Rozdział IX

29 5 0
                                    

Od samobójstwa Pastora minęło już pare dni. Jednak dla jego córki, czas, który minął złączył się w jeden niewyobrażalnie długi dzień. Codziennie do jej domu przychodziła Cathy, która doglądała czy jej przyjaciółka wystarczająco je i śpi. Nesta czuje się jak więzień we własnym domu, ale wie, że wyjście po za jego mury nie jest aktualnie najlepszym rozwiązaniem. Na zewnątrz są ludzie, którzy będą zadawać jej mnóstwo pytań tak jak to było po śmierci jej matki. Wie co ją czeka, więc opuszczenie domu, a tym bardziej jej pokoju jest na chwilę obecną ostatnią rzeczą jakiej by chciała.

- Zjadłaś śniadanie? Umyłaś zęby? - zapytała Cathy głosem pełnym troski.

- Tak, tak i wyprzedzę Twoje pytanie, w toalecie też byłam - zażartowała Nesta

- Widzę, że humorek dopisuje, dobrze, dobrze.

- Przechodziłam już przez to. Wiem co mam robić. Rozczulanie się nad samą sobą nic mi już nie pomoże. Nie przywróci to życia mojemu ojcu. Skoro odebrał sobie życie to w moich oczach jest tchórzem. - skwitowała córka Pastora

- Skoro tak uważasz. Ale, wiesz, że możesz sobie dać tyle czasu na żałobę ile potrzebujesz? Rozmawiałam z nauczycielami, dadzą Ci taryfę ulgową.

- Czyżby? A Mooney? Z nim też rozmawiałaś o jego "ulubionej" uczennicy? 

- Hmmm, powiedzmy, że ten temat zostawiłam dyrektorce - uśmiechnęła się Cathy i podała przyjaciółce kubek z ciepłym kakao - Muszę uciekać do szkoły, ale wpadnę po lekcjach, dobrze?

- Pewnie. W sumie i tak jesteś tu cały czas. Może się wprowadzisz? - skwitowała Nesta.

- Nie głupie, nie głupie - Cathy pokazała jej język. Wstała i zarzuciła się siebie jeansową kurtkę. Pomachała stojąc koło drzwi i wyszła.

Nesta opadła na łóżko i oglądała swój pokój. Zasłony w kolorze granatu mocno kontrastowały z jej kremowymi ścianami. Ojcu nigdy to połączenie się nie podobało, ale to był jej pokój. Jej oaza. Miało być tak jak jej się podobało. Po za tym, zasłony te dostała od mamy na urodziny. Miały dla niej ogromne znaczenie sentymentalne.

Nagle usłyszała donośne pukanie do drzwi. Wstała powoli z łóżka i schodząc po schodach krzyknęła 

- Czego znowu zapomniałaś? Tak! Nie dałaś mi całusa w czoło, mamo!

Podeszła do drzwi, chwyciła za klamkę i otworzyła. Przed nią stało dwóch młodych chłopaków.

- Pastor nie żyje. Jeżeli chcecie pogadać o kolejnym spotkaniu wiernych to jedźcie prosto do kościoła.

- Chętnie byśmy to zrobili, ale przyszliśmy do Ciebie - powiedział Charles uśmiechając się od ucha do ucha.

Nesta się zarumieniła. Jej goście wyglądali zbyt idealnie. Niższy, który przed chwilą się odezwał miał ciemnoszarą koszulkę z logo AC/DC, jeansowe spodnie i glany. Włosy starannie zaczesane do tyłu. Wyższy, blondyn o ciemnych oczach miał czarny sweter, jeansy i najzwyklejsze czarne trampki. Nie mogła oderwać wzroku. Wpatrywała się w nich jak dziecko na witrynę sklepową wyłożoną słodyczami. 

- Jestem Jack, a to Charles, mój przyjaciel. Możemy wejść na chwilę?

- Normalnie to bym was nie wpuściła, biorąc pod uwagę te bzdury o mordercach, gwałcicielach i tym podobnych, ale i tak nie mam nic do stracenie, więc...- przesunęła się na boku i gestem ręki pokazał, że mogą wejść. Anioły skierowały się prosto do salonu, gdzie ostatnim razem leżał pijany Jonas. Usiedli na dwóch fotelach robiąc przestrzeń dla Nesty. Nie chcieli jej osaczać. I tak miała bardzo dużo za sobą, a jeszcze więcej przed. Nesta usiadła na kanapie i w ciszy czekała na to co chłopaki mają do powiedzenia.

Akademia StróżyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz