Dodatek

86 11 22
                                    

Miał być za parę dni, ale wrzucam teraz, bo za bardzo was kocham

*dwa lata później*

Kończyłam właśnie studia. Planowałam wraz z Reginą skupić się wspólnym, dużym projekcie, który przez niektórych mógłby zostać nazwany szalonym, ale ja odkąd się urodziłam, mierzyłam wysoko i nie zamierzałam się poddawać. Współpracowałam z Tianą, a parę rzędów za mną siedzieli moi bliscy, wspierając mnie w tym ważnym dla mnie dniu.

Mogłoby być idealnie.

Byłoby.

Gdyby jej nie zabrakło. Gdyby mnie nie opuściła siedemnaście miesięcy i dziesięć dni temu.

Pierdolony rak trzustki, który zaatakował znienacka, a przynajmniej mnie.

Nic mi nie powiedziała do samego końca. Ukrywała to przede mną, nie dając mi szansy odpowiednio się z nią pożegnać. Nie potrafiłam się z tym pogodzić, nie potrafiłam jej tego wybaczyć, chociaż tak bardzo chciałam.

Wstałam, odwracając się i idąc w ich stronę. Byli tam; Christian, Sebastian, babcia, Susane, Valentina, ale...

Tak bardzo tęsknie, mamusiu.

To bolało jeszcze bardziej niż to co przeżyłam dwa lata temu.

Tak bardzo mi jej brakowało. Tak bardzo chciałabym, żeby teraz ze mną była. Chciałam ją przytulić, zatopić się w jej ramionach i poczuć ten fiołkowy zapach. Chciałam usłyszeć jej głos, zobaczyć jej uśmiech.

– Gratulacje – mruknęła babcia, która od razu się do mnie przytuliła.

Uśmiechnęłam się, ponieważ musiałam być silna.

Ona chciałaby, żebym taka była.

Gdy tylko wyściskałam wszystkich, odeszli kawałek dalej, zostawiając mnie samą z Christianem.

Jego oczy mówiły mi, że wiedział. Wiedział, jak się czułam w tej chwili, jak ciężko mi było. Po prostu wtuliłam się w jego ramiona przez moment, pozwalając sobie zapomnieć. O wszystkim.

– Pokazać ci coś? – szepnął wprost do mojego ucha.

Odsunęłam się od niego nieznacznie, kiwając delikatnie głową. Nie wiedziałam, czego dokładnie się spodziewałam, ale na pewno nie tego. Chłopak ku mojemu zaskoczeniu, zaczął ściągać marynarkę, pod którą miał zwykły T-shirt, następnie odwrócił się w moją stronę i...

Wtedy zobaczyłam na jego plecach duże i wyraźne MELISSA.

Patrzyłam na niego zaskoczona, nie wiedząc co powiedzieć.

– Żebyś wiedziała, że to ja jestem twoim fanem numer jeden – mruknął, całując mnie delikatnie w usta. – Tak poza tym, to ty zawsze nosisz koszulki z moim nazwiskiem, więc stwierdziłem, że teraz moja kolej.

Na mojej twarzy pojawił się naprawdę szczery uśmiech. Kochałam go i jego durne pomysły.

– No właśnie z nazwiskiem a nie z imieniem – zaśmiałam się cicho.

– Jakoś tak do ciebie pasuje bardziej moje nazwisko. – Przytulił mnie ponownie.

Trwaliśmy tak w uścisku przez dobre kilka minut.

– Tęsknie za nią – szepnęłam.

– Wiem, kochanie – odpowiedział, całując mnie w głowie. – Byłaby z ciebie ogromnie dumna.

Wiedziałam o tym.

Tak samo jak o tym, że byłaby szczęśliwa, widząc nas razem.

Cieszyłaby się, wiedząc że przy moim boku, stał ktoś taki jak ON.

*pięć lat później*

Hiszpania wygrała!

Świętowaliśmy wszyscy na płycie boiska, a mnie po prostu rozpierała duma. Byłam tak cholernie z niego dumna. Z niego, z całej drużyny narodowej i ze Sebastiana, który sięgnął po raz pierwszy po trufem, siedząc na ławce trenerskiej.

Widziałam w jego oczach radość, ale również to samo uczucie, które towarzyszyło mi wtedy, gdy w tak ważnym dla mnie momencie, jej nie było obok. On również tęsknił. Tak samo cholernie jak ja.

Ale jej nie było z nami od pięciu lat, a świat nie zatrzymał się nawet na chwilę.

Obserwowałam jak Nico wygłupia się z Theo, ślicznym trzyletnim synkiem Martiny i Carlosa, którego był ojcem chrzestnym. Nieopodal stali jego rodzice, przytulając się i przyglądając się akcji, w której młody pokonuje naszego przyjaciela. Uśmiechnęłam się na sam ten widok.

– Musimy sobie takiego kiedyś zrobić – mruknął Christian, obejmując mnie od tyłu i kładąc brodę na mojej głowie. Miałam na sobie adidasy, więc mógł to zrobić bez problemu.

– Z pewnością – sarknęłam, chociaż tak naprawdę chciałam mieć dzieci.

Miałam w planie założyć z nim rodzinę. Chciałam się z nim zestarzeć i być szczęśliwa. Oboje na to zasługiwaliśmy.

– Kocham cię, gwiazdeczko.

– Ja ciebie też. Bardzo.

W pewnym momencie zwróciłam uwagę na Lucasa, który rozmawiał z Valentiną. Z tą samą Valentiną, która nienawidziła piłki nożnej i wzbraniała się od niej na wszelkie sposoby. I wiecie co?

Oni też zasługiwali na szczęście.

Ale to już w kolejnej części <3

KONIEC

GraczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz