Wybrańcem?
Ta dziewczyna papla głupoty na każdym kroku, tylko po to by mnie zmanipulować.
Wracam do pokoju z natłokiem myśli. Jedyne co nie daje mi spokoju to brak reakcji siostry Stephanie. Nie mam pojęcia jaką bajeczkę musiała jej sprzedać, ale na tyle ile znam ukochaną siostrzyczkę musiała być ona wystarczająco dobra.
Czuję na sobie parę spojrzeń, gdy przechadzam się korytarzem, ale stanowczo je ignoruję. Doskonale znam te ukradkowe i pełne ciekawości spojrzenia. Nie pierwszy raz jestem na świeczniku większości uczniów w Brillstone. To dobrze mi znana milcząca rozmowa, która powtarza się zdecydowanie zbyt często. Nie zwalniam jednak kroku, nie przyciągając na siebie ich zbędnej uwagi. Nie chcę karmić ich swoją niepewnością i zakłopotaniem.
Ciężej stawiam kroki, gdy spojrzenia zwiększają swoją częstotliwość. W powietrzu coś zaczyna się powoli zmieniać. Uczucie obserwacji staje się przytłaczające. Mimowolnie unoszę wzrok ku górze. Po prawej, jak i lewej stronie korytarza stoją moi rówieśnicy. Jedni mają jednak spuszczone głowy, a drudzy dumnie patrzą czekając na mój upadek. Wszyscy stoją zgodnie z kodeksem akademii.
I wtedy widzę, kto stoi na końcu korytarza.
Czeka na mnie.
— Cadanie — słyszę jej zachrypnięty głos, a gdy zbliżam się do kobiety wciąż mogę wyczuć woń dymu nikotynowego.
Zatrzymuje się kilka metrów przed siostrą Stephanie. Ludzie wciąż stoją wokół mnie jak sępy zwiastujące pożarcie. Rozglądam się na możliwą ucieczką, ale to wtedy przypominają mi się pewne słowa, które dudnią w głowie jak szalone.
Zawsze będziesz tak uciekać?
Te słowa działają na mnie pobudzająco. Może mam dość uciekania, a może nie chce dawać satysfakcji. Wiem, że rude kosmyki gdzieś w tłumie kołysa wiatr, a zielone oczy obserwują uważnie każdy mój krok. Decyduje się podejść do siostry, która tylko na to czeka. Gdy staję z nią twarzą w twarz, cała widownia tego marnego przedstawienia rozmywa się w ciągu sekundy.
Siostra posyła mi delikatny uśmieszek i ponownie kieruje się w stronę swojego gabinetu. Idę w jej ślady, jakby była moim mentorem. Wciąż nie jestem pewien, czy podjąłem właściwą decyzję. Wpuszcza mnie do środka, gdzie ponownie siadam na niewygodnym krześle.
— Czy wiesz dlaczego spotykamy się ponownie? — pyta.
— Nie mam pojęcia — stwierdzam chłodno. — Jednak bardzo niepokoi mnie przedstawienie, które wydarzyło się niecałe kilka chwil temu, siostro.
Stephanie bierze kolejnego papierosa, którego bez skrupułów przy mnie odpala. Śmieje się cicho i łączy ze mną swoje spojrzenie.
— Nie lubisz być główną postacią w takim przedstawieniu, prawda Caden?
Gryzę się w usta, by nie palnąć czegoś, czego później mógłbym bardzo żałować.
— Nie jestem fanem takich rzeczy.
Stephanie wstaje i podchodzi do dużego, okrągłego okna przez które wygląda. Ma ono widok na ten sam las, którym wymykam się wieczorami z Elysą.
A raczej wymykałem.
Gasi papierosa, zostawiając niedopałek na parapecie. Ponownie zwraca się w moją stronę, obdarowywując mnie dziwnym i ciężkim do zidentyfikowania spojrzeniem.
— Znam cię bardzo długi czas — kontynuuje. — I serce mi się łamie, gdy boisz się powiedzieć mi prawdę. Doceniam więc zaangażowanie Vedy, która ochoczo obroniła cię przed dostaniem kary.
CZYTASZ
How You make Me Your Villian
RomanceRok 2010, Detroit. Upadłe miasto nie cieszące się popularnością. Dom dziecka. Obskurne miejsce, gdzie rodzina zastępcza pojawiała się dwa razy do roku. Czas płynie tam o wiele wolniej. Caden Woodward za chwilę ma osiągnąć pełnoletniość, która pozw...