WŁODEK
Zapach waniliowej świeczki, ciche, miarowe trzaskanie ognia w kominku i album pełen zdjęć, były wszystkim, czego potrzebował. Zimowe wieczory zazwyczaj spędzał w bujanym fotelu, przeglądając fotografie sprzed lat i wspominając wszystkie cudowne chwile, jakich doświadczył.
Miał za co dziękować.
Wiódł dobre, dostatnie życie. Był dwukrotnie żonaty, miał syna, przyszywaną córkę i trójkę wnucząt.
O ile jego dzieciaki były już dorosłe i wiodły w miarę poukładane życie, o tyle młodsze pokolenie nieustannie zmagało się z jakimiś wyzwaniami. Śledził je z boku i szczerze podziwiał za siłę i determinację w działaniach.
Najstarsza z nich -Klara- była wspaniałą, ciepłą osobą, która pomimo swojej gapowatości, roztaczała wokół urok osobisty. Uwielbiał w niej empatię - cechę, która niestety coraz bardziej wychodziła z mody.
Jej młodszy brat Kosma, obecnie żyjący w Ameryce, potrafił rzucić wszystko i spełniać swoje marzenia. I pomimo że łatwo nie było, miał w sobie determinację, o której Włodek mógł tylko pomarzyć.
A co do Ady, wnuczki jego drugiej żony... Była chodzącą delikatnością i wdziękiem, których próżno było szukać w przedstawicielach nowego pokolenia.
Każde z nich było wyjątkowe na swój sposób, każde napawało Włodka dumą i z nostalgią przenosiło do momentów, w których on także był nieco młodszy.
Właśnie dzięki nim, mężczyzna mógł się poczuć, jakby wciąż miał przed sobą mnóstwo pięknych lat...
Niestety, czasy w jakich przyszło im wszystkim żyć, nie należały do najłatwiejszych, dlatego rzadko kiedy miał okazję ich zobaczyć. Brakowało mu ludzi wokół, śmiechów, opowieści i jego własnych kontrowersyjnych popisów wywołujących niekiedy zażenowanie gości. Nienawidził samotności. Wówczas bowiem czuł się, jakby tracił wszelkie siły witalne, jakby gasł.
Nie był stworzony do pustelniczej egzystencji, o nie.
- No i co Baśka? Jakieś rady na doskwierającą samotność? - zapytał, wpatrując się w fotografię swojej drugiej żony. Poznali się zaledwie pięć lat temu przez Internet, jednak była to miłość wszechogarniająca i szalona, miłość której nigdy nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek dozna, i to w tym wieku (a miał wówczas lat siedemdziesiąt dwa). Niestety, ich wspaniale rozwijająca się znajomość została szybko zakończona - Basia zachorowała i zmarła, zaledwie rok po ich ślubie. Tak strasznie za nią tęsknił. Miała w sobie tyle życia. Każdy dzień z nią był przygodą. To ona otworzyła mu oczy na świat - podróżowali razem tuż przed jej odejściem, zwiedzając wszystkie miejsca, które marzyła ujrzeć na własne oczy...
Była wariatką, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, co w połączeniu z jego wrodzonym ekscentryzmem, stanowiło wybuchową mieszankę. Żałował że spotkał ją tak późno, a jednocześnie był ogromnie wdzięczny za to, że stanęła na jego drodze, nawet na tak krótki okres.
Jego muza, jego dojrzała miłość...
Z nostalgią odłożył na bok album, zerkając na widok za oknem.
Na chwilę zaparło mu dech w piersi - zaczął delikatnie sypać biały puch. Zerwał się na równe nogi i przywarł do szyby, zupełnie jakby wciąż był energicznym młodzieńcem, z zachwytem obserwując malutkie płatki śniegu spadające z gracją na ziemię. Czuł wzbierającą w nim energię i chęć do działania.
Miał już dość użalania się nad sobą w tych pustych czterech kątach.
- No dobra, chyba już rozumiem Baśka - powiedział z uśmiechem, biorąc do ręki jej ulubioną świąteczną ozdobę - pomarańczę z wbitymi w nią goździkami.
Pamiętał, jak wieczorem, tuż przed ostatnimi wspólnymi świętami, z uśmiechem na twarzy roznosiła wszędzie ozdobione owoce, zachwycając się ich zapachem.
Od tej pory on także go uwielbiał, bo przypominał mu o niej.
- Zorganizuję święta wszechczasów!
Będą one niezapomniane. Wszyscy się zjadą, spędzimy mnóstwo czasu razem. Tego właśnie chcesz, prawda?
Ho Ho Ho!!!
Gdyby ktoś przechodził w tym momencie pod oknem domu Włodka, zastałby starszego pana tańczącego z narzuconym na plecach kocem, śpiewającego świąteczne piosenki i śmiejącego się do rozpuku z bliżej nieokreślonego powodu.
Tak, Włodek był ekscentrykiem i pielęgnował w sobie tę cechę. Potrafił również cieszyć się jak wariat z małych rzeczy i wiedział, że te święta będą najlepsze od lat.
KLARA
Klara wpatrywała się we własne odbicie w lustrze, czując skrajną rozpacz i niedowierzanie.
Czy to możliwie, że w przeciągu zaledwie kilku godzin przybyło jej zmarszczek? I te paskudne cienie pod oczami...
Gdzie się podziały jej urocze dołeczki, zastąpione przez zapadłe, wychudzone policzki?
Dlaczego tak łupie ją w kręgosłupie i strzela jej kostka za każdym razem, gdy zrobi bardziej gwałtowny ruch?
Słyszała wiele historii o tym, że po trzydziestce człowiek zaczyna się sypać, ale nie podejrzewała, że będzie aż tak źle.
Ze łzami w oczach odeszła od lustra, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę przekroczyła tę ponurą granicę. Dzień jej urodzin nigdy nie napawał ją optymizmem. Nie rozumiała, jak inni ludzie mogą się cieszyć z tego, że są o rok starsi.
W końcu co tu świętować, skoro nie osiągnęła w swoim życiu żadnych sukcesów?
Mężczyzny brak. Jak dotąd trafiała na samych bałwanów, co było niezwykle dołujące w porównaniu do pełnych sukcesów podbojów miłosnych jej koleżanek.
Co do samych koleżanek... Każda z nich miała partnera, a niekiedy także i dzieci, co znacznie utrudniało kontakty towarzyskie. Jak już dochodziło do tych rzadkich chwil spotkań, zazwyczaj Klara nie miała nic do powiedzenia - nie posiadała w końcu męża, a za dziećmi nie przepadała. Całe szczęście, że była jeszcze Miłka - jej najlepsza przyjaciółka, jedyna osoba, która potrafiła znaleźć dla niej czas.
Praca, owszem, była. Ale bynajmniej nie odzwierciedlała jej marzeń o karierze, które snuła na studiach. Zajmowała posadę sprzedawcy w "Rajskich Mydełkach" - firmie zajmującej się produkcją lipnych kosmetyków do ciała.
Hobby? Lubiła sport, jednak nie było to uczucie odwzajemnione. Grała w hokeja, lecz po tym jak nieprzemyślanym machnięciem kija złamała stopę koleżance, wyrzucono ją z drużyny. Później próbowała swoich sił w squashu, jednak rozwaliła lampę, gdy z impetem uderzyła rakietą o piłkę, nie do końca celując tam, gdzie należało. Taniec towarzyski również okazał się nietrafionym wyborem - jej partner nieustannie narzekał na to, że depcze mu po stopach. Na trzecich zajęciach owinął swoje buty piankami, co jej zdaniem było nad wyraz niemiłym gestem skierowanym w jej stronę. I z tego w końcu zrezygnowała, postanawiając zrobić sobie przerwę na poszukiwania kolejnego zajęcia.
I tak, zważywszy na wszystkie wcześniejsze opisy, można było wywnioskować, trafnie zresztą, że Klara była typem pechowca. Jeżeli miało się wydarzyć coś dziwnego, a czasem wręcz absurdalnego - zawsze miała w tym swój udział.
A teraz do wachlarza nieszczęść mogła dołączyć ukończenie lat trzydziestu.
Ten dzień zapowiadał się wspaniale. Doprawdy.
Z przeświadczeniem o bezsensowności własnej egzystencji, Klara powlokła się do pracy, za którą szczerze nie przepadała. Wiele razy wyobrażała sobie swoje odejście z firmy, podczas którego to bohatersko wyrzucała z siebie wszystkie powody, dla których nie chciała być dłużej pracownikiem "Rajskich Mydełek" i przy ogólnym aplauzie reszty zatrudnionych tam osób, w atmosferze skandalu, wychodziła z tego przybytku po raz ostatni. Dziś, w dniu trzydziestych urodzin, marzyła o tym wydarzeniu jeszcze bardziej niż zwykle.
- Smoczyca idzie, uważaj - ostrzegł ją Michał, jej kolega z biurka obok.
Klara drgnęła, powracając do rzeczywistości i szybko zaczęła udawać pochłoniętą pracą. Pisała jak szalona na klawiaturze, wybierając byle jakie litery i marszcząc przy tym czoło, co miało być oznaką głębokiego skupienia. Jej sąsiad obrał inną taktykę. Zerwał się na równe nogi i zaczął podlizywać się szefowej.
- Szefowa zawsze pięknie wygląda, jednak dziś to już przesada. Ta garsonka idealnie podkreśla pani szare oczy.
Klara uniosła brwi, z trudem powstrzymując się przed pełnym dezaprobaty ruchem głowy.
- Moje oczy są niebieskie, a ty masz fatalne wyniki sprzedaży i żadne komplementy tego nie zmienią.
- Auć - mruknęła Klara, kiedy czerwony na twarzy Michał wrócił z powrotem na swoje miejsce.
- Smoczyca znów zaatakowała cię ogniem.
- Nienawidzę tego miejsca i siebie w nim też.
- A ktoś je lubi? - rzuciła Klara, przeklinając pod nosem na dźwięk służbowego telefonu, który bardzo niechętnie odebrała.
- "Rajskie mydełka" - cudowne zapachy i gładka skóra. W czym mogę pomóc?
- To jakiś żart? Pani sobie ze mnie kpi? Mam całe ciało w pęcherzach! Co to za gówno sprzedajecie?
Klara westchnęła męczeńsko, po czym bezceremonialnie przerwała połączenie. Nie miała dziś ochoty wysłuchiwać tego gderania... Nie ona produkowała to dziadostwo, dlaczego zatem musiała wysłuchiwać cudzego marudzenia? Jakby nie miała własnych kłopotów...
A miała ich wiele. Największy z nich stał za nią i był świadkiem jej niezbyt miłego zachowania względem konsumenta.
- Zielińska, na dywanik. Ale już!
Klara powlokła się za Smoczycą do jej gabinetu, gdzie zastała Krzyśka - największego kabla w całej firmie, o którego działaniach krążyły legendy. Ponoć składał Smoczycy cotygodniowe raporty i miał teczki na wszystkich pracowników. Jego pełen satysfakcji uśmiech przelał czarę goryczy. Klara postanowiła, że nie pozwoli się po raz kolejny upokarzać.
Nie w ten traumatyczny dla niej dzień.
- Mam dość. Zwalniam się - wyrzuciła z siebie, sama tym zaskoczona.
- Słucham? - Smoczyca nie kryła zdziwienia postawą swojej podwładnej.
- Nie będę sprzedawać mydeł, które powodują alergię, są testowane na zwierzętach i posiadają nielegalne certyfikaty. Te mydła to najgorsze ścierwa, z jakimi miałam do czynienia w swoim całym życiu, włączając w to mojego eks, który na drugiej randce powiedział, że mam za grube łydki!
Rozmowa, która szybko przekształciła się w krzyki, nie należała do najprzyjemniejszej dla Klary. Pomimo to, gdy dziewczyna opuściła gabinet Smoczycy, poczuła ulgę. Jej odejściu z pracy nie towarzyszyły jednak fanfary, tak jak sobie wyobrażała, lecz zszokowane spojrzenia zdegustowanych jej zachowaniem kolegów.
Klara miała to jednak gdzieś. Rozpoczęła nowe życie, na własnych zasadach.
Kiedy wyszła przed budynek, wzięła głęboki oddech, czując w powietrzu mniej zanieczyszczeń niż zazwyczaj.
Tak. Od teraz będzie inaczej. Lepiej. Zrobiła pierwszy krok. Była niczym Erin Brockovich, a niedługo stanie się Bridget Jones, gdy tylko spotka na swojej drodze Darciego. Jej życie w końcu stanie się piękne, tak jak przedstawiały to jej ukochane filmy.
Może z wyłączeniem "Igrzysk Śmierci" - tego scenariusza wolałaby nie powielać.
Pełna werwy i nadziei na lepsze jutro, Klara śmiało ruszyła przed siebie, z impetem wpadając do otwartej studzienki kanalizacyjnej, wprost na barki umorusanego robotnika. Mężczyzna zaczął wrzeszczeć przekleństwa, usiłując pozbyć się tego niespodziewanego ciężaru ze swoich ramion. Przerażona Klara również zaczęła krzyczeć, starając się desperacko wydostać ze studzienki, co skończyło się rozdarciem jej spódnicy na tyłku i twardym lądowaniu na kolanach.
- Co to ma być do cholery? - wrzasnął robotnik, dostrzegając przed swoimi oczami kolorowe majtki przedstawiające Kubusia Puchatka ściskającego w rękach słój z miodem.
Upokorzona Klara zerwała się na równe nogi, czując rumieńce wypływające jej na twarz. Siedzące na ławce nieopodal dziesięcioletnie dziecko wybuchło śmiechem. Przy akompaniamencie dzikich ryków wrednego gówniaka, z dziecięcymi gaciami na widoku publicznym, Klara powlokła się do domu, nie mogąc przypomnieć sobie, żeby w jakimkolwiek filmie główna bohaterka była aż takim pechowcem. Może poza wspomnianą wcześniej Bridget Jones, jednak ona przynajmniej zrobiła karierę i znalazła miłość.
Tylko sms od dziadka był w stanie poprawić jej humor:
"24 grudnia.
Biba na święta u starego ekscentryka.
Sto lat staruszko."
FILIP
- Jesteś przystojnym, inteligentnym mężczyzną. Jesteś seksownym lwem, który może zdobyć serce każdego kociaka. Nie ma rzeczy niemożliwych dla takiego samca alfy jak ty. Słowo niemożliwe nie istnieje w twoim słowniku. Możesz wszystko. Powtórz to.
Filip słuchał głosu wydobywającego się z nagrania męskiej afirmacji, którą znalazł na YouTube, kiwając ochoczo głową i prężąc niemal niewidoczne muskuły przed lustrem.
- Ryknij na znak, że jesteś nie do pokonania.
Filip chrypnął, po czym zakasłał, niezbyt zadowolony z własnego występu. Facet na nagraniu jednak go za to pochwalił, co mężczyzna skwitował łobuzerskim uśmiechem.
Wcale nie był taki stary, jak mu powiedział wczoraj ojciec. W porządku, miał dwójkę dorosłych dzieci, z których jedno skończyło właśnie lat trzydzieści, jednak to wcale nie oznaczało, że musiał sobie wybierać trumnę. Jego ojciec był znacznie od niego starszy, a nie rzadko zachowywał się jak klaun, byleby tylko zwrócić na siebie uwagę. Filip nie rozumiał, dlaczego ten ramol wyśmiał jego przyciemnione za pomocą farby włosy i stwierdził, że przypomina podstarzałego Kena w kryzysie wieku średniego. Miał 49 lat i według wszelkiej maści poradników, znajdował się w fazie głębokiego rozkwitu. Mógł całkowicie odmienić swoje życie i właśnie to zamierzał zrobić.
Chciał znaleźć kobietę, która zaopiekuje się nim tak, jak na to w pełni zasłużył. Miał już dość samotnych wieczorów, gotowych dań, które musiał nabywać w Biedrze i nieupranych skarpet, które zawsze jakimś cudem gubiły swoją parę. Czas otrząsnąć się z tego amoku, w który wpadł tuż po rozwodzie z najgorszą kobietą, jaka stąpała po tej ziemi, i znaleźć nową miłość.
Najlepiej w wymiarach 90-60-90.
- Wyglądasz jak gwiazda - powiedział do siebie, klepiąc swoją klatę, jak na prawdziwego macho przystało. - Dziś wyrwiesz jakąś loszkę. Nie zaśniesz w łóżku sam.
- Wyglądasz jak kretyn. - Filip drgnął, odwracając się do tyłu i z zaskoczeniem dostrzegając swojego ojca, który patrzył na niego z niesmakiem. - Co cię naszło z tym gadaniem do lustra i słuchaniem tych bzdur? Większych bredni w życiu nie...
- Długo tu stoisz? - Filip szybko wyłączył aplikację, starając się przejść do porządku dziennego nad tym, że przyłapano go w tak intymnej dla niego chwili.
- Dość długo, żeby dowiedzieć się, że twoje ryki samcy alfa przywodzą na myśl piski uciekającej przed kotem myszy.
- Przyszedłeś tu w jakimś określonym celu? - Filip oparł się nonszalancko o szafkę, naśladując tym samym zachowanie bad boyów, których widział w amerykańskich produkcjach.
- W tym roku urządzam Wigilię.
- Ty? - Filip szczerze się zdziwił, na chwilę porzucając swoją postawę złoczyńcy. - Przecież ty nie potrafisz gotować. Chyba że to będzie Boże Narodzenie, podczas którego goście muszą przynieść własne potrawy.
- Ogarnę to wszystko - odparł pewnie ojciec. - I ty mi w tym pomożesz.
- Ja? Nie, nie wkręcisz mnie w ten cyrk. Skoro sam wpadłeś na taki pomysł, to chyba wiedziałeś, na co się piszesz.
- W sklepach spożywczych spotkasz wiele loszek. Nic bardziej ich nie roztkliwia, jak nieporadny mężczyzna na dziale warzywnym, a ten opis idealnie do ciebie pasuje.
Filip zaczerwienił się, posyłając ojcu pełne niechęci spojrzenie.
On jednak uśmiechał się od ucha do ucha, pewny, słusznie zresztą, że przekonał syna do swojego planu. Filip zgodził się, oczywiście.
Nie mógł odmówić staruszkowi w potrzebie. Nie mógł odmówić sobie również szansy na podryw stulecia.
ADA
Ada z zaskoczeniem przeczytała smsa od swojego przyszywanego dziadka, na chwilę przerywając notowanie.
"Wigilia z bęcwałem i całą ferajną. Odmowy nie przyjmuję."
Ada wpatrywała się w wiadomość, czując mieszaninę wstydu, lęku i bólu, które całkowicie wyłączyły ją z dalszego uczestnictwa w wykładzie.
Nie wiedziała, jak powinna zareagować na propozycję wspólnej Wigilii. Po śmierci babci, jej najbliższej przyjaciółki, rzuciła studia i wyjechała z rodzinnego miasta do stolicy, żeby tam zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło. Chciała się odciąć od tego ogromnego cierpienia. Nie mogła, nie była w stanie stanowić jakąkolwiek opokę dla pogrążonego w żałobie Włodka, bo sama nie potrafiła sobie poradzić z odejściem babci. Zostawiła wszystko i zrobiła to, co potrafiła najlepiej - uciekła.
Potrafiła pomagać innym ludziom - studiowała w końcu socjologię, a w wolnym czasie brała udział we wszelkiego rodzaju wolontariach, jednak najbliższym i sobie samej nie była w stanie w żaden sposób ulżyć w bólu.
Z trudem wytrzymała do końca zajęć, choć i tak nie wiedziała, co się podczas nich działo, i po wyjściu z sali, wykręciła numer do swojej mamy.
- Tak, Ado? - przywitała ją jak zwykle oficjalnym tonem Flora. Kobieta w niczym nie przypominała swojej wyluzowanej, szalonej mamy, od której Ada mogła nauczyć się, czym jest ciepło i bliskość. Gdyby nie ona... Chyba nigdy by się tego nie dowiedziała.
- Dostałaś smsa od Włodka? Zaprasza do siebie na Wigilię.
- Mówisz o tej dziwnej, bardzo nieadekwatnej do zbliżającego się święta wiadomości? Tak, widziałam. Niestety mamy z Witkiem inne plany. Było dla mnie oczywiste, że do nas dołączysz.
Witek nie był jej ojcem, lecz ojczymem. Apodyktycznym i aroganckim, którego szczerze nie znosiła. Wigilia w jego towarzystwie była ostatnim, na co miała ochotę.
Ada westchnęła, podejmując szybką decyzję - wybierając mniejsze zło.
- Ja chyba dołączę do Włodka.
W słuchawce zaległa cisza.
Ada wiedziała, że w ten sposób jej mama okazuje dezaprobatę.
- Nie chcę, żeby był sam tego dnia - starała się wytłumaczyć swoją decyzję.
- Nie będzie sam. Ma syna. I wnuki.
- Chyba musimy się z nim kiedyś spotkać. On może nas potrzebować.
- Naprawdę tego chcesz?
- Ja... Myślę, że babcia by tego chciała.
- Muszę kończyć. Rób, co chcesz, nie licz jednak że ja będę uczestniczyć w tym widowisku. Nic nikomu nie jesteśmy winne - zakończyła Flora, rozłączając się.
Ada usiadła na ławce przed uczelnią, wyciągając z torby kopertę, którą otrzymała od babci tuż przed jej śmiercią. Zawierała ona kartkę z wypisanymi punktami rzeczy do zrobienia, których jak dotąd Adzie nie udało się zrealizować.
1. Ciesz się życiem. Każdym dniem z osobna.
2. Skompromituj się publicznie. Pozbądź się wstydu.
3. Zaśpiewaj lub zatańcz wśród obcych ludzi. Poczuj radość.
4. Nie bój się miłości. Nie ma czego!
5. Uwolnij Florę od jej sztywniactwa. Nikt tego nie zniesie na dłuższą metę.
6. Dokończ to prawo jazdy na litość boską. Dasz radę!
7. Pomagaj ludziom. Każdemu kto tego potrzebuje.
8. Pokochaj siebie. Jesteś cudowna.
9. Nabierz odwagi. Tylko strach nas powstrzymuje przed wielkimi rzeczami.
10. Zaopiekuj się Włodkiem. To dobry człowiek.
Ada przebiegła wzrokiem po liście, postanawiając zacząć w końcu działać.
Od końca, tak na dobry początek.
FLORA
Flora czuła irytację. Właściwie nie było to nic nowego, bo przez większość czasu czuła irytację, zmartwienie i niechęć do wszystkiego. Życie było trudne i nikt nie wiedział o tym lepiej niż ona sama. Przynajmniej z takiego założenia wychodziła.
- Ady nie będzie u nas na Wigilię - oświadczyła sztywno do swojego męża.
Witek uniósł oczy znad gazety, wzruszając ramionami.
- No i ekstra. Jedna gęba mniej do wykarmienia.
- Mówisz o mojej córce.
- Tak, wiem, przepraszam - rzucił bez przekonania. - Nie obraź się, ale Ada i tak nie jest zbyt rozrywkowym towarzystwem. Z nią, czy bez niej... Nie ma żadnej różnicy. To dziewczę nie ma w sobie życia.
Flora dobrze o tym wiedziała. Po śmierci Baśki, jej matki, Ada zamknęła się w sobie, stała się jeszcze bardziej nieśmiała niż wcześniej, a przy Witku rzadko kiedy w ogóle zabierała głos. Flora domyśliła się, że wynikało to z jej niechęci do nowego ojczyma. Nie mogła nic na to poradzić, zresztą nie wiedziała, jak miałaby rozmawiać na ten temat z córką. Po prostu pewnego dnia przedstawiła jej swojego nowego adoratora i podała datę ich ślubu. Czy popełniła błąd? Tego też nie wiedziała. Z Adą nigdy nie łączyła jej żadna głęboka więź, bo jako samotna matka, musiała poświęcić całe swoje życie pracy, żeby obie mogły funkcjonować na dobrym poziomie.
Po wyprowadzce Ady z rodzinnej miejscowości, Flora niejako poczuła ulgę. Myślała, że może jak będą egzystować w oddaleniu od siebie, zaczną się lepiej rozumieć, jednak nic takiego nie miało miejsca. Choć wydawało jej się to niemal niemożliwe, ich relacja stała się jeszcze bardziej trudna, a Ada całkiem się od niej odseparowała. Flora nie potrafiła przebić dzielącego ich muru. Kompletnie nie znała swojej córki i właśnie to w tej chwili dotarło do niej z całą mocą.
Przypomniała sobie słowa swojej postrzelonej matki, które wypowiedziała kilka dni przed odejściem:
"Musisz porozumieć się z Adą. To twoja córka, powinniście być sobie najbliższe! Napraw to, dopóki jeszcze się da, bo będziesz tego żałować do końca życia, tak jak ja..."
Dało się to zrobić? Flora poczuła narastającą panikę.
Czy już jest za późno?
Dlaczego nie posłuchała rady własnej matki, która na łożu śmieci pierwszy raz zdawała się mówić z sensem?
Ada nawet teraz wybrała spędzenie Wigilii wśród obcych ludzi niż z nią, mimo, że od miesięcy się nie widziały.
Flora podeszła do okna i spojrzała na sypiący za nim śnieg, zaciskając palce na krawędzi marmurowego parapetu.
Co miała robić?
Jak miała zacząć wszystko od początku?
Nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi.
Ona by wiedziała...
Dlatego Ada zawsze wolała ją od niej.
Niech cię szlag Baśka. Dlaczego nie nauczyłaś mnie, jak powinnam żyć?
KLARA
Miłka przyjechała do Klary, jak tylko dowiedziała się, że jej przyjaciółka postanowiła porzucić znienawidzoną pracę.
- Stara! - zawołała na jej widok, padając w ramiona Klary. - W końcu zaczynasz spełniać swoje marzenia! Musiała ci stuknąć potrójna dycha, żebyś się odważyła! Sto lat!
- Dzięki - zaśmiała się Klara, wciąż czując wspaniałą, odurzającą lekkość.
- To co robimy? - zapytała Miłka, wręczając jej prezent w sobie znanym stylu - zestaw DoppelHerz i voucher na badania dla seniora.
- Musimy zacząć świętować! Taka okazja nie zdarza się zawsze! Poza tym masz urodziny i to okrągłe!
- Nie musisz mi o tym tyle razy przypominać - mruknęła Klara, zauważając, że Miłka rozgląda się za czymś czujnie.
- A tobie co potuczeńcu?
- Szukam alkoholu! Nie mów, że nie masz!
- Nie pomyślałam...
- No nic. Mam super pomysł! Pójdźmy na Jarmark! Zobaczymy, po ilu grzańcach będziemy w stanie się narąbać.
Klara z chęcią przystała na ten pomysł, po jakimś czasie, z błogim uśmiechem na twarzy, pijąc pierwszy kubek napoju zimowych bogów.
- Kocham święta - powiedziała, zajadając się grillowanym oscypkiem, który rozpływał się w jej łakomych ustach.
- Dobra stara, a teraz mów po kolei, co się wydarzyło! - Miłka uderzyła ją w ramię. - Jak to się stało, że odeszłaś z tych mydeł powideł?
- Wstałam rano, spojrzałam w lustro i uświadomiłam sobie, że jestem w podeszłym wieku.
- I to tyle? No urzekła mnie twoja historia...
- Dajże mi dokończyć! W pracy Smoczyca zobaczyła, jak rzucam słuchawką, przez to, że klient zaczął się skarżyć na ten mydlany syf. No i wezwała mnie do siebie. A tam Krzysiek!
- Ta szuja? Nawet u mnie nie ma takiego cyrku w firmie...
- Jak go zobaczyłam, to już wiedziałam, że chcę odejść. I to nie za miesiąc, nie za rok, a teraz.
- No i tak trzeba żyć stara! Na drugą nóżkę - a właściwie kubek.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie, po czym skierowały swoje kroki do kolejnej budki z grzańcem.
Kubek za kubkiem, wprawiały się w coraz lepsze nastroje. Po trzecim, zaczęły płakać śpiewając "Lulajże Jezuniu". Po czwartym, Klara zapomniała, że urodziła się tego samego dnia, trzydzieści wiosen temu. Po piątym, świat zaczął wirować, a po szóstym, obie z Miłką usiadły w kącie rynku, opierając się plecami o jedną z kamienic.
- Ale piękny pan... - wybełkotała Miłka, patrząc w bliżej nieokreślonym kierunku. - Ty widzisz go? Jak jakiś anioł normalnie... Jakbym wiedziała, że takie przystojniaki są w niebie, to bym się lepiej prowadziła...
- Co ty pitolisz? Kogo widzisz? - zdziwiła się Klara, nie będąc w stanie skupić wzroku na tyle, żeby wyraźnie dostrzec wspomnianego przez przyjaciółkę pana. Jakimś niezrozumiałym dla niej cudem, świat kręcił się jak na karuzeli.
- No pięknie - odezwał się męski głos, należący do anioła Miłki.
A anioł ten okazał się na ich nieszczęście policjantem.
- Panie to chyba już mają dość.
- Ja już dziś miałam i rzuciłam to. Więc już nie mam niczego. W sensie dość - czknęła Klara, dostrzegając drugiego policjanta.
A może to był wciąż ten sam? Chyba jednak nie, bo ten drugi odezwał się do tego pierwszego:
- A to co znowu?
- No jak to co? Jarmarkowe menelki. Pewnie jeżdżą przez cały miesiąc z jarmarku na jarmark i tylko chleją różne alkohole.
- Ta pani ma dzisiaj urodziny i jest bezrobotna, więc trochę szacunku pięknisiu - wybełkotała Miłka, obejmując Klarę ramieniem.
Policjanci wymienili między sobą spojrzenia, po czym każdy z nich, gwałtownie podniósł jedną z dziewczyn do góry.
Klara nie wiedziała któremu przypadła, bo wciąż nie potrafiła dojrzeć wyraźnie twarzy mężczyzn.
- Izba wytrzeźwień?
- Jak mam jechać do izby, to tylko do tej znanej, wysokiej... - mruknęła Klara, czując, że zaczyna odpływać i zaraz zaśnie w ramionach obcego faceta.
- Trochę ich szkoda. Dobra, w formie wyjątku, odwieziemy panie do domu. Ale tylko dlatego, że jedna z was ma urodziny.
- Czyli jednak opłacało się skończyć trzydzieści lat.
KOSMA
Był już całkowicie spakowany, gotowy na powrotny lot do ojczyzny. Powiadomił o tym fakcie wszystkich zainteresowanych, mętnie tłumacząc swoją decyzję, nie chcąc ujawniać prawdziwego powodu.
Najtrudniej było z dziadkiem, który po początkowym entuzjazmie, zaczął go pytać, czy u niego na pewno wszystko w porządku. Kosma przytaknął, szybko kończąc rozmowę.
Bał się, że dziadek przejrzy jego kłamstwo.
Klarę zostawił na sam koniec, chcąc złożyć jej także życzenia urodzinowe.
Zdziwił się tym, że po odebraniu przez nią połączenia, dosłyszał z początku dziwne trzaski.
- Klara? Jesteś tam?
- Tam? - Jego siostra brzmiała bardzo niewyraźnie. - Gdzie?
- W sensie czy mnie słyszysz?
- Tak!!! - wydarła się nagle, wybuchając śmiechem.
Kosma nie musiał zadawać już żadnych pytań, bo dobrze wiedział, że Klara była zalana w sztok.
Rozpoznał to od razu po jej nienaturalnie donośnym głosie, zupełnie jakby wysokie stężenie alkoholu we krewi, równało się u niej z problemami ze słuchem.
- Pewnie i tak o tym zapomnisz, ale wszystkiego najlepszego siostra. Niedługo się zobaczymy, bo jutro wracam do Polski.
- No i fantastycznie!!! - krzyknęła znów, a Kosma przezornie odsunął komórkę od ucha.
- Niech pani tak nie krzyczy, dobrze? - Po drugiej stronie usłyszał męski, nieznany mu głos.
- Przepraszam, panie władzo - zachichotała Klara, a Kosma poczuł niepokój.
- Klara, gdzie ty jesteś właściwie?
- Jadę tym... Jak to się nazywa? Tele.. nie... Radio... Wóz. Powiem ci, że ekstra fura, chyba sobie kupię. Panie!!! Ile to kosztuje?!
- Jak się pani nie uciszy to odsiadkę.
- A to nie chcę... Kosma muszę kończyć, bo inaczej trafię do aresztu. Dobry dzień... Yyy... Dobrej nocy.
Klara rozłączyła się, upewniając Kosmę, że czas najwyższy wrócić do rodziny.
ADA
Wszelkie wątpliwości Ady dotyczące odwiedzin u Włodka, rozwiały się, kiedy tylko dziewczyna w swojej wynajmowanej kawalerce dostrzegła właścicielkę.
- Dobry wieczór. - przywitała się z nią kobieta. - Pani Ado, czy wyjeżdża pani na święta? Przepraszam, że tak pytam prosto z mostu, ale potrzebuję tego mieszkania dla moich rodziców. Przyjeżdżają z Niemiec, specjalnie na Boże Narodzenie, a ja nie mam gdzie indziej ich ulokować.
- Och, oczywiście - mruknęła Ada. - Ja... Jadę do dziadka. Także zwolnię kawalerkę na ten czas.
- Wspaniale. Jutro już tu pani nie będzie, rozumiem? - Uśmiechnęła się do niej właścicielka, a Ada potulnie przytaknęła.
I w ten oto sposób nie miała już innego wyjścia, jak przygotować się na wyjazd do Ustronia.
Miała nadzieję, że te święta będą naprawdę niezapomniane.
CZYTASZ
Goździki w pomarańczy
HumorCiepła niczym miękki koc w jesienny, zimny wieczór, opowieść o miłości i sile, jaką może mieć tylko rodzina. Siedemdziesięciosiedmioletni Włodek, w celu upamiętnienia niedawno zmarłej żony, wpada na szalony pomysł organizacji Wigilii Bożego Narodzen...