Rozdział 19

22 2 3
                                    

WTEDY: Hunter

Miejsce, do którego zabrałem Maddison, było niesamowite. Każdy z nas posiadał swoje ulubione, moim było właśnie to. Gdybym miał przepłynąć wszystkie oceany, wspiąć się na każdy szczyt i zwiedzić wszystkie kontynenty, na rankingu nadal byłoby na prowadzeniu.

Był jednak pewien problem, który utrudniał dobrowolne oglądanie widoku, a było nim wspięcie się na murek.

Tak, aby zobaczyć ten widok, musiałem włamywać się na cudzą przestrzeń. Za pierwszym razem się bałem. Wielokrotnie obszedłem posiadłość dookoła, by sprawdzić, czy nie ma nigdzie kamer. Później, wskakiwanie za mur stało się czymś zwyczajnym, powszechnym.

Dlaczego utrudniałem sobie tak życie? Sprawdzałem to wzgórze z wielu stron – niesamowity widok, którego pragnąłem zobaczyć, zewsząd zasłaniały lasy. Tylko na terenie tej ogromnej posiadłości, był on możliwy. Kiedy pierwszy raz tutaj się zatrzymałem (cóż, w sprawach załatwienia spraw fizjologicznych na łonie natury – przynajmniej wyszło ekonomicznie, dobra?) niebo miało różowy kolor, a widok na Ocean ukradkiem dało się posmakować, kiedy nadskakiwało się za ogrodzenie.

Nie była tutaj nic nowoczesnego – ten mały domek miał swój urok, ale nie wyglądał, by ktoś w nim mieszkał. Przynajmniej od kiedy tutaj się skradam, nie zdołałem zauważyć żadnej rzeczy o tym świadczącej.

Nie robiłem zresztą nic złego – po prostu oglądałem zachody słońca.

Teraz też zamierzałem. Niebo właśnie ubrało różne odcienie pomarańczy i żółci. Zaparkowałem za drzewami, po czym obydwoje wysiedliśmy z samochodu.

- Nie wiem właściwie, co ja robię – wypaliła Maddison. - Jesteś dla mnie obcy, a właśnie zgodziłam się na przejażdżkę z tobą w odosobnione od cywilizacji miejsce – powiedziała pół żartem, pół serio. Miałem nadzieję, że nie bała się ze mną przebywać.

- Zapewniam cię, że wrócisz cała i zdrową. Możesz powiadomić kogokolwiek, gdzie jesteś. Zaczekam.

Wsunąłem ręce do kieszeni jeansów. Oboje wbijaliśmy w siebie spojrzenia. Zbyt długo, niż powinno się z reguły to robić. W końcu Maddison, zawstydzona odwróciła wzrok.

To było jedno z najbardziej intymnych doświadczeń jakie miałem do tej pory. Nie sądziłem, że można sobie przekazać... zarazem wszystko i nic, jednym, długim spojrzeniem. Rozbieraliśmy się w ten sposób ze swoich kolejnych warstw.

- Ufam ci.

- Czy ty mi właśnie dajesz zielone światło, bym się udał po siekierę i łopatę? – starałem się rozluźnić Maddison. Poskutkowało uśmiechem, od którego opinały mnie bokserki.

- Chodźmy. Nie mamy zbyt dużo czasu.

Przeszliśmy do ogrodzenia. Stanęliśmy przy nim, po czym powiedziałem:

- Wskoczę pierwszy, a później cię wciągnę.

Maddison spojrzała na mnie przerażona.

- Nie bój się – podciągnąłem się na dłoniach. Usiadłem na betonowym murze, po czym wyciągnąłem dłoń do dziewczyny.

- Co ty wyprawiasz, Hunter?

- To dom mojego dziadka. Zapomniałem zapasowych kluczy. Chodź, nim zajdzie słońce. Obiecuję, że nie pożałujesz.

- Na Boga, chyba chcesz żebym zapamiętała tą randkę najgorzej jak się da. Mam się wspinać po murze...

- Daj mi dłoń. – Przerwałem jej, wyciągając w stronę dziewczyny swoją rękę. Popatrzyła się na mnie nieufnie, więc ją ponagliłem. – No dalej, Maddison. To nic strasznego. Podaj dłoń. – Wpatrywała się we mnie, jakby chciała przejrzeć moje intencje. – Proszę.

Pearl HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz