17

0 0 0
                                    

Ciemność w Królestwie Camelotu wzmogła się, jakby sama ziemia pochłaniała światło. Mroczne niebo przybrało głęboki, niemal czarny odcień, a w oddali słychać było wycie wiatru, które niosło w sobie niepokój. Wszystko wokół nich czuło się jak na skraju apokalipsy. W tej chwili, Arthur i jego rycerze stali w sali Okrągłego Stołu, patrząc na ogromne drzwi, przez które wkrótce miała wkroczyć Morgana.

„To jest nasza ostateczna próba,” powiedział Arthur. „Musimy ją powstrzymać. Jeśli upadnie Krąg, upadnie Camelot. Jeśli upadnie Camelot, zniknie nadzieja.”

Galahad, Lancelot, Percival, Gawain — wszyscy stali obok niego, gotowi. Każdy z nich wiedział, że ta walka nie będzie tylko o pokonanie jednej osoby. To była walka o ich przyszłość, o to, co pozostanie po nich w tym świecie, o to, co zostanie zapisane w historii.

W momencie, gdy drzwi otworzyły się, w sali zagościł nieprzyjemny chłód. Z ciemności wyłoniła się sylwetka Morganie — jej długa czarna szata falowała jak cień. Jej twarz była blada, a oczy świeciły mrocznym blaskiem, jakby cała jej dusza była zatopiona w czarnym jak otchłań cieple.

„Arthur Pendragon,” usłyszał jej głos. Był pełen pogardy, ale jednocześnie jakby pełen smutku, jakby sama Morgana była rozdartą istotą. „Myślisz, że pokonasz mnie? Myślisz, że to, co zbudowałeś, ma jakąkolwiek przyszłość?”

„Twoja ciemność nie ma przyszłości,” odpowiedział Arthur, jego głos był twardy, jak stal. „Dziś się kończy. Krąg Przeznaczenia będzie trwać. Ty jesteś tą, która w końcu zniknie.”

Morgana uśmiechnęła się, ale ten uśmiech nie był radosny. Był zimny, pełen drwiny. „Więc ruszajmy, Arthur. I przekonaj się, jak skończysz. Ty i twoi rycerze. Wszyscy… upadniecie.”

W tej samej chwili mroczna energia wystrzeliła z jej dłoni, wbijając się w kamienną posadzkę i rozbłyskając czarnym światłem. Arthur nie czekał. Znak Kręgu Przeznaczenia rozbłysnął na jego piersi, a w jego oczach pojawiła się determinacja. Wiedział, że nie może pozwolić, by Morgana przejęła kontrolę.

„Do boju!” zawołał Arthur, a jego rycerze ruszyli za nim.

Walka rozpoczęła się w mgnieniu oka. Morgana, unosząc ręce, uwolniła potężną falę ciemności, która zalała salę. Wystrzeliwała na wszystkie strony, trafiając w ściany, powodując ich pękanie. Percival i Gawain szybko stanęli na linii frontu, odpierając ataki mroku, który wydawał się niemal żywy. Każdy z nich używał swojej unikalnej mocy, by stawić czoła tej nieprzewidywalnej sile.

Lancelot, z błyskawiczną precyzją, rzucił się na Morgana, ale ta była zbyt szybka. Ciemność tańczyła wokół niej, stwarzając iluzje, które utrudniały rycerzowi odnalezienie prawdziwej postaci w tym chaosie. Morgana śmiała się, a jej śmiech miał w sobie coś przerażającego, jakby cała zła energia świata pochodziła od niej.

„Myślicie, że możecie mi dorównać?” krzyknęła. „Zawsze będziecie moimi marionetkami! I to wy, nie ja, upadniecie.”

Ale Arthur nie dał się zastraszyć. Jego serce biło w rytm Kręgu Przeznaczenia, a moc, którą czuł, była silniejsza niż kiedykolwiek. Połączył swoją wolę z wolą swoich rycerzy. To nie była tylko walka ciała. To była walka duchów, walka o ich tożsamość, o ich przyszłość, o Camelot.

„Nie!” wykrzyknął, gdy jego miecz zajaśniał blaskiem Kręgu. „Nie będziesz nami rządzić! Żadne cienie, żadne kłamstwa cię nie ocalą!”

Arthur ruszył na Morganę z pełną mocą. Użył swojej mocy czarodzieja, by stworzyć barierę, która blokowała jej ataki. Znał jej taktyki — ona potrafiła wykorzystywać iluzje i manipulować umysłami, ale teraz Arthur był silniejszy, bardziej zjednoczony. Z pomocą swoich rycerzy, którzy walczyli u jego boku, mogła zostać pokonana. Krąg Przeznaczenia nie był tylko jego mocą, ale siłą ich jedności.

W tej chwili Morgana zrozumiała, że nie może pokonać tak silnego zjednoczenia. Roześmiała się, ale to był inny śmiech. Zatrzymała się na moment, jakby coś zaczęło pękać w jej umyśle.

„To koniec, Morgano,” powiedział Arthur z determinacją, patrząc w jej oczy. „Twoja ciemność nie ma miejsca w tym świecie. Twój czas minął.”

„Nie…!” Morgana wrzasnęła, a jej ciała zaczęły falować, jakby wiatr zabierał ją do nieznanych zakątków rzeczywistości. „Nie zakończysz mnie, Arthurze! Zawsze powrócę!”

Ale jej słowa nie miały już mocy. Krąg Przeznaczenia wypełnił całą salę blaskiem, a mroki zaczęły się rozpływać. Morgana próbowała walczyć, ale jej energia była już zbyt słaba. Pękła, jak cienka nić, a w końcu zniknęła, zostawiając po sobie tylko echo swoich ostatnich słów.

W sali Okrągłego Stołu zapadła cisza. Tylko echo ich oddechów wypełniało przestrzeń, a potem stopniowo, jeden po drugim, rycerze opuścili broń, patrząc na siebie z ulgą. Morgana została pokonana. Ciemność zniknęła.

Arthur stanął w samym centrum sali, trzymając miecz w dłoni, wciąż pełen energii, ale teraz wiedział, że prawdziwą mocą była nie tylko jego siła, ale siła całego Kręgu. Siła, którą stworzyli razem.

„Jestem dumny z was,” powiedział, patrząc na swoich rycerzy. „Dziś nie tylko pokonaliśmy ciemność. Dziś udowodniliśmy, że Krąg Przeznaczenia nigdy się nie rozpadnie. Camelot żyje dzięki tej jedności.”

I w tej chwili wszyscy poczuli to samo — ich walka była dopiero początkiem. Morgana mogła zostać pokonana, ale to, co zbudowali, było niezniszczalne. Krąg Przeznaczenia trwał.

Arthur: Przebudzenie Króla"Inny Świat"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz