25. Deser po kolacji

483 98 52
                                    

Asher

Kręciło mi się w głowie. Teściowa z moją matką podzieliły się piwem, więc dla mnie były dwa. A później Meggie umoczyła usta w swoim i mi oddała, to miałem prawie trzy. Niby co to jest na wysokiego faceta, tylko w połączeniu z upałem, miało tę moc.

Plażę opuściliśmy po ósmej, kiedy słońce zbliżało się ku zachodowi. Meggie pomogła mi zabrać leżaki, później podała rękę, gdy się wypieprzyłem o własne nogi, a na końcu psioczyła na mnie, bo tak ją pociągnąłem, że wylądowała na mnie, a na nas leżak.

– Jesteś pijany! – sapnęła oskarżycielsko.

– Wcale nie! – mruknąłem i zrobiłem minę w podkówkę.

Mężczyzna odbierający leżaki zachichotał pod nosem, a do tego pokręcił głową.

Ruszyliśmy przodem. Objąłem moją kochaną żonkę, przytuliłem jej drobne ciało do swego boku i zacząłem swój standardowy fałsz, czyli śpiewanie, gdy wypiję:

Oh, I wanna dance with somebody. I wanna feel the heat with somebody. Yeah, I wanna dance with somebody. With somebody who loves me!

– Asher! – fuknęła, ale rozbawiona. – Zachowujesz się jak dziecko!

– Nie chcesz ze mną zatańczyć? – spytałem zawiedzionym głosem czterolatka. – Tak bardzo potrzebuję z tobą zatańczyć! – wypowiedziałem słowa, używając melodii z I wanna dance with you, Whitney Houston.

– Zaraz mnie przewalisz! – zaśmiała się, ale spojrzeniem próbowała mnie uspokoić. Była taka... taka inna. Trochę pogodna, a zarazem czujna, jakby dozowała zabawę.

Pocałowałem ją w czoło, przytuliłem mocniej i zacząłem nucić pod nosem Metro Boomin, Creepin' we współautorstwie z The Weeknd & 21 Savage:

I don't wanna know if you're playin' me, keep it on the low. 'Cause my heart can't take it anymore. And if you're creepin', please, don't let it show. Oh, baby, I don't wanna know.

Meggie zadarła brodę i spojrzała na mnie czujnie. Pocałowałem ją w nos i zanuciłem samą końcówkę: och, kochanie, nie chcę wiedzieć.

Matki rozpływały się nad moim romantyzmem. To, że teściowa rozczulała się z zachwytem, to jeszcze bym zrozumiał, ale moja rodzicielka?

Wszystko się wyjaśniło, kiedy weszliśmy do domu, a ojciec zaprosił nas na gotową kolację. Do tego strasznie narzekał, że zniknęliśmy na ponad dwie godziny i większość mięsa trzeba odgrzać. Nudziarz!

Wtedy matka pociągnęła mnie z powrotem do domu, tłumacząc, że muszę jej pomóc zrobić sałatkę, a ponoć znam jakiś magiczny przepis na sos...

Serio?

– Jesteś szczęśliwy – stwierdziła lekko i podała mi sałatę. – Krój, ja wezmę się za paprykę.

Wziąłem nóż i zacząłem wycinać trójkąty w liściach. Uwielbiałem za dzieciaka robić z liści sałaty wzorki. Miałem zakaz jedynie na gwiazdy, bo mi ponoć nie wychodziły.

– Chyba jestem – stwierdziłem, a po chwili się zamyśliłem. W sumie... jestem.

– Więc wy... – szepnęła i spojrzała na mnie wymownie. – Jesteście... wiesz...

– Małżeństwem – dokończyłem ostrożnie i przymrużyłem oczy.

Matka przewróciła oczami niczym mała dziewczynka.

– Wiesz, o co pytam! – fuknęła.

Wiedziałem, ale uważałem, że to moja prywatna sprawa, co czuję do Megan. Na pewno nie była to tylko przyjaźń i wspólna intryga, aby utrzeć nosa ojcom. Nie czułem by móc to nazwać miłością. Czułem... coś... coś silniejszego od przyjaźni, coś ze strefy pożądania.

Zemsta latorośliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz