniadanie zbywałam moich rodziców monosylabowymi odpowiedziami. Po pewnym czasie poczułam się obserwowana. I tak faktycznie było, Fel wraz z Frankiem przyglądali mi się. Posłałam im słaby uśmiech. Postanowiłam zabrać na zakupy małego Franka. Po skończonym śniadaniu podzieliłam się pomysłem z młodymi. Oni szybko pobiegli się przebrać, ja tym czasie udałam się do Marty.

-Witaj skarbie- Marta przywitała mnie bardzo entuzjastycznie. Uśmiechnęłam się do niej słabo, albowiem co chwile powracał do mojego umysłu obraz Dylana.

-Hej Marto. Zabieram młodych na zakupy, jakby coś się działo to niech dzwonią, ok ?

- Ależ oczywiście. Nie martw się tak. Jeszcze wszystko się ułoży- z tymi słowami doznałam przeświadczenia, że o czymś nie wiem. Usłyszałam wołania dochodzące z holu więc pożegnałam się z Martą i udałam się w stronę drzwi frontowych. Mali już na mnie czekali.. Zabrałam moją torebkę i klucze, następnie udałam się do mojego samochodu wpuściłam młodych na tylne siedzenia, sprawdziłam czy zapięli pasy. Usiadam na miejscu kierowcy i wyjechałam z naszego podjazdu.

Po około 30 minutach drogi byliśmy w mieście. Chodziłam z nimi do wszystkich sklepów dziecięcych jakie były. Mam tylko nadzieję, że mój bagażnik nie okaże się za mały na te zakupy. -Co powiecie na lody u Bena ?

-Tak ! Chodźmy na lody do Bena- oczywiście Fel i Frank przyjęli pomysł z wielką ochotą. Po 5 minutach drogi byliśmy w lodziarni Bena. Ben ma 24 lata i jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Ma około metr dziewięćdziesiąt, czarne włosy i głębokie błękitne oczy. Znam się z nim odkąd tylko pamiętam. Jego rodzice przyjaźnią się z moimi rodzicami od dawien dawna. Jest on dla mnie jak starszy brat. Od samego wejście przywitał nas właściciel tej lodziarni, czyli Ben. Przywitał się z młodymi przybijając z nimi żółwika, a mnie zamknął w mocnym uścisku. Niby taki niepozorny chłopak ale mięśnie i siłę to on ma.

-Witaj młoda. Jak ja cię już dawno nie widziałem !

- Hej. Ben. Ja też się cieszę, że cię widzę, a teraz przestań mnie dusić- żeby się z nim jeszcze podroczyć zaczęłam udawać, że brakuje mi tlenu.

- Okej ! Tylko oddychaj- po tych słowach zaczęliśmy się śmiać. Udaliśmy się wraz z nim do wolnych miejsc przy ladzie. Posadziłam Fel i Franka na stołkach w czasie gdy Ben wchodził za ladę.

- To co podać?- zapytał gdy zajęłam już moje miejsce.

- Najlepsze lody jakie macie- odpowiedzieli młodzi zgodnym chórem. Posłałam Benowi uśmiech i obserwowałam jego poczynania. Po 5 minutach nasze zamówienie było gotowe. Lody wyglądały apetycznie. Podczas jedzenia lodów rozmawiałam z Benem. Jest on zaproszony na wesele Nate więc musiałam mu obiecać jeden taniec. W sumie cieszę się, że mam w nim przyjaciela.

Po zakończonym posiłku uregulowałam rachunek mimo zażaleń Bena w kwestii pieniędzy. Gdy wróciliśmy do domu około godziny 13 oddałam im zakupy, a sama z pustymi rękoma udałam się do pokoju aby się zdrzemnąć. Lecz po wejściu do pokoju uderzył mnie zapach kwiatów. Otóż na moim biurku stał wazon z pięknym bukietem kwiatów. Wśród nich znalazłam liścik zaadresowany do mnie. A wiadomość brzmiała następująco: „Masz piękny uśmiech. Spotkajmy się jutro o 16 w tym samym miejscu co ostatnio. E." Mój humor momentalnie się polepszył lecz nadal czułam zmęczenie. Położyłam się na łóżku z przyjemnymi myślami i zasnęłam.



____________________________________________________

Hellou ! Dziś rozdział taki trochę nieudany bo nie mam głowy. Tak wgl mam dziś urodziny więc weselmy się ludzie ! Taki żart z tą radością ;-) Dziękuję, że nadal tu jesteście. Polecajcie znajomym opowiadanie ! Do kolejnego rozdziału ! Niech Ann będzie z wami !

To nie tak mój koszmarze...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz