Zatrzymała się, by ocenić efekt swojej pracy. Stojący na środku pracowni stół, oświetlony subtelnym blaskiem świec, wyglądał jak część teatralnej scenografii. Gruby materiał, rzucony niedbale, opadał niczym płynny marmur, spływając kaskadą aż do podłogi. Świece rzucały na tę kompozycję ciepłe światło, odganiając mrok, który panował w tej części pracowni. Stare, pozbawione ozdób talerze i srebrne sztućce, będące jedyną rodzinną pamiątką, którą przywiozła z Polski, dopełniały całości. W tym wszystkim kryła się prostota i elegancja, które miały dla niej wyjątkowe znaczenie – czuła, że to właśnie poprzez te drobiazgi jest w stanie przemycić fragment siebie.
W duchu przyznała, że uwielbia takie aranżacje. Tworzyły one przestrzeń, w której mogła oderwać się od codzienności, od bólu, który czasem jeszcze powracał i wkradał się w zakamarki jej myśli.
Spojrzała na zegarek. Lukas powinien już tutaj być od dobrych dwudziestu minut. W jej westchnieniu kryła się mieszanka rezygnacji i cichego rozczarowania. Rozumiała, że praca potrafi pochłonąć bez reszty, szczególnie ta kreatywna - w agencji reklamowej, ale ten wieczór był dla niej ważny. Liczyła, że chociaż tym razem Lukas dotrzyma słowa. Anna, jak zawsze, zjawi się punktualnie, a Felix... cóż, jego spóźnienie było prawie pewne, biorąc pod uwagę, że za kilka dni otwierał kolejną wystawę.
Przeszła do części kuchennej, gdzie na wolnym ogniu gotowała się wołowina po burgundzku – danie raczej mało eleganckie, lecz pełne smaków, które otula jak ciepły koc w zimny, jesienny wieczór. Zamieszała gęstniejący sos, czując, jak zapach czerwonego wina i ziół przenika powietrze. Lubiła to poczucie kontroli nad każdym detalem, nawet nad najdrobniejszymi składnikami. Ułożenie kremowego pâté na talerzach z cienkimi kromkami bagietki było dla niej niczym rytuał. Dzwonek do drzwi wyrwał ją z tej chwili. Szybko zrzuciła wytarty czarny fartuch i pobiegła w stronę wejścia, przeczuwając, kto może to być.
Loki Anny, wilgotne od mżawki, mieniły się złotem w świetle świec. W dłoniach trzymała bukiet białych róż i butelkę wina, co przywołało na twarz Jagi szeroki uśmiech.
– Anna! – zawołała radośnie. – Wchodź, wchodź! – przesunęła się w drzwiach, robiąc przyjaciółce miejsce.
– Proszę, to dla ciebie – podała jej wino i kwiaty. Jaga spojrzała na etykietę.
– Pinot Noir. Klasycznie – zażartowała, podnosząc brew.
– Wiedziałam, czego się spodziewać – odpowiedziała Anna, wciągając głęboko aromat wołowiny. Weszła do pracowni, rozglądając się z zaciekawieniem. – Czy to jest to samo miejsce?
Jaga zaśmiała się lekko, wiedząc, że Anna doceni jej wysiłki w nadaniu przestrzeni nowego charakteru.
– Specjalnie dla was postanowiłam trochę uporządkować pracownię. Mam nadzieję, że docenicie ten wysiłek! – zaśmiała się, wskazując niedbałym gestem na wielkie, stare pudło, z którego wystawał masywny żyrandol, połyskujący w świetle świec. – Tylko tego nie udało mi się jeszcze zawiesić. Lukas miał mi w tym pomóc, ale wiesz jak jest – praca, praca, praca. Właściwie to już dawno powinien tu być...
– Może ci w czymś pomóc?
– Jeśli masz ochotę – uśmiechnęła się, prowadząc przyjaciółkę do kuchni.
Kiedy obie rozstawiały kieliszki i układały przystawki na stole, dzwonek rozległ się ponownie. Tym razem był to Lukas, zziajany i wyglądający na zmęczonego. Jaga nie zdążyła skomentować jego spóźnienia. Lukas, ściągając z siebie płaszcz, zaczął szybko mówić:
– Bardzo cię przepraszam. Tak, wiem, spóźniłem się. Miałem już wychodzić do domu, gdy zadzwonił klient z pilną sprawą. Musiałem. I jeszcze te korki. Ledwo się przebiłem na Neukölln. Jeszcze raz przepraszam cię – powiedział spokojniej, dostrzegając jej pobłażliwy uśmiech. – Felixa jeszcze nie ma? – Wyciągnął szyję, by zajrzeć w głąb pracowni.
CZYTASZ
Woda i ogień
Romance"Woda i ogień" to opowieść o odwadze, sztuce i poszukiwaniu siebie. Jaga Dworaczek, utalentowana malarka, opuszcza Polskę, by w Berlinie poszukiwać nowych inspiracji oraz odrodzenia artystycznego. Uciekając od toksycznych relacji i bolesnych wspomni...