Rozdział XXVIII

31 4 7
                                    

Zawahałam się, trzymając książkę nad wyżłobieniem. Coś mnie przyciągało do tych drzwi, dziwne uczucie, którego nie potrafiłam wytłumaczyć. Jakby coś głęboko we mnie szeptało, że właśnie tu powinnam być. Nie chodziło o ciekawość ani o zabawę. To było coś więcej. 

– Lalin, co ty wyprawiasz?! – Penelopa wyszeptała nerwowo, wyciągając rękę w moją stronę. W jej głosie usłyszałam napięcie. – Nie musimy tego otwierać. Możemy wrócić do biblioteki i komuś to zgłosić po prostu. 

– Nie mogę – odpowiedziałam cicho, niemal do siebie. Tym bliżej książka znajdowała się wyżłobienia, tym bardziej czułam się jak w transie. Spojrzałam kątem oka na przyjaciółkę, czując ciężar jej spojrzenia. – Coś mnie tu prowadzi, Pen. Nie wiem, co to jest, ale... muszę to zrobić. Wybacz mi. 

Powoli wsunęłam książkę w wyżłobienie słysząc za sobą jak Penelopa wciągnęła powietrze do płuc. Przez chwilę nic się nie wydarzyło, aż nagle runy na drzwiach rozbłysły jasnym światłem. W powietrzu uniósł się delikatny, metaliczny zapach, jakby drzwi żyły i reagowały na nasze działanie.

Penelopa cofnęła się o krok gdy ja nieruchomo stałam wpatrzona przed siebie. 

" Odkryj swoje dziedzictwo, odkryj kim jesteś"

Dźwięczało w mojej głowie co raz głośniej i głośniej. 

– Lalin, to nie jest dobry pomysł – powiedziała dziewczyna, a jej głos lekko drżał.

Nie miałam jednak zamiaru jej posłuchać, pozwoliłam się porwać hipnotycznemu szeptowi w mojej głowie. Drzwi zaczęły powoli rozsuwać się z głębokim, dudniącym dźwiękiem, odsłaniając mrok za nimi. Poczułam, jak chłodny powiew dotyka mojej twarzy, przynosząc ze sobą zapach wilgotnej ziemi i papieru.

– Czujesz to? – zapytałam, spoglądając na Penelopę.

Jej spojrzenie było pełne obaw, ale skinęła głową.

– Czuję i to mi się wcale nie podoba – odpowiedziała, próbując ukryć niepokój.

Zrobiłam krok naprzód, w stronę ciemności, czując, jak coś w głębi mnie woła, cicho, ale nieustępliwie.Penelopa cofnęła się jeszcze bardziej, jakby chciała uciec, ale coś ją tu trzymało.

– Lalin... proszę, zatrzymaj się – jej głos zadrżał, a w jej oczach zobaczyłam coś więcej niż tylko strach. Ona nie chciała iść dalej, bała się. Ja jednak nie mogłam się zatrzymać. Słowa w mojej głowie – Odkryj swoje dziedzictwo, odkryj kim jesteś – brzmiały jak echo, które wnikało we mnie głębiej z każdym krokiem. Hipnotyzowały mnie, przyciągały, jakby były kluczem do wszystkiego. Zignorowałam przyjaciółkę i przekroczyłam próg, a moje oczy stopniowo zaczęły przyzwyczajać się do półmroku. Ciemność zdawała się falować, jakby żyła własnym życiem. Korytarz za drzwiami był wąski i wilgotny, a jego ściany pokrywały porośnięte mchem kamienne bloki. Wyryte w nich symbole mieniły się delikatnym, pulsującym światłem, które zdawało się prowadzić mnie dalej.Penelopa stała wciąż w progu, niepewnie spoglądając w głąb tunelu.

– Nie podoba mi się to Lalin. Wiem, że nie za bardzo może to rozumiesz, ale te runy to mogą być również zaklęcia na intruzów, mogą nas zabić!  – rzuciła, robiąc krok do przodu, choć widziałam, że kosztowało ją to wiele.

Spojrzałam na nią przez ramię, trzymając się resztek spokoju.

– Jeśli to pułapka, to już jesteśmy w środku – odpowiedziałam, po czym dodałam, bardziej do siebie – Ale nie sądzę. To miejsce mnie wzywa.

– Wzywa? Lalin, słyszysz, jak to brzmi?! – Penelopa mówiła szybko, a jej głos przesycony był paniką. – Coś tutaj jest nie tak! Nie jesteś chyba sobą... 

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że ma rację, bo to miejsce pulsowało dziwną energią, która nie była ani dobra, ani zła. Było obce, ale jednocześnie znajome. Moje palce instynktownie zacisnęły się na książce, którą wciąż trzymałam, jakby była jedynym pewnym punktem w tej chwili i połączeniem z rzeczywistością.

– Nie musisz iść ze mną Pen. – powiedziałam cicho, odwracając się w jej stronę. – Jeśli chcesz możesz wrócić. 

Jej twarz była napięta, ale po chwili westchnęła ciężko i skinęła głową.

– Nie zostawię cię samej... – odpowiedziała, choć jej głos był ledwo słyszalny.

Gdy dotarłyśmy do końca korytarza, naszym oczom ukazały się kolejne drzwi, choć te wyglądały zupełnie inaczej niż poprzednie. Były o wiele bardziej zdobione. W ich centrum widniał symbol księżyca, otoczony gwiazdami, a poniżej, drobnym pismem, wyryto słowa w języku, którego nie znałam.

– Co to może być? – szepnęła Penelopa, zbliżając się powoli, choć wciąż trzymała dystans. Widziałam jak zza ciekawieniem próbuje odczytać rycinę na drzwiach.

Nie odpowiedziałam. Tym razem nie czekałam na jej zgodę ani na szept w mojej głowie. Po prostu wiedziałam, co robić instynktownie. Przyłożyłam dłoń do drzwi, a ich powierzchnia była chłodna i gładka. Po chwili coś kliknęło, a masywne wrota otworzyły się powoli, z cichym jękiem. Wewnątrz zobaczyłyśmy ogromną salę. Może to dziwne, ale owładnął moim ciałem spokój, a szept w głowie ustąpił całkowicie. Tak jakbym trafiła już we właściwe miejsce. Weszłam dalej i rozejrzałam się dookoła z fascynacją, pokój był owalny, a ściany wyłożono rzędami regałów pełnych ksiąg. Książki wyglądały na bardzo stare, ich grzbiety popękane, a okładki zdobione złoconymi wzorami. Pośrodku pomieszczenia stał duży, drewniany stół, na którym porozrzucano różne papiery, zdjęcia i kilka przedmiotów, które wyglądały jak osobiste pamiątki.

– To wygląda jak jakieś archiwum – powiedziała Penelopa, robiąc krok do przodu, mimo że jej głos wciąż drżał.

Podeszłam bliżej do stołu, czując, jak serce bije mi coraz szybciej. Na jednym z rozłożonych zdjęć rozpoznałam twarz, która przykuła moją uwagę. Młoda kobieta, z oczami pełnymi pasji, uśmiechała się do aparatu. Jej włosy opadały na ramiona w znajomy sposób... zbyt znajomy.

– Pen zobacz!– szepnęłam, biorąc zdjęcie w ręce. Było lekko wyblakłe, ale nie miałam wątpliwości. To była moja matka. W końcu znalazłam żywy dowód, że faktycznie się tu uczyła. 

Obok niej, na zdjęciu, stała inna kobieta – starsza, z ciemnymi włosami upiętymi w elegancki kok. Wyglądała, jakby emanowała autorytetem, a jednocześnie ciepłem. Coś w ich postawie zdradzało, że były sobie bliskie. Kobieta przytulała moją matkę, trzymając ją w delikatnym uścisku, a ona opierała wtulona głowę na jej ramieniu. 

– Kto to? – zapytałam, bardziej do siebie niż do Penelopy.

– Lalin, ta kobieta wygląda trochę jak ty – odezwała się Penelopa, spoglądając mi przez ramię.

– To niemożliwe... – powtórzyłam, choć w głębi wiedziałam, że miała rację. Ta starsza kobieta wyglądała jak ktoś, kogo mogłabym nazwać rodziną. Były z mamą bardzo podobne do siebie. Dotarło również do mnie, że w akademii widziałam już te twarz na jednym z obrazów w holu. Wzięłam do rąk kolejny przedmiot. Była to gruba koperta wypełniona jakimiś zapiskami, wyrzuciłam je ze środka trzęsącymi się rękami. Moją uwagę przykuł najbardziej stary, poplamiony list. Na górze widniało imię mojej matki, a poniżej słowa, które zdawały się mieć w sobie ciężar całego świata:

"Nie mogę dłużej tu zostać mamo. To miejsce zabiera więcej, niż daje. Muszę odnaleźć siebie, poukładać swoje życie inaczej choć wiem, że będzie to oznaczać rozczarowanie dla rodziny, Ciebie i całej Akademii. Wybacz mi, ale nie dam sobą sterować, to nie jest moje miejsce. Twoja córka."

Moje palce drżały, gdy czytałam te słowa. Uciekła. Wyrzekła się tego miejsca... i wszystkiego, czym było. Czyli to wszystko było prawdą. Wyglądało to tak jakby moja matka uznała, że oblivimors będą mniejszym zagrożeniem dla mnie niż sama akademia. Ale dlaczego? Czułam, że to miejsce znało odpowiedzi na pytania, których nawet jeszcze nie zdążyłam zadać.  Jednocześnie wiedziałam, że każda odpowiedź przyniesie kolejną zagadkę i kolejne pytania na które będę chciała poznać odpowiedzi. 

Lalin Evans Akademia Absolutu - DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz