Rozdział 7

22 5 0
                                    

Minęły trzydzieści trzy dni, od kiedy ostatni raz widziałam Mathhew. Od tego czasu nie kontaktował się ze mną w ogóle. I ja także nie próbowałam usilnie nawiązać z nim kontaktu. Nawet nie widziałam w jaki sposób mogłabym to zrobić. Ten list, który zostawił, wyraźnie dał w nim do zrozumienia, że to koniec. 
Wróciłam wtedy zamówioną z samego rana taksówką. Wchodząc do domu, zastałam mamę, która nie przespała nocy, zastanawiając się gdzie jesteśmy i ojciec... Który jak zawsze zajęty był pracą.
To właśnie tego dnia, po całym zdarzeniu w motelu, postanowiłam ułożyć nowy plan na swoje dalsze życie, życie bez Mathhew. I wiedziałam, że może być to ciężkie do zrealizowania, bo kochałam go całą sobą. Za każdym razem wchodząc do swojego pokoju, w oczy rzucało mi się nasze wspólne zdjęcie, uśmiechnięci, zakochani, wpatrzeni w siebie. Stworzone wspomnienia, zatrzymane na fotografii i miłość, która zdawała się być nierozerwalną. Schowałam je, głęboko do szuflady, tak samo zdecydowałam się zakopać swoje uczucia na dnie serca...
Moja siostra ani razu nie wspomniała o tamtej sytuacji. Wiedziałam, że wiele ją to kosztuje. Wielokrotnie próbowałam z nią rozmawiać, ale unikała tematu jak ognia. Walczyła sama ze sobą. A ja nie byłam w stanie przebić się przez mur, który koło siebie zbudowała. 

Nasze mieszkanie cały czas było pod stałą obserwacją. Każdy mój krok był śledzony a ja czułam się jak na smyczy. Codzienna rutyna, która wkradła się w moje życie od wielu dni, nie spowodowała, że przestali nas pilnować.
Udało mi się znaleźć pracę, co prawda nie był to szczyt moich największych marzeń, ale kontakt z ludźmi, sprawił, że powoli odcinałam myśli od Matthew. 
- Idziemy dziś z dziewczynami na drinka po pracy. Dołączysz? - Usłyszałam głos Isabell za swoimi plecami, kiedy odwieszałam sukienkę. 
- Dzięki, może innym razem. - Odpowiedziałam niezauważalnie się uśmiechając. 
- Jak chcesz. Byłaby to dobra okazja żeby się poznać. - Skwitowała i odwróciła się, witając kolejną klientkę. 
Od dwóch tygodni pracowałam w sklepie z ekskluzywną odzieżą, kilka przecznic od domu. To był pierwszy krok do zmiany. Znalazłam ogłoszenie w Internecie, wysłałam CV i dwa dni później zadzwonił telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Dołączyłam do młodego personelu, który od samego wejścia przywitał mnie przyjazną atmosferą. Dziewczyny jak najęte gadały o swoim życiu prywatnym, narzeczonych i kolejnych pomysłach na wakacje, a ja za każdym razem przysłuchiwałam się ich opowiastkom. Starały się wyciągnąć ze mnie jak najwięcej się da, chcąc się czegokolwiek dowiedzieć ale moje odpowiedzi były zdawkowe. Nie wiele o sobie opowiadałam, bardziej słuchałam co miały do powiedzenia. Zdawałoby się nawet, że znajomość z Mathhew nauczyła mnie, że im mniej o mnie wiedzą, tym lepiej. Współpracownice były miłe, nauczyły wszystkiego, jakich zwrotów używać do klientek, czego nie robić i czego im nie doradzać. 
Kiedy zamykałyśmy sklep a ja udałam się kilka kroków dalej, by jak najszybciej znaleźć się w domu, poczułam rękę na swoim ramieniu. Przestraszona odwróciłam się, chcąc wymierzyć cios. 
- Spokojnie to tylko ja. - Isabell odsunęła się zdziwiona moją postawą. 
- Przepraszam. - Powiedziałam cicho. 
- Może jednak pójdziesz z nami? - Ponowiła wcześniejszą propozycję. 
- Dzięki ale nie. 
- Jakby co, to numer masz, gdybyś zmieniła zdanie. - Odpowiedziała z uśmiechem. 
Pokiwałam głową, odwzajemniając uśmiech i dostrzegając czarny samochód z przyciemnionymi szybami naprzeciw butiku. Przyśpieszyłam kroku i skręciłam w pierwszą możliwą uliczkę. Mój słuch stał się bardzo wyczulony. Usłyszałam odpalanie silnika. Przeczucia mówiły mi, że to nic dobrego. Domyślałam się, że to nie policjanci, którzy każdego dnia stoją pod naszym mieszkaniem. Moje serce ogarnęła niepewność a ja chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, próbując ich zgubić. Odwracając się co chwila, sprawdzałam czy za mną nie jadą, a kiedy znalazłam się na jednej z głównych ulic, podbiegłam do nadjeżdżającego autobusu. Wsiadłam, obserwując  z okna jak dwaj mężczyźni wysiadają z auta i rozglądają się dookoła. Ciężko było mi złapać oddech. Starsza kobieta, siedząca obok, zapytała czy wszystko dobrze. Odpowiedziałam jej, że tak ale skłamałam. Nic nie było w tej chwili w porządku. 

Po kilkunastu minutach wysiadłam z autobusu, wypatrując czy nikt mnie nie śledził. Udałam się do pobliskiego sklepu, skąd od wejścia przywitał mnie uśmiechnięty, starszy Pan. 
- Witaj Lili. - Pan Thomas jak zawsze był radosny. 
- Poproszę to, co zawsze. - Powiedziałam w pośpiechu, wrzucając drobne na ladę. 
Sprzedawca podał mi puszkę ulubionej coli, dorzucając czekoladowy batonik. 
- Wszystko uregulowane. - Odpowiedział, przesuwając pieniądze w moją stronę. 
- Znowu? - Zapytałam zaskoczona a On pokiwał głową. 
- Nadchodzi burza Lilianno. - Oznajmił a ja zerknęłam za szybę. 
 To prawda, od samego rana zanosiło się na solidny deszcz i to ze śniegiem. 
- Nie o takiej burzy mówię moje dziecko. - Chwycił moją dłoń, kiedy sięgałam po napój. - Musisz uciekać. - Jego głos był stanowczy, a twarz przybrała poważną minę. 
Spojrzałam na niego zszokowana, zabrałam rękę i uciekłam ze sklepu, zapominając o coli. 
Przebiegłam przez ulicę, nie reagując na trąbienie samochodów. Po kilki chwilach znalazłam się przy windzie, zniecierpliwiona, wduszając guzik. A gdy byłam już na swoim piętrze, wyciągnęłam klucze, otwierając drzwi. Kamień spadł mi z serca kiedy z kuchni wyłoniła się mama a zaraz za nią Kornelia. 
- Wszystko dobrze? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - Odezwała się mama. 
- Tttt tak. - Odpowiedziałam zdyszana. 
- Siadaj, zaraz podam obiad. 
Rozebrałam się, wieszając kurtkę na wieszaku. 
Usiadłam przy stole, chwytając moją siostrę za rękę i głaszcząc. Odpowiedziała tym samym i uśmiechnęła się do mnie. 
- Jak było w pracy? - Zapytała mama, podając zupę.  
- Nie czekamy na ojca? 
- Musi zostać dziś dłużej w pracy. To jak było?
Wcale mnie to nie dziwiło. Ostatnimi czasy sporo pracował, wracał późno w nocy a z samego rana było słychać tylko kłótnie rodziców, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. 
- Dobrze, dziewczyny zaprosiły mnie na drinka zapoznawczego, ale nie idę. - powiedziałam wkładając łyżkę do ust. 
- Córeczko, nie możesz ciągle siedzieć w domu, może to dobry pomysł, by gdzieś wyjść choć na chwilę, hmm? 
- Mama ma rację.- Odezwała się Kornelia. - Ja też dziś wychodzę, jadę do Lisy na noc. 
Moja siostra była dziś w lepszym nastroju niż przez ostatnie kilkanaście dni. 
- Idź się rozerwać, wyjdziesz trochę do ludzi i...
- I co ? I zapomnę o Matthew, tak ? To chciałaś powiedzieć? 
- Tak. To chciałam powiedzieć. Czas zacząć żyć normalnie a przez ostatnie ponad pół roku było to niemożliwe. Nie wspominając już o czatowaniu policji pod domem i śledzeniu każdego naszego kroku. - Wreszcie powiedziała to co leżało jej na sercu. 
- Nie będziesz musiała się już o to martwić. Matthew to zamknięty rozdział i więcej go nie zobaczymy. - Wstałam, odsuwając krzesło i rzucając serwetką na stół. 
- Mamo.. - Usłyszałam głos Kornelii, kiedy zamykałam drzwi od swojego pokoju. 
Pierwszy raz od kilku lat posprzeczałam się z mamą. 

Dwie godziny później byłam gotowa do wyjścia. Po kłótni z mamą, napisałam do Isabell, że zmieniłam zdanie i zjawię się na spotkaniu. Isabell w odpowiedzi wysłała adres i nie kryła radości, że dołączę. 
- Wychodzę. - Oznajmiłam otwierając drzwi i ulatniając się za nimi. 
Po piętnastu minutach taksówka dowiozła mnie pod wskazany adres. Dziewczyny czekały na mnie pod klubem, w którym miała odbyć się mała impreza zapoznawcza. Weszłyśmy do środka a ja poczułam jak żołądek podchodzi mi do góry. Czułam się nieswojo w nieznanym mi miejscu, ale musiałam przyznać, że był to naprawdę fajny klub. Usiadłyśmy przy stoliku na piętrze, z którego miałyśmy widok na parkiet. Godzina była jeszcze wczesna, ludzie zaczęli dopiero się schodzić a koleżankom nie zamykały się buzie. Wypiłam dwa drinki, powoli czując jak alkohol uderza mi do głowy. Czas spędzony z nimi leciał niesamowicie szybko. Isabell porwała mnie na parkiet, ale jakoś nie potrafiłam odnaleźć rytmu. Zostawiłam ją, kiedy dołączyła Susan. Udałam się do łazienki i odłożyłam torebkę na marmurowym blacie. Zawartość żołądka unosiła się coraz bardziej do góry. Otworzyłam drzwi i nachyliłam się nad sedesem, by zwrócić wszystko. Wiedziałam, że to najlepszy moment na powrót do domu. Opłukałam twarz zimną wodą i postanowiłam poszukać koleżanek, oznajmując, że będę zbierać się do domu. Susan ucałowała mnie w policzek, dziękując, że zdecydowałam się spędzić z nimi wieczór i dając do zrozumienia, że następnym razem nie przyjmuje odmowy. 
Wyszłam przed klub, spoglądając na zegarek, który wskazywał trzecią trzynaście. Załapałam taksówkę i pojechaliśmy pod podany adres. 
Wjeżdżając windą do góry, kolejny raz poczułam jak robi mi się niedobrze. Kiedy stanęłam na swoim piętrze a drzwi się rozsunęły skierowałam się w stronę mieszkania. Zauważyłam, że drzwi są lekko uchylone. Niepewnie je otworzyłam dostrzegając bałagan. Rozejrzałam się dookoła, widząc jak wszystko było porozrzucane a krzesła poprzewracane. Podeszłam do sypialni rodziców, widok jaki tam zastałam był najgorszym z możliwych. Przyłożyłam ręce do ust, chcąc zahamować krzyk. W kałuży krwi leżała mama. Zrobiło mi się słabo. Usiadłam na podłodze zalewając się łzami.
- Mamo. - odezwałam się niemo.
Ale ona nie odpowiedziała...

Osądzeni Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz