ROZDZIAŁ 28.

6 3 0
                                    

Dla wielu osób utrata kogoś bliskiego jest bardzo bolesnym wydarzeniem, któremu może towarzyszyć dezorientacja, poczucie przytłoczenia i niesprawiedliwości, smutek, gniew, lęk, poczucie winy, osamotnienia, nieszczęścia i wiele innych stanów emocjonalnych.

Zderzenie się z poczuciem straty oraz koniecznością przeżycia żałoby często burzy dotychczasowy obraz świata i zdaje się nie pozostawiać nadziei na odbudowanie go na nowo. Czy w zgodzie z powiedzeniem, że czas leczy rany, warto wierzyć, że stan ten przemija?

Jak człowiek reaguje na stratę? Bardzo różnie, w zależności od wagi straty i osobowości. Myślę, że normalna jest właściwie każda reakcja, od szoku, zamrożenia, zaprzeczenia aż po krzyk, płacz, agresję czy lęk. Reakcja obejmuje wszystkie cztery podstawowe sfery naszego przeżywania.

Na początku występuje zaprzeczenie i niedowierzanie. To reakcja obronna, która pozwala nam funkcjonować mimo straty, jeszcze przez chwilę działać i przy odrobinie szczęścia stratę zminimalizować. Potem, gdy dociera do nas okrutna prawda najczęściej reagujemy rozpaczą lub złością, a czasem lękiem. Reakcja może być tak mocna, że tracimy siły doprowadzając do reakcji odrętwienia.

Na poziomie ciała strata oddziałuje jak każdy duży stres, może wiec powodować zaburzenia gastryczne, bóle głowy, kołatanie serca. Bardzo częstym odczuciem jest ból, który wynika z napięcia mięśni, utrzymywanych w gotowości do działania, lub wręcz psychosomatyczny.

Wreszcie na poziomie zachowania mamy często do czynienia z trzema fazami. Pierwsza – alarmowa, to krótkotrwała faza dezorganizacji zachowania. Nie wiemy, co robić, jesteśmy chaotyczni. Po niej następuje adaptacja – przystosowujemy się, ale wymaga to olbrzymiego wysiłku, który z czasem może doprowadzić do fazy trzeciej, wyczerpania.

Wyczerpanie...

Jestem wyczerpana...

Nie czuję bólu, smutku czy żalu, tylko pustkę.

Po raz kolejny życie ze mnie zakpiło. Czy to karma za te wszystkie złe uczynki? Czy kolejna lekcja? A może nauczka?

Myśli kołatały mi się w głowie, próbowałam to wszystko jakoś sensownie wytłumaczyć. Chciałam, żeby to miało jakiś wyższy cel. Chciałam myśleć, że dziewczyny umarły, bo tak miało być, a nie dlatego, że jakiś popierdoleniec postanowił utrzeć mi nosa. To nie mogło się tak skończyć. MY nie miałyśmy tak skończyć.

Przekręciłam się na drugi bok i zakryłam szczelniej kołdrą. Niedługo musiałam wstać, aby udać się na pogrzeb Wiki i Hani. Tak bardzo nie chciałam tam iść i nie chodziło tu o to, że nie chcę ich pożegnać. Bałam się że kiedy je zobaczę znowu coś poczuję. Nie chcę już czuć. Uczucia bolą.

Po moim omdleniu w klubie Daniel przywiózł mnie do siebie i nadskakiwał jak nad jajkiem. Dokładnie to samo robiła Ada i Natan, który pierwszy raz od dawna pokazał swoją delikatną stronę i razem ze swoją żoną opiekowali się mną na zmianę.

Hmm... Żona.

Nawet nie czuję wyrzutów sumienia w związku z ich odwleczonym miesiącem miodowym. Nie musieli tu być, a mimo wszystko zostali. Zostali dla mnie.

- Ola? – Brunet pojawił się w wejściu do sypialni. Miał na sobie czarną, elegancką koszulę, do tego równie czarne spodnie garniturowe i pantofle. – Musisz się zbierać, zaraz jedziemy.

- Dobrze. – Odrzuciłam kołdrę na bok i wstałam. Zakręciło mi się lekko w głowie, co sprytnie udało mi się ukryć udając przeciąganie. Leżałam od kilku dni, więc nic dziwnego, że mam zaburzoną równowagę.

Podeszłam do szafy i wyjęłam czarną sukienkę na długi rękach, którą bez wahania zaczęłam od razu ubierać. Czułam na plecach palące spojrzenie Daniela, ale nie miałam ochoty się odwrócić. Wiedziałam co zobaczę w jego oczach – troskę i niepewność. Byłam słaba i on o tym wiedział...

MIŁOŚĆWhere stories live. Discover now