~~~
Kiedy byłam młodsza byłam zakochana. Inni uważali to za przelotne zauroczenie, ale nie ja. Ja i Zander poznaliśmy się w dziwnych okolicznościach. Padał grad więc obaj schowaliśmy się pod jednym drzewem, które podobno miało nas uratować. Głupi trafił na głupiego. Cisza między nami nie była dziwna a przyjemna. Staliśmy pod ogromnym drzewem śmiejąc się z siebie mimo, że się nie znaliśmy.
~Zander~: Masz telefon?
To było jego pierwsze słowa powiedziane w moim kierunku. Jego głos był niski co mogło brzmieć groźnie, lecz przez śmiech, który był powodowany uderzającym nas gradem wcale nie wydawał się taki. Wtedy wyciągnęłam telefon pokazując, że jest cały zalany przez deszcz. On wtedy pokazał jego. Zachciało mi się śmiać z tej sytuacji. Mój telefon ucierpiał przez grad z deszczem a jego przez grad. Wytłumaczył mi, że biegnąc z nim w ręku grad z impetem uderzył w jego telefon zbijając szybkę.
Ludzi nie było nigdzie. Zanim zdążyliśmy do kogoś krzyknąć ta osoba przemykała nam i nie mogliśmy sprawdzić ile czasu minie zanim przestanie padać. Usiedliśmy zmarnowani obok siebie. Rozmowa zaczęła się od narzekania i tak trwała przez długi czas. Słońce nas oślepiło po niecałej godzinie lecz nie zwróciliśmy na to uwagi rozmawiając dalej. Dopiero kiedy minęła kolejna godzina oboje w ciszy patrzyliśmy się przed siebie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że deszcz z gradem ustąpił. Spojrzałam na chłopaka. Jego potylica opierała się pień drzewa. Nie patrzył na nic innego niż na mnie. Ze zmarszczonymi brwiami i podniesionymi kącikami ust wpatrywałam się w niego tak jak on we mnie
~~~
-Kochanie ale to nic strasznego. Ta umowa nie jest do końca waszego życia no odpuść. - Moja mama parzyła się na mnie. Siedziałam naprzeciwko niej przy stole z twarzą ukrytą w dłoniach. - Ja i twój ojciec byliśmy w tej samej sytuacji, ale kilka miesięcy i powstałaś.
-Mamo!- krzyknęłam na nią.
-Nie unoś głosu na matkę. Gówniarzeria. -sapał się pod nosem- Przecież chłopak jak chłopak. Narzekałaś, że skończysz jak stara panna z kotami to wzięliśmy sprawy w swoje ręce i elo.
-Tato te słowo jest nie modne tak jak i aranżowanie małżeństwa.- mówię patrząc się na niego z zażenowaniem
-Rosemery przecież w książkach lubisz takie motywy- wzrusza ramionami
-Ale to realne życie- posłała mi uśmiech jedynie na moją odpowiedź- Ja mówiłam, że chcę życie jak z książki ale nie w taki sposób- tłumacze. Z nimi jak z grochem o ścianę.
-Czyli mamy odrzucić fajnego, przystojne chłopaka, który jest mądry i ma zapewnioną przyszłość i znaleźć ci stalkera, który będzie ci wkładał pistolet. -odchrząknęła- sama wiesz gdzie?
-Mamo proszę cię przestań poruszać temat tej książki. Zabrałaś mi ją nie pytając o zgodę a mówiłam, że to dla dorosłych- Próbuję udawać, że nie było tematu małżeństwa.
-Mamy to w głębokim poważaniu. Jest już podpisana umowa. Za cztery miesiące jest ustalona data śluby. Zostaną ci podanie zaproszenia do twoich najbliższych przyjaciół, które im wręczysz bo wiemy z mamą, że jest to dla ciebie ważne.- westchnął mój tata- Jak zajdą jakieś zmiany poinformujemy cię.
-Traktujecie mnie jak jakiegoś cholernego niewolnika. I nie mów do mnie tym swoim formalnym tonem!- mówiąc to wstałam od stołu i schodami w górę weszłam do swojego pokoju. Otworzyłam szafę, z której wypadła kupa ubrań proste na moje stopy. Spojrzałam na stos ubrań szukając swoich ulubionych jeansów. Kiedy je wydostałam z plątaniny ubrań zaciągnęłam je na siebie. Potem nałożyłam zwykłą białą bluzkę i szara oversize bluzę z kapturem. Do kieszeni bluzy włożyłam paczkę papierosów i dwie zapalniczki. Trzaskając drzwiami od sypialni zeszłam na dół mijając rozmawiających rodziców. Założyłam buty i wychodząc z domu, także trzasnęłam drzwiami. Wyszukałam na telefonie grupę z moimi najbliższymi przyjaciółmi wysyłając im wiadomość
Lora: Za pięć minut u Atlasa.
CZYTASZ
It wasn't supposed to be like that
Lãng mạnZ miłości do nieporozumienia. Z nieprozumienia do nienawiści. Z nienawiści do miłości.