2.Inny świat

144 5 4
                                    

Zirytowany szukałem po omacku telefonu, z którego wydobywał się dźwięk dzwonka.

Byłem niezwykle sfrustrowany faktem, że ktoś miał czelność zakłócać mój niedzielny wypoczynek. Musiałem przecieć nabrać sił poprzez sen, a telefon mi to uniemożliwiał.

W końcu natknąłem dłonią urządzenie, które wibrowało mi w ręcę.

Musiałem kontrolować się, aby nie zapaść znowu w głęboki sen. Ze wszystkich sił próbowałem pozostawić otwarte powieki.

Ekran, na którym wyświetało się imię mojego najlepszego przyjaciela, oślepił moje oczy.

Przeciągnąłem zieloną słuchawkę, przygładając urządzenie do ucha.

- Czego kurwa chcesz. - wysyczałem. - Która w ogóle jest godzina? - spytałem, błądząc oczami po pokoju, szukając zegara.

- Jest siódma dwadzieścia siedem. - odparł.

- Ja pierdole... - westchnąłem. - Co skłoniło cię, aby dzownić do mnie o siódmej rano w niedzielę! - krzyknąłem.

- Jaką niedziele? - zapytał zdezorientowany. - Przecież Jest poniedziałek, pierwszy dzień szkoły. Zapomniałeś? - roześmiał się.

Zamurowało mnie. Przez chwilę siedziałem tępo wlepiając wzrok w ściane. Zmarszczyłem brwi, próbując dojśc do wniosku jaki był dzisiaj dzień.

Na moje nieśczęście na ekranie telefonu wyraźnie pokazywało datę pierwszego września.

Byłem w dupie.

- Kurwa! - wykrzyknąłem na cały dom. - Jakim cudem budzik mnie nie obudził?

- Ustawiłeś go w ogóle? - zapytał znając już bardzo dobrze odpowiedź.

Wróciłem pamięcią do wczorajszego wieczerou, a, gdy zoorientowałem się, że to faktycznie ja zawiniłem, a nie budzik, przeklnąłem siebie w myślach.

- Nie... - przyznałem się zdesperowany.

- To teraz zapierdalaj, bo masz pół godziny. - powiedział stanowczo, kończąc połączenie.

Poderwałem się jak oparzony z łóżka, nie wiedząc od czego zacząć. Musiałem zdążyć do szkoły, bo wiedziałem, że jeśli spóżnie się pierwszego dnia, to matka mnie zabije.

Wtargnąłem do łazienki jak huragan, zgarniając po drodze mundurek. W niemal pięć sekund znalazł się na moim ciele. Niechlujnie zawiązałem krawat i umyłem zęby szybkimi ruchami.

Nie dbałem już nawet o stan moich włosów. Pozwoliłem im żyć swoim życiem, nie marnując czasu na doprowadzenie ich do ładu.

Wystrzeliłem z domu jak z procy. Musiałem przecieć jeszcze dojść do tego burdelu. Nie był to duży odcinek i zwykle pokonywałem go w piętnaście minut. Jednak teraz wiedząc, że mam zaledwie dziesięć minut na dotarcie, wydawało mi się, że droga dłużyła się w nieskończoność.

Nie było opcji o autobusie. Nigdzie w pobliżu nie było przystanku, więc musiałem polegać jedynie na własnych nogach.

Wprawiałem kończyny w szybkie tępo, które powoli podchodziło pod bieg. Na szczęście dzięki mojemu sportowemu doświadczeniu, wysiłek, który wkładałem w dotarcie na czas, nie odbierał mi aż tak bardzo tchu, jak przeciętnym ludziom.

Spojrzałem na zegarek, a gdy godzina dała mi jasno do zrozumienia, że mam pięć minut, aby znaleźć się w szkole, wprawiłem nogi w szybki bieg.

***

Wbiegłem do klasy wraz z dzwonkiem. Odetchnąłem z ulgą, dziękując Bogu, że udało mi się dotrzeć na czas.

Usłyszałem ciche szepty i śmiechy uczniów, którzy wpatrywali się we mnie jak w obrazek. Domyślałem się, że powodem ich zainteresowania mą osobą i rozbawieniem były moje roztrzepane włosy, rozpięte dwa guziki koszuli, na której spoczywał nie chlujnie związany krawat i rumieńce na policzkach, spowodowane biegiem.

ForcedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz