Zirytowany szukałem po omacku telefonu, z którego wydobywał się dźwięk dzwonka.
Byłem niezwykle sfrustrowany faktem, że ktoś miał czelność zakłócać mój niedzielny wypoczynek. Musiałem przecieć nabrać sił poprzez sen, a telefon mi to uniemożliwiał.
W końcu natknąłem dłonią urządzenie, które wibrowało mi w ręcę.
Musiałem kontrolować się, aby nie zapaść znowu w głęboki sen. Ze wszystkich sił próbowałem pozostawić otwarte powieki.
Ekran, na którym wyświetało się imię mojego najlepszego przyjaciela, oślepił moje oczy.
Przeciągnąłem zieloną słuchawkę, przygładając urządzenie do ucha.
- Czego kurwa chcesz. - wysyczałem. - Która w ogóle jest godzina? - spytałem, błądząc oczami po pokoju, szukając zegara.
- Jest siódma dwadzieścia siedem. - odparł.
- Ja pierdole... - westchnąłem. - Co skłoniło cię, aby dzownić do mnie o siódmej rano w niedzielę! - krzyknąłem.
- Jaką niedziele? - zapytał zdezorientowany. - Przecież Jest poniedziałek, pierwszy dzień szkoły. Zapomniałeś? - roześmiał się.
Zamurowało mnie. Przez chwilę siedziałem tępo wlepiając wzrok w ściane. Zmarszczyłem brwi, próbując dojśc do wniosku jaki był dzisiaj dzień.
Na moje nieśczęście na ekranie telefonu wyraźnie pokazywało datę pierwszego września.
Byłem w dupie.
- Kurwa! - wykrzyknąłem na cały dom. - Jakim cudem budzik mnie nie obudził?
- Ustawiłeś go w ogóle? - zapytał znając już bardzo dobrze odpowiedź.
Wróciłem pamięcią do wczorajszego wieczerou, a, gdy zoorientowałem się, że to faktycznie ja zawiniłem, a nie budzik, przeklnąłem siebie w myślach.
- Nie... - przyznałem się zdesperowany.
- To teraz zapierdalaj, bo masz pół godziny. - powiedział stanowczo, kończąc połączenie.
Poderwałem się jak oparzony z łóżka, nie wiedząc od czego zacząć. Musiałem zdążyć do szkoły, bo wiedziałem, że jeśli spóżnie się pierwszego dnia, to matka mnie zabije.
Wtargnąłem do łazienki jak huragan, zgarniając po drodze mundurek. W niemal pięć sekund znalazł się na moim ciele. Niechlujnie zawiązałem krawat i umyłem zęby szybkimi ruchami.
Nie dbałem już nawet o stan moich włosów. Pozwoliłem im żyć swoim życiem, nie marnując czasu na doprowadzenie ich do ładu.
Wystrzeliłem z domu jak z procy. Musiałem przecieć jeszcze dojść do tego burdelu. Nie był to duży odcinek i zwykle pokonywałem go w piętnaście minut. Jednak teraz wiedząc, że mam zaledwie dziesięć minut na dotarcie, wydawało mi się, że droga dłużyła się w nieskończoność.
Nie było opcji o autobusie. Nigdzie w pobliżu nie było przystanku, więc musiałem polegać jedynie na własnych nogach.
Wprawiałem kończyny w szybkie tępo, które powoli podchodziło pod bieg. Na szczęście dzięki mojemu sportowemu doświadczeniu, wysiłek, który wkładałem w dotarcie na czas, nie odbierał mi aż tak bardzo tchu, jak przeciętnym ludziom.
Spojrzałem na zegarek, a gdy godzina dała mi jasno do zrozumienia, że mam pięć minut, aby znaleźć się w szkole, wprawiłem nogi w szybki bieg.
***
Wbiegłem do klasy wraz z dzwonkiem. Odetchnąłem z ulgą, dziękując Bogu, że udało mi się dotrzeć na czas.
Usłyszałem ciche szepty i śmiechy uczniów, którzy wpatrywali się we mnie jak w obrazek. Domyślałem się, że powodem ich zainteresowania mą osobą i rozbawieniem były moje roztrzepane włosy, rozpięte dwa guziki koszuli, na której spoczywał nie chlujnie związany krawat i rumieńce na policzkach, spowodowane biegiem.
CZYTASZ
Forced
RomanceDziewczyna, której życie nie było usłane różami. Każdy dzień był dla niej walką, która ciągnęła się całe jej życie. Jej jedynym ratunkiem był taniec, w którym za każdym razem zatracała się na nowo. Chłopak, który nie przepracował żadnego dnia. Jego...