Rozdział 11. Ostrzeżenie z mroku 🌺

19 0 0
                                    

Lely odszedł szukać wskazówek, a ja zostałam z Ivanem. Siedziałam obok niego, czujnie pilnując, by nic mu nie zagrażało. Choć jego stan nie był aż tak tragiczny, jak początkowo się wydawało, wciąż wyglądał na wyczerpanego. Siniaki na jego twarzy i rękach były widoczne, a opuchlizna na policzkach świadczyła o brutalności, z jaką go potraktowali. Mimo wszystko nie było to nic, czego nie dałoby się wyleczyć. Najgorzej wyglądała ta jego nieobecność – oczy pełne zmęczenia, jakby wewnętrznie walczył z czymś, czego nie potrafił kontrolować.

Siedziałam obok niego, starając się nie przeszkadzać, ale jednocześnie nie odchodziłam za daleko. Wszyscy wiedzieliśmy, że coś się zbliża, a Ivan, mimo swojego stanu, był najważniejszą osobą, którą musiałam chronić. Chciałam go zapytać, co się stało, ale nie chciałam go męczyć. Zamiast tego dotknęłam jego ramienia, czekając, aż się odezwie. W końcu, po chwili milczenia, spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

- Damy radę – powiedział, jakby próbował mnie uspokoić, ale w jego głosie było coś, co wskazywało, że sam w to nie do końca wierzy.

Odpowiedziałam jedynie kiwnięciem głowy, bo wiedziałam, że to, co nas czeka, nie będzie łatwe. Ale nie mogliśmy teraz zatrzymać się ani na moment.

- Ivan...– zaczęłam, niepewnie, zastanawiając się, od czego zacząć. - Musisz mi powiedzieć, co się stało. Gdzie byliście? Co... co oni ci zrobili?

Zatrzymałam się na chwilę, czując, jak napięcie w powietrzu rośnie. Nie chciałam wyjść na natrętną, ale wiedziałam, że to nie jest moment na milczenie.

Z jego twarzy na chwilę zniknęły wszystkie emocje, jakby zasłona opadła na jego myśli. Przysunął się do krawędzi kanapy, a jego wzrok wędrował ku podłodze, jakby szukał odpowiednich słów, by opisać to, czego przeżył.

- Nie wszystko, co się stało, da się opisać w słowach, - odpowiedział cicho, ale wyraźnie, jakby próbując ukryć ból. - Oni... mieli informacje, których nie chciałem im przekazać. I nie wiedziałem, że będą aż tak brutalni. Chciałem stawić im opór, ale byli... lepiej przygotowani.

- Jebani bracia Nicholson -  byłam zła, wręcz wściekła najchętniej zabiłabym ich wszytkich

Ivan, nie zdarzył odpowiedzieć bo w drzwiach stanął mężczyzna. Aleksis.
Dean zrobił krok w stronę kanapy, gdzie siedziałam z Ivanem, wyciągając rękę do jednej z butelek na stole. Jego ruchy były powolne i pewne, jakby miał tylko jedno zadanie: zachować pozory. Zatrzymał się na chwilę, kiedy jego wzrok spotkał się z moim. Uśmiechnął się głupkowato, ale z czymś zimnym w oczach, co sugerowało, że nie ma zamiaru się stąd ruszać.

– Wygląda na to, że będziemy się widywać częściej, co? – powiedział, siadając obok, choć wyraźnie nie był tu mile widziany. – Mam za zadanie pilnować ciebie, więc... może warto nawiązać jakąś współpracę, nie?

Ivan uniósł brwi, patrząc na niego bez słowa przez chwilę, jakby próbując przeanalizować, czy Dean rzeczywiście rozumie wagę sytuacji. Jednak nie odpowiedział od razu. Zamiast tego spojrzał na mnie, a w jego oczach błyszczał cień niepokoju.

Dean, nie zauważając napięcia, wzruszył ramionami.

– Nicholsonowie się o ciebie martwią, wiesz? – powiedział, bawiąc się etykietą na butelce. – Więc od teraz będę twoim cieniem. Dobrze się czuję w tej roli – dodał, chichocząc, choć był to chichot kogoś, kto ewidentnie nie brał tego na poważnie.

Poczułam gniew narastający w moim wnętrzu, ale powstrzymałam się przed reakcją. Wiedziałam, że teraz nie był odpowiedni moment na wybuch.

– Nie jestem dzieckiem, Dean – odpowiedziałam spokojnie, ale ton mojego głosu nie pozostawiał miejsca na wątpliwości. – Nie potrzebuję opieki. A już na pewno nie od kogoś, kto jest tylko pionkiem w rękach Nicholsonów.

DEVILSHER | TOM IWhere stories live. Discover now