Książki zawsze przynosiły mi dziwne poczucie spokoju i ukojenia. Gdy rodzice załamywali nade mną ręce, zamykałem się w pokoju i czytałem. Teraz robiłem to raczej z nawyku i przyjemności. Wertowałem właśnie strony „Przewodnika po Nekromancji" autora nieznanego w łacińskim wydaniu. Wymagająca lektura, lecz w swojej trudności niezwykle przyjemna.
Zapach starych ksiąg i kurzu pomagał mi bardziej wczuć się w tekst, który przelatywałem wzrokiem. Atmosfera w bibliotece jak zwykle nie zawodziła - była nieziemska. Nieco przytłumione światła świec o późnej godzinie dodawały klimatu całej scenerii i sprawiały, że lektura stawała się jeszcze bardziej wciągająca. Było w tym wszystkim coś niepokojącego, jednak odsunąłem to uczucie na bok. Upojony tak dobrymi warunkami, nawet nie zauważyłem, kiedy czyjeś dłonie delikatnie zsunęły się z mojej talii na biodra. Dopiero subtelny szept tuż przy moim uchu zdołał sprowadzić mnie na ziemię.— O tej porze w bibliotece? — Usłyszałem miękki, przyjemny głos, który wręcz zawibrował w moich uszach. Aż ciarki przeszły mi po plecach — Jeszcze z tak trudną lekturą?
Zamarłem, próbując uspokoić mocno bijące serce.
— Rektorze... — Tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. Więcej nie przeszło mi przez gardło.
— Z chęcią porozmawiam o tym konkretnym tomie — powiedział Albin, zaciskając palce na moich biodrach. Po chwili przyciągnął mnie bliżej, tak, żebym popatrzył w jego stronę. Mimo to, uparcie wbijałem wzrok w podłogę. Rektor zachowywał się inaczej niż zwykle. Niemal jak nie on, ale nie zamierzałem narzekać. — Spójrz na mnie, Octavianie.
To, w jaki sposób wymówił moje imię, jeszcze długo rozpamiętywałem. Rozbrzmiewało jak utwór, którego mimo chęci nie potrafisz wyrzucić z głowy i który tak uparcie w niej tkwi. Nadal tak samo miękko i zmysłowo. Ostatecznie przełamałem się i uniosłem wzrok ku rektorowi, ku jego szarobłękitnym tęczówkom, które za każdym razem hipnotyzowały mnie tak samo mocno. Były jak dwa oblodzone, zimowe jeziora. Przypominały mi o tym, co kochałem - białych polach i śniegu obficie prószącym dookoła.
Z oczu można było wyczytać wiele. Wierzyłem w przekonanie, że są wrotami do duszy, a ta Albina, choć skrywała swoje tajemnice, była najpiękniejszą ze wszystkich, jakie miałem okazję poznać.
Czytaną książkę gwałtownie zamknąłem i przycisnąłem sobie do klatki piersiowej, by jej nie upuścić. Palce zacisnęły mi się na niej ze stresu tak mocno, że aż zbielały.
— Nie chce Pan rozmawiać o książce — powiedziałem, po chwili przełykając nerwowo ślinę — Mam rację?
Usta wampira mimowolnie wygięły się w lekkim, eleganckim uśmiechu.
— Tak właśnie mi się zdawało, że już nie dasz się na to nabrać — mruknął z nutą rozbawienia w głosie. Nim jednak zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, usta rektora przysunęły się do mojego ucha tak blisko, jakby składały na nim pocałunek, a palce delikatnie dotknęły mojego podbródka — Zapraszam do mojego gabinetu. Napijemy się herbaty i, hm, porozmawiamy?
Prawie jak w transie podążyłem za Albinem, niepewnie trzymając jego dłoń. Nie byłem pewien, czy mogę sobie na to pozwolić. Czułem się, jakbym robił coś zakazanego. Może po części tak było. Serce kołatało mi głośno i ani nie myślało się uspokoić.
To się nie mogło dziać naprawdę. Cała ta sytuacja była spełnieniem wszystkich moich najskrytszych marzeń sprzed ostatniego roku.
Rektor uprzejmie otworzył drzwi do gabinetu, puszczając mnie przodem, a w momencie, w którym zamek zatrzasnął się za nami, miałem mroczki przed oczami.
Nie pamiętam, co wydarzyło się potem.
Obudziłem się gwałtownie we własnym łóżku, z kosmykami włosów sklejonymi na czole od potu. Przetarłem twarz dłońmi, a zwlekając się z łóżka wymamrotałem po cichu: „Co za idiotyczny sen". Ewidentnie coś było ze mną nie tak.
CZYTASZ
Milczenie Nocy 🪐 Akademia Ransmoor Oneshot | Akt III
FanfictionPomimo nadal wiszącego w powietrzu ciężkiego tematu Gaju, życie w Akademii Ransmoor zdawało się spowalniać i nieco uspokajać. Pierwszy semestr powoli dobiegał końca, jednak jego wydarzenia na długo zostały niektórym w pamięci; a gdzie jedne konflikt...