Rozdział trzynasty. Pierwszy dzień wycieczki

104 19 1
                                    



Dotarliśmy do w samo południe i zatrzymaliśmy się na parkingu przy Dolnym Jeziorze. Stąd rozciągał się widok na pobliskie wzgórza i gęsty las, a w oddali majaczyły ruiny dawnego klasztoru. Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, poczułam świeżość górskiego powietrza, przesiąkniętego ziemistym zapachem lasu, który nas otaczał. Ciszę przerywał jedynie śpiew ptaków i szelest liści poruszanych przez wiatr.

Liam zatrzasnął drzwi busa i stanął obok, przyglądając się krajobrazowi surowym okiem.

– Nieźle – mruknął, poprawiając plecak na ramieniu.

Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem i uniosłam brwi.

– Nieźle? – powtórzyłam, rozbawiona. – To miejsce wygląda jak z filmu lub książki. Zdecydowanie pobudza wyobraźnię.

Liam przez chwilę patrzył na mnie kątem oka, a jego uśmiech ledwo się zarysował na twarzy.

– No dobra, przyznaję, jest całkiem niezwykłe – odpowiedział, odwracając wzrok. – Oby tylko nie zaczęło lać.

Zerknęłam w górę na chmury, które powoli gęstniały i przesłaniały słońce.

– Myślisz, że zdążymy coś zobaczyć, zanim zacznie padać? – zapytałam, starając się ukryć nutę zmartwienia.

To był pierwszy dzień naszej wycieczki, więc chciałam, żeby wszystko poszło idealnie. Rano pogoda była bez zarzutu, ale teraz... Mój pech działał na najwyższych obrotach, jak zawsze, nawet z towarzyszem.

Liam wzruszył ramionami, niezbyt przejęty perspektywą zamoknięcia. W przeciwieństwie do mnie był przyzwyczajony do kaprysów pogody i częstych deszczy.

– W razie czego mamy busa – powiedział spokojnie. – Jeśli zacznie lać, schowamy się, posiedzimy i poczekamy, aż przestanie.

Jego ton zdradzał, że oczami wyobraźni widział już scenariusz, w którym deszcz zamyka nas na dłużej w ciasnej przestrzeni busa. To była jedynie kwestia czasu, nim obawa zmieni się w rzeczywistość.

Nie wdając się w rozważania o ratunku przed deszczem, zarzuciłam plecak na ramię i odwróciłam się w stronę leśnej ścieżki. Wolałam nie rozwodzić się nad tym zbyt długo, bo i moja wyobraźnia zaczynała szaleć, choć w zupełnie inny sposób.

– W takim razie lepiej już chodźmy – rzuciłam, posyłając mu szybkie spojrzenie. – Może zdążymy, zanim wszystko zamieni się w bagno.

Ruszając ścieżką wzdłuż brzegu jeziora, minęliśmy kamienne mury. Liam zerknął na mnie, wskazując na ruiny klasztoru.

– Tam jest stara wieża, a kawałek dalej ruiny kościoła – wyjaśnił, przystając na moment.

Po obu stronach drogi wyrastały wysokie, ciemnozielone drzewa, których gałęzie rozciągały się nad nami niczym naturalne sklepienie. Ciszę przerywało tylko odległe krakanie kruków i nieustanny szum wiatru, który narastał z każdą chwilą.

Liam wskazał dłonią na kamienną ścieżkę, którą się poruszaliśmy.

– Ta droga jest starsza, niż wygląda. Kiedyś to była główna trasa prowadząca pielgrzymów do klasztoru – kontynuował. – Glendalough przez setki lat było miejscem pielgrzymek, ludzie wierzyli, że modlitwa tutaj ma szczególną moc.

– Dlaczego? – zapytałam, zaintrygowana.

– Powiadają, że Święty Kevin, założyciel tego klasztoru, miał bliski kontakt z naturą i odprawiał modły, żyjąc w odosobnieniu, w grocie wysoko w górach. Ponoć zwierzęta go słuchały, a nawet wilki nie ośmielały się go zaatakować.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 15 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

🍀Somewhere over the rainbow🍀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz