Więc zaczęło się tak.

1 0 0
                                    

No cóż, siedzę w hotelu już blisko miesiąc i rozmyślam czy dało by się coś zmienić, czy to mogło potoczyć się inaczej? Kiedy człowiek tak siedzi, bez możliwości opuszczenia tych czterech ścian ma wiele czasu na wspomnienia, ale może wszystko od początku.

Na imię mam Amelia i mam 21 lat, jestem agentką w międzynarodowej tajnej agencji szpiegowskiej. Tak, bardzo dobrze wiem, jak to brzmi, początkowo też myślałam, że to żarty, ale teraz to moje życie. Obecnie siedzę schowana w hotelu, nie wiem jakim mieście i robię nic. Mam zakaz wtrącania się w cokolwiek, mam grzecznie siedzieć w ukryciu i oglądać filmy czy coś tam. Sprawa wygląda tak, że wpakowałam się w niezłe kłopoty i to nie z własnej winy.

Musimy cofnąć się o dosłownie półtora miesiąca, tyle wystarczy. Misja odbicia zakładników. Jakiś pożal się Boże przestępca, porwał córki ambasadora dla okupu. Sprawa trafiła do naszej agencji, moja drużyna została wyznaczona do tego zadania. Zapoznaliśmy się z informacjami na temat naszego porywacza i szybko wzięliśmy się do roboty. Już po godzinie ustaliliśmy, gdzie przebywa wraz z dziećmi ambasadora, mieliśmy też pełne informacje o zabezpieczeniach jego kryjówki i ilości przebywających tam osób. To była naprawdę szybka i prosta sprawa. Przygotowaliśmy się do drogi, lecieliśmy samolotem. Nie robiliśmy zbyt wiele hałasu, więc bez problemu mogliśmy wyskoczyć niecały kilometr od kryjówki. Bez problemów dotarliśmy na miejsce i obezwładnialiśmy po kolei kolejnych bandytów. Ja i Aleks mieliśmy odbić dzieci, reszta nas osłaniała i zdejmowała kolejnych wrogów. Już je mieliśmy, były właśnie wyprowadzane, porywacz skuty czekał, aż zabierzemy go do aresztu agencji. I wtedy to się stało, usłyszałam strzał, odwróciłam się, a porywacz wił się na podłodze i wykrwawiał. Szybko rozejrzałam się i nic, nikogo nie widać, nawet nikt nie miał broni w ręku. Wszyscy w szoku patrzyli po sobie, ja natomiast podbiegłam do porywacza i zaczęłam uciskać ranę i wzywać posiłki. Nie zdążyli, zabrali tylko ciało, a nas zabrali na przesłuchanie. Wszyscy znali zasadę: „Nie zabijaj, obezwładniaj". Może ktoś zdradził, może był tam ktoś jeszcze, może był ktoś daleko i strzelił?

Sprawa nie została tak naprawdę rozwiązana, uznano, że to zamach na porywacza i strzelono z pobliskiego drzewa, dowodów brak.

A skąd to niebezpieczeństwo? Otóż nasz porywacz to syn pewnego jegomościa, który mści się jak nikt inny. Doniesiono mu o śmierci syna, podczas obijania zakładników. Jako że nie znaleziono jego zabójcy, winna w jego oczach stałam się ja. Byłam najbliżej, a co ważniejsze, to właśnie ja dowodziłam tą misją. Jakoś 2 tygodnie po akcji, otrzymałam przerażający list. Jego treść to pogróżki i obecne zdjęcia mojej rodziny. Zgłosiłam to natychmiast do dowództwa, list poszedł do analizy wraz ze zdjęciami, by mieć pewność, że zostały zrobione niedawno.

Teraz moja rodzina ma stały nadzór, cały czas ktoś jest w okolicy, oni oczywiście nie mają o niczym pojęcia. Myślą, że ich córka obecnie studiuje dyplomację w Krakowie i pracuje w kawiarni jako kelnerka. A ja siedzę w hotelu i myślę i wspominam i płaczę i zamykam się w sobie i martwię się i uspokajam. Wiele wspomnień wraca do mnie, te złe i te dobre, mniej i bardziej istotne, po prostu przychodzą. Ostatnio dużo myślę o tym, jak tu trafiłam. Jak się szkoliłam.

Byłam środkowym dzieckiem w całkiem „normalnej" rodzinie i niczego więcej nie powinnam oczekiwać od życia. Kiedy miałam 16 lat i stałam przed wyborem (pozornym wyborem) szkoły ponadgimnazjalnej, otrzymałam list z gratulacjami z powodu otrzymania pełnego stypendium do prywatnej szkoły pod Krakowem. Najpierw były pytania i pretensje, że wysyłam swoje dokumenty po Polsce bez niczyjej wiedzy i zgody. Na nic były tłumaczenia, że to nie ja i że naprawdę nic o tym nie wiem, szlaban i tyle. Kilka dni później zadzwonił telefon, to sekretarka ze szkoły. Wtedy wszystko stało się jasne, nikt nie wysłał moich dokumentów, szkoła obserwuje zdolną młodzież i przyznaje stypendia dla najlepszych. Sytuacja zmieniła się bardzo nagle, matka obdzwoniła pół rodziny, żeby pochwalić się, jaka jej córka jest zdolna i że to oczywiście, zasługa starszego brata, bo takim przykładem świeci. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego mój brat nie dostał tego listu 2 lata temu? Jego osiągnięcia w nauce były nawet lepsze niż moje i było ich zdecydowanie więcej.

Bardzo dobrze pamiętam dzień, mój brat stał przy moim oknie z siostrą na rękach, tata obok wpatrzony w ekran swojego telefonu, mama kawałek dalej kłóciła się z kimś przez telefon. Tak nie chciałam zastawiać swojego rodzeństwa, zwłaszcza siostry. Mój brat jest 2 lata starszy ode mnie, umie sobie poradzić. Tylko że moja siostra ma dopiero 4 lata, bardzo się o nią boję, ale równocześnie wiem, że nasz brat dobrze się nią zajmie.

Podróż do Krakowa ciągnęła się z powodu stresu, nie byłam, w stanie nawet czytać. Przez mój przedział przewinęło się mnóstwo osób, wszyscy mieli beztroskie wakacje. Tylko ja jechałam do szkoły. W Krakowie byłam późnym wieczorem, przed dworcem głównym czekał na mnie facet w garniturze z tabliczką z moim imieniem i nazwiskiem. Podeszłam do niego niepewnie i przywitałam się, mężczyzna skinął głową i poprosił, abym poszła za nim. Pomógł mi spakować walizki i plecak do bagażnika, czarnego auta nieznanej mi dotychczas marki. Usiadłam na tylnym siedzeniu, mężczyzna usiadł obok, kierowca ruszył, jak tylko zapieliśmy pasy. Była to kolejna długa podróż, z tą różnicą, że wiele się tu działo.

Dowiedziałam się wtedy, gdzie tak naprawdę jadę i dlaczego, ale wszystko po kolei. Owszem była to prywatna szkoła, z tą różnicą, że nie przyjmowała bogatych rozpieszczonych dzieciaków, ale tych, w których zauważono potencjał. Ogólnie obserwują młodych ludzi w wieku od 16 do 18 lat. Potem wybierają tych, w których dostrzegli to coś i wysyłają im takie pisma jak do mnie. Na szkolenie rekrutują od 18 lat, ale dalej nie wiem, co tu robię? Przyczynili się do tego moi ambitni rodzice i cała gama zajęć dodatkowych na, które uczęszczałam. Trochę tego było: angielski, taniec i gimnastyka, karate i kółka szkolne, a także zajęcia dodatkowe z polskiego i matematyki oraz kółko teatralne i oczywiście basen. Funkcjonuję w ten sposób już od dobrych 8 lat, bywało ciężko, nie miałam wolnych weekendów ani ferii, nawet w wakacje nie mogłam wyjechać do dziadków na dłużej niż tydzień. To przesądziło całą sprawę.

Otrząsam się ze wspomnień i wstaje z łóżka. Przeciągam się, ściągam sweter i siadam na podłodze. Rozciągam się, żeby nie wypaść z formy. Siedzę zamknięta, ale nadal ćwiczę minimum 2 razy dziennie po godzinie (odcięli mnie od kablówki w połowie maratonu argentyńskiej telenoweli, chyba nie przypadła im do gustu). To przypomina mi o początkach w akademii...

Po dotarciu na teren szkoły zostałam zaprowadzona do sekretariatu, gdzie otrzymałam swój plan zajęć oraz mapkę (poważnie) całego kompleksu. Potem z trudem trafiłam do swojego pokoju w internacie. To był pokój 2-osobowy, ja dotarłam pierwsza i nie wiedziałam, kiedy oczekiwać przybycia mojej lokatorki. Zjawiła się tydzień później, kiwnęła mi głową i zaczęła się rozpakowywać, i tak naprawdę to tyle z naszej rozmowy.

Okazuje się, że stypendium, które się otrzymało, można również stracić. W każdym semestrze odbywały się egzaminy, które miały przesądzić kto, zostanie w akademii, a kto powróci do swojego dawnego życia. Na początku nie było łatwo, oprócz podstawowych zajęć jak matematyka czy język polski (chodź, było ich nie wiele), w planie widniały takie zajęcia jak kamuflaż, zajęcia sprawnościowe czy umiejętności dyplomatyczne. Zajęcia odbywały się od poniedziałku do soboty, od 8 do 17 z godzinną przerwą obiadową. Nauka w tej szkole trwa 4 lata.

Nie było łatwo, kiedy wszyscy są starsi od Ciebie, myślą, że jesteś pomyłką. Tak na mnie patrzono, jak błąd systemu. Na każdym możliwym kroku byłam popychana i obrzucana obelgami.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: 2 days ago ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Film bez scenariuszaWhere stories live. Discover now