Jechaliśmy, przed długi czas mało co widziałam przez przyciemniane szyby. Całą podróż, siedzieliśmy w ciszy aż w nieprzyjemnej ciszy. Gdy w końcu samochód zwolnił, poczułam lekki dreszcz niepewności. Zza przyciemnianych szyb wyłonił się nieznany krajobraz — ciemne drzewa otaczały wąską drogę, a gdzieś w oddali majaczyło słabe światło, przypominające nikłą poświatę latarni. Nikt z nas się nie odezwał. Zatrzymaliśmy się przed wysoką, żelazną bramą. Usłyszałam szczęk klucza, a potem zgrzyt otwierających się zawiasów. Nieznajomy wysiadł pierwszy, otworzył tylne drzwi samochodu i skinął, żebym wyszła. Z wahaniem postawiłam stopę na żwirowanej ścieżce, odruchowo zaciągając się chłodnym powietrzem, które smakowało wilgotną ziemią i liśćmi.
— Jesteśmy na miejscu — odezwał się Gabriel, ruszył w stronę ogromnych drzwi, które prowadziły do wnętrza jego posiadłości — majestatycznego domu, który od pokoleń należał do jego rodziny. Budynek wznosił się dumnie na tle ciemnego nieba, a wysokie okna zdobione były eleganckimi witrażami, przez które sączyło się blade światło księżyca. Drzwi, masywne i zdobione skomplikowanymi rzeźbieniami, otworzyły się z łatwością, ukazując przestronny hol wyłożony marmurem.
Zatrzymałam się na chwilę, onieśmielona bogactwem, które kryło się za tymi murami. Wysokie sufity ozdobione były delikatnymi stiukami, a na ścianach wisiały obrazy w ciężkich, złoconych ramach, przedstawiające przodków Gabriela. Zdawało mi się, że ich oczy, choć namalowane, śledzą każdy mój ruch. Gabriel, nie oglądając się, przeszedł przez hol, a jego kroki odbijały się echem od marmurowej posadzki.
— Chodź za mną — rzucił przez ramię, jego głos rozbrzmiewał pewnie i zdecydowanie. Minęliśmy szerokie, dębowe schody, które prowadziły na górę, do wyższych pięter. Jednak Gabriel poprowadził mnie na lewo, do dużego salonu z ogromnymi, przeszklonymi drzwiami wychodzącymi na taras. W środku panowała atmosfera luksusu — eleganckie, jedwabne zasłony, ciężkie meble z ciemnego drewna i ogromne żyrandole, których kryształy migotały w przytłumionym świetle.
Gabriel stanął przed marmurowym kominkiem, na którym palił się ogień, rzucając ciepłe, tańczące refleksy na ściany. Jego twarz, dotąd zamknięta i chłodna, rozjaśniła się na moment, jakby to miejsce miało dla niego szczególne znaczenie. Wtedy z korytarza dobiegł nas odgłos kroków. Odwróciłam się, a do salonu wszedł wysoki mężczyzna o jasnych włosach i ostrych rysach twarzy — Theodore a, który przywitał się skinieniem głowy. Za nim pojawił się kolejny, o ciemnych włosach i niepokojąco przenikliwym spojrzeniu - Zade. Brakowało jednego.
- Zostajecie tu, dopóki sprawa klauna się nie rozwiążę - pozbył się swojej marynarki którą rzucił na najbliższy fotel. - Jesteś, nam potrzebna nie może ci się nic stać. Przynajmniej na razie.
Słowa Gabriela były jak zimny prysznic, wstrząsając mnie nagle, jakby dopiero teraz uświadomiłam sobie, że znalazłam się w miejscu, gdzie nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Przez chwilę patrzyłam na niego, niepewna, co o tym wszystkim myśleć. Theodore i Zade stali obok niego, ich obecność wypełniała pokój ciężką, niemal namacalną atmosferą, jakby od samego wejścia ich istnienie nadawało temu miejscu inną wagę. Wzrok Zade'a, z jego niepokojącą przenikliwością, nie opuszczał mnie ani na moment. Przełknęłam głośno ślinę, próbując ukryć niepokój, który wzrastał we mnie z każdą sekundą.
Gabriel, widząc moją wahanie, nie czekał na odpowiedź. Zgarnął z fotela marynarkę, rzucając ją na stół, jakby to była tylko część jego codziennej rutyny, a nie coś, co miało jakieś głębsze znaczenie. Jego ruchy były szybkie, pewne, a sposób, w jaki zaczął podwijać rękawy koszuli, sprawił, że poczułam się zupełnie nie na miejscu, jakbym była tylko niepotrzebnym elementem w czymś większym, czego nie rozumiałam.
YOU ARE READING
DEVILSHER | TOM I
RomanceTe miasto nigdy nie było bezpieczne nawet po ich wyjeździe. Wszytko się zmieniło, panują nowe zasady, ale strach dalej góruje nad ludźmi, a kiedy ludzie się boją są nieobliczalni. Teraz całe miasto należy do niej trzyma w garści nawet policję. Znana...