Asher
Kręciło mi się w głowie. Teściowa z moją matką podzieliły się piwem, więc dla mnie były dwa. A później Meggie umoczyła usta w swoim i mi oddała, to miałem prawie trzy. Niby co to jest na wysokiego faceta, tylko w połączeniu z upałem, miało tę moc.
Plażę opuściliśmy po ósmej, kiedy słońce zbliżało się ku zachodowi. Meggie pomogła mi zabrać leżaki, później podała rękę, gdy się wypieprzyłem o własne nogi, a na końcu psioczyła na mnie, bo tak ją pociągnąłem, że wylądowała na mnie, a na nas leżak.
– Jesteś pijany! – sapnęła oskarżycielsko.
– Wcale nie! – mruknąłem i zrobiłem minę w podkówkę.
Mężczyzna odbierający leżaki zachichotał pod nosem, a do tego pokręcił głową.
Ruszyliśmy przodem. Objąłem moją kochaną żonkę, przytuliłem jej drobne ciało do swego boku i zacząłem swój standardowy fałsz, czyli śpiewanie, gdy wypiję:
– Oh, I wanna dance with somebody. I wanna feel the heat with somebody. Yeah, I wanna dance with somebody. With somebody who loves me!
– Asher! – fuknęła, ale rozbawiona. – Zachowujesz się jak dziecko!
– Nie chcesz ze mną zatańczyć? – spytałem zawiedzionym głosem czterolatka. – Tak bardzo potrzebuję z tobą zatańczyć! – wypowiedziałem słowa, używając melodii z I wanna dance with you, Whitney Houston.
– Zaraz mnie przewalisz! – zaśmiała się, ale spojrzeniem próbowała mnie uspokoić. Była taka... taka inna. Trochę pogodna, a zarazem czujna, jakby dozowała zabawę.
Pocałowałem ją w czoło, przytuliłem mocniej i zacząłem nucić pod nosem Metro Boomin, Creepin' we współautorstwie z The Weeknd & 21 Savage:
– I don't wanna know if you're playin' me, keep it on the low. 'Cause my heart can't take it anymore. And if you're creepin', please, don't let it show. Oh, baby, I don't wanna know.
Meggie zadarła brodę i spojrzała na mnie czujnie. Pocałowałem ją w nos i zanuciłem samą końcówkę: och, kochanie, nie chcę wiedzieć.
Matki rozpływały się nad moim romantyzmem. To, że teściowa rozczulała się z zachwytem, to jeszcze bym zrozumiał, ale moja rodzicielka?
Wszystko się wyjaśniło, kiedy weszliśmy do domu, a ojciec zaprosił nas na gotową kolację. Do tego strasznie narzekał, że zniknęliśmy na ponad dwie godziny i większość mięsa trzeba odgrzać. Nudziarz!
Wtedy matka pociągnęła mnie z powrotem do domu, tłumacząc, że muszę jej pomóc zrobić sałatkę, a ponoć znam jakiś magiczny przepis na sos...
Serio?
– Jesteś szczęśliwy – stwierdziła lekko i podała mi sałatę. – Krój, ja wezmę się za paprykę.
Wziąłem nóż i zacząłem wycinać trójkąty w liściach. Uwielbiałem za dzieciaka robić z liści sałaty wzorki. Miałem zakaz jedynie na gwiazdy, bo mi ponoć nie wychodziły.
– Chyba jestem – stwierdziłem, a po chwili się zamyśliłem. W sumie... jestem.
– Więc wy... – szepnęła i spojrzała na mnie wymownie. – Jesteście... wiesz...
– Małżeństwem – dokończyłem ostrożnie i przymrużyłem oczy.
Matka przewróciła oczami niczym mała dziewczynka.
– Wiesz, o co pytam! – fuknęła.
Wiedziałem, ale uważałem, że to moja prywatna sprawa, co czuję do Megan. Na pewno nie była to tylko przyjaźń i wspólna intryga, aby utrzeć nosa ojcom. Nie czułem by móc to nazwać miłością. Czułem... coś... coś silniejszego od przyjaźni, coś ze strefy pożądania.
CZYTASZ
Zemsta latorośli
HumorDrogi czytelniku, przed Tobą komedia romantyczna o mało odkrywczej fabule. Motywem przewodnim jest ustawione małżeństwo. Ale... hola, hola! To nie sprężyna tatusiów, co się dogadali, kiedy ich dzieci były małe. Tym razem to młodzi wpadli na pomysł...