1 - everyday life

51 12 13
                                    



Sara siedziała na kanapie, wpatrując się w ekran telefonu. Kolejna godzina minęła, a od Antonio wciąż nie było żadnej wiadomości. Chciała sprawdzić, czy napisał, ale zaraz potem zatrzymała rękę, wiedząc, że to nic nie zmieni. On nigdy nie pisał, chyba że było to konieczne, a jej czekać na niego było już niemal rutyną.

Antonio. Jej chłopak. Ich związek był... skomplikowany. Z jednej strony dawał jej poczucie bezpieczeństwa, jakby był kimś, kto miałby ją chronić. Z drugiej – czuła, że traktował ją jak coś oczywistego. Ich rozmowy były krótkie, a wspólne chwile pełne ciszy, jakby to, co ich łączyło, było tylko obowiązkiem, nie uczuciem. Antonio nigdy nie dawał jej tego, czego pragnęła – uwagi, zainteresowania, bliskości. A mimo to, nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez niego.

Z westchnieniem odłożyła telefon na stół, czując, jak ciężka pustka znów ją wypełnia. To nie była wina Antonio. On nie był zły, nie był wcale złym chłopakiem. Po prostu nie był tym, kim go chciała. Nie była pewna, co ich łączy, ale czuła, że nie może zrezygnować z tej relacji, mimo że codziennie dawała jej mniej.

Dźwięk dzwonka przerwał jej myśli. Antonio. W końcu wrócił. Tak jak zawsze, nie zapowiadając się, po prostu pojawił się w jej życiu, kiedy tylko tego chciał. Zanim zdążyła wstać, on już otworzył drzwi i wszedł do środka. Jego kroki były ciężkie, nieśpieszne, jakby był pewny, że ona zawsze będzie tu na niego czekać.

– Cześć – powiedział, rzucając plecak na stół, a potem opadając na kanapę obok niej. Jego ton był spokojny, może trochę zmęczony, ale nie pełen entuzjazmu. To nie był entuzjazm, którym się dzielili. Zamiast tego była to obojętność, która coraz bardziej przenikała ich relację.

Sara poczuła to, jak zawsze – lekkie zniechęcenie, gdy wchodził do jej świata. Jego obecność była codziennością, której nie potrafiła przerwać, nawet jeśli wiedziała, że to nie ona była powodem jego odwiedzin.

– Jak tam? – zapytała, starając się poczuć coś więcej, poczuć, że on naprawdę chce z nią rozmawiać, że jej zależy.

Antonio wzruszył ramionami.

– Wszystko po staremu. A u ciebie? – odpowiedział, nie patrząc na nią, jakby jego myśli były gdzieś daleko.

Sara zmusiła się do uśmiechu. To już nie było to samo, co kiedyś. Kiedyś to było prawdziwe, pełne ciepła. Dziś uśmiech był tylko maską, za którą kryła się pustka. Wiedziała, że to kłamstwo, bo nie czuła się w porządku. Jej serce od dawna nie biło tak, jak chciałaby, by biło.

– W porządku – odpowiedziała, czując, jak jej słowa brzmią fałszywie.

Nie chciała go martwić, nie chciała mówić o tym, że miała coraz większy problem z tym, co ich łączyło, z tym, jak traktował ją, jakby była czymś oczywistym, czymś, co zawsze będzie.

Czuła, jak wszystko w niej pęka, jak jej wnętrze staje się coraz bardziej puste. I wtedy, jakby to było przeznaczenie, jej myśli uciekły do niego. Hector Fort.

Pamiętała ten dzień, kiedy po raz pierwszy go spotkała. Tylko wtedy nie wiedziała, że to spotkanie zniszczy wszystko, co budowała z Antonio. Hector. Jego obecność była jak elektryczność w powietrzu, jakby od razu wiedział, jak przyciągnąć jej uwagę. Nie potrzebował nic mówić – jego spojrzenie, jego sposób bycia, jego bliskość – wszystko to sprawiało, że czuła się jakby była kimś ważnym, kimś, kogo warto zauważyć.

Kiedy po raz pierwszy spojrzała w jego oczy, poczuła coś, czego nie czuła od dawna. To była obietnica. To było pożądanie, nieustępliwe i prawdziwe, jakby w tym jednym spojrzeniu mógł zrozumieć wszystkie jej lęki i pragnienia.

Betrayal | Héctor FortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz